sobota, 30 sierpnia 2014

6. Walka z Sakurą


     Kolejny dzień i kolejne kłótnie. Czy to się kiedyś skończy? Oczywiście, że nie! Nie jestem głupia, z Lenem kłócę się zawsze. Jest uparty, arogancki i złośliwy. Niestety najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeśli Len nie zabije Chroma, to w walce z Nioray, Jocko nie zabłyśnie i ich więzi się nie zacieśnią, co może spowodować późniejsze problemy. Jednak jeśli Chrom przeżyje, to razem z Nichromem mogą nas wesprzeć ponieważ dzieciak nie będzie miał okazji do zemsty, a na jego starszego brata nie słyszałam narzekań, więc idąc tym tropem wszystko powinno nabrać korzyści dla nas, ale… Właśnie zawsze jest to głupie „ale”. Wyrocznia macza palce w tym wszystkim i jestem pewna, że koniecznie będzie chciała namieszać, co znaczy, że mamy problem nawet i z moimi pomysłami. Do tego wszystkiego jest jeszcze Sakura… Moje przyjaciółki miały stróże, które stworzyłam, ale mój… Nie pasuje mi to wszystko.
-Nic z tego nie rozumiem!- Syknęłam rzucając pluszowym białym miśkiem o drzwi. Po chwili weszła Jun z tacą i kolacją. Postawiła mi ją na stoliku nocnym po prawej stronie łóżka i usiadła około metra ode mnie przyglądając mi się uważnie.
- Dobrze księżniczko. Powiedz co cię tak dręczy. Od kilku dni jesteś nerwowa i wszystko cię drażni… Martwię się o ciebie. Powiedz swojej siostrzyczce, co ci ciąży na serduszku.- Spojrzałam na nią jakby postradała wszystkie zmysły, ale mimo tej mdłej słodyczy i tego ciepłego uśmiechu, które razem tworzyły chorą aurę niewinności musiałam się uśmiechnąć.- Wszystko Jun. Mam tyle możliwości… Ale zawsze pojawia się ta kobieta i niszczy, co wymyśliłam! Ona chce coś, ale ukrywa się za tą swoją maską dobra i chce zmydlić nam oczy. Specjalnie nas rozdzieliła… W grupie siła prawda?... Jun co ja mam zrobić? Iść według scenariusza, który powstał, czy zbudować nowy nie wiedząc na co pisze, a w obu na koniec i tak ktoś umiera.- Moje oczy się rozszerzyły. Tao może zginąć i nic na to nikt nie poradzi. Faust go może nie uleczyć!... Jednak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to jest szansa, że nie zginie.
- Megami…Kto zginie?- Spytała delikatnie, ale i poważnie doshi patrząc mi w oczy.
- Niby nasz wróg, ale w takiej sytuacji nie wiem, czy jest naszym wrogiem, czy ktoś go opętał by robił źle… Nie wiem… Jun jeśli coś pójdzie nie tak to wszystko z mojej winy. Ja się w to wszystko mieszam… Nie powinno mnie tu być.- Zaczęłam wątpić i chyba popełniłam błąd mówiąc takie bzdury. Zielonowłosa wyglądała na zaskoczoną, później na jej twarzy widziałam pustkę. Ani jej oczy, ani mimika nie wyrażały nic.
- Chcesz się poddać?- Spytała sucho. Z tą chwilą widziałam Tao, której nie chciałam widzieć. Nie chciałam widzieć twarzy pełnej nienawiści i gniewu.
- Nie… Chce się wycofać póki jest czas. Działać z ukrycia i nikogo nie zranić.- Patrzyła na mnie tym stalowym wzrokiem, zmrużyła niebezpiecznie oczy kiedy powiedziałam, co powiedziałam.
- Myślisz, że ci pozwolę odejść?- Spytała chłodno, milczałam. Szczerze, to nie wiedziałam, czy dadzą mi odejść czy też nie. Byli silni i sprytni jeśli by im na mnie zależało tak mnie na nich nie obeszło by się bez walki.
- Nie wiem.- Odpowiedziałam cicho. Chinka położyła mi dłoń na głowie i lekko uderzyła.
- Czy ty pozwolisz nam odejść?- Spojrzałam na nią zaskoczona, ale dostrzegłam ciekawość za tym srogim głosem.
- Nie, znaczy… Nie pozwoliłabym, aby coś się wam stało.- Nie mogłam byś samolubna i powiedzieć nie zostańcie, bo tak chcę. To byłoby złe nie ważne jak mocno by to bolało.
- Tu się różnimy Megami. Ty mimo, że chcesz nas przy sobie nie pozwolisz sobie na samolubne działanie, ale my tacy nie jesteśmy. Tao to dumny i samolubny ród, a ty stałaś się dla nas zbyt ważna, żebyś mogła robić to co ci się podoba. Nie wiem kiedy, ale stałaś się dla mnie siostrą i choćby nie wiem jakie to było samolubne i złe nie pozwolę ci odejść. Jeżeli chcesz nas opuścić znajdę cię. Będę walczyć, aż do śmierci i sprowadzę ci tu z powrotem. Rozumiesz?- Spytała wstając i czochrając mi włosy. Z jednej strony to było miłe, z drugiej właśnie oznajmiła mi, że całe moje życie jest teraz pod jej kontrolą.- Eh. Nie mogłaś po prostu powiedzieć, że mnie kochasz siostra?- Spytałam uśmiechając się złośliwie. Utworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale je zamknęła, źrenice się jej rozszerzyły w szoku, ale po chwili uśmiechnęła się wesoło.- Megi, Megi. Musisz czytać między wierszami.- Powiedziała chichocząc radośnie.- Czyli nie.- Westchnęłam głośno nie rozumiejąc, czemu niebieskooka tak się śmieje.- Zjedz i idź spać.- Rozkazała łagodnie zamykając za sobą drzwi. Zasalutowałam jak żołnierz do kapitana i jedząc zaczęłam dokańczać prace domowe, jakie odłożyłam na później( czyli wszystko) i robiłam je do świtu. Wypiłam mocną kawę, kiedy powieki zaczęły mi opadać po czym robiłam te głupie zadania dalej. Swoją drogą to od kiedy ja po japońsku pisać potrafię?
- Powinnaś spać.- Znikąd pojawiła się Sakura, krzyknęłam i złapałam się za serce.
- Nie strasz mnie tak!- Pisnęłam piorunując ją wzrokiem i chowając wszystkie książki do biurka. Spakowałam się na kolejny dzień szkoły, który miałam za dwa dni, odłożyłam torbę na krzesło, poszłam się umyć i ubrać w białe dresy i bluzę do kompletu z różowym podkoszulkiem. Schowałam portfel do prawej kieszeni zapinanej, a telefon do lewej w środku bluzy. Gotowa na rozpoczęcie dnia poszłam pobiegać po parku. Ming znów gdzieś zniknęła, ale nie przejmowałam się tym zbytnio w końcu potrafię kontrolować powietrze. Nikt mi nie podskoczy… Cóż przynajmniej ze zwykłych obywateli.
       Kiedy wracałam było koło siódmej, kupiłam wodę w kiosku i wróciłam do apartamentu. Zrobiłam kolejną mocną kawę, sok pomarańczowy i kanapkę z szynką.
-  Zaszalałaś.- Skomentował Len stojąc w progu kuchni opierając się lewym ramieniem o framugę drzwi. Była sobota, więc pan idealny chyba pospał dzisiaj dłużej, bo zwykle to on mnie budzi o czwartej nad ranem.
- Nie komentuj kocie.- Powiedziałam siadając do stołu i jedząc moje śniadanie.
- Czemu kocie?- Spytał oburzony i jednocześnie zdziwiony.
- Pijesz mleko, masz kocie oczy, ciągle syczysz jak kociak, a do tego masz pazurki… Zresztą skoro ja jestem księżniczką, to ty będziesz kotem.- Uśmiechnęłam się dumnie, słysząc jego ciężki wydech i ciche liczenie do dziesięciu. Wyciągnął z lodówki mleko i na przekór usiadł obok kradnąc mi kanapkę z talerza.
- Głupek.- Syknęłam piorunując go wzrokiem. Ten tylko uśmiechnął się podle, wstał kończąc MOJĄ kanapkę i skierował się do wyjścia, ale przystanął w progu i odwrócił głowę w moją stronę.
- Też cię kocham skarbie, ale otrzyj ten dżem z nosa.- I wyszedł. Tak po prostu!
- Idiota!!!- Wrzasnęłam podchodząc do zlewu myjąc całą buzię.
- Nie podskakuj księżniczko… Dzisiaj zrób powtórkę z wczoraj ah i jeszcze zrób obiad.- Mówił patrząc cały czas na swoją torbę treningową i przeglądając czy wszystko ma.
- Otruje cię.- Powiedziałam bardzo poważnie, nie wiem skąd niby wytrzasnę truciznę, ale na pewno będzie cierpiał po tym obiedzie!
- To ja cię utrzymuję, a ty chcesz mnie otruć?- Spytał patrząc na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Niech go szlak!
- Drań.- Warknęłam, przypominając się dzięki komu mogę tu żyć bez problemów.
- Schlebiasz mi. Pieniądze leżą na kredensie pod wazonem, nie wychylaj się, unikaj bójek i nie waż się mnie zdradzić. To tyle…. Wychodzę!!- Wrzasnął i tyle było po nim śladu.
- Lepiej się brać za ten trening, bo znów będę miała noc zarwaną…. Głupi Bason, wredny donosiciel.- Mamrotałam pod nosem robiąc przysiady, brzuszki, podciągnięcia i inne dziwaczne rzeczy, których normalny człowiek nie robi. Potem pobiegłam do sklepu po rzeczy na MÓJ tradycyjny obiad o dziwo było wszystko czego potrzebowałam, więc zrobiłam duszonego kurczaka z warzywami i ryżem. Yoh jest karmiony przez Annę samym ryżem i ma brzuch dość wytrzymały ciekawe czy to prawda, czy też bujda. Jun wyjechała rano zostawiając mi paczkę i list. Z grubsza chciała powiedzieć, że mam pilnować Lena, nie ważyć się zostawić ich i otworzyć paczkę, kiedy mi powie. Głownie dobrze mogła dać ją Tao, żeby mi dał w odpowiednim czasie lub sama mi ją dać, kiedy uzna, że to odpowiedni moment. Nie rozumiem logiki tej kobiety, ale co mam zrobić innego niż to po prostu zaakceptować? W każdym razie na trzecią obiad był gotowy, nawet kupiłam lody na deser. Skoro doshi wyjechała trzeba zaszaleć! Wbrew pozorom to ona pilnowała naszej „diety” i nie było to super smaczne posiłki, które składały się głównie z warzyw, warzyw i jeszcze raz warzyw! Do tego nie pozwalała mi jeść żadnej czekolady! ;_; Toż to skandal!
- Co tak siedzisz? Nie masz nic do roboty?- Spytała Sakura zjawiając się tuż przede mną. Podniosłam na nią znudzona oczy i pokręciłam przecząco głową. Brakuje mi tej wariatki!!
- Co taka nie w sosie jesteś?- Znów spytała tym razem z niewinnym wyrazem twarzy. Obdarzył ją morderczym spojrzeniem i milczałam.
- Wiesz tak to nigdzie nie dojdziemy… Nie mów!- Nagle krzyknęła wskazując na mnie palcem. Spojrzałam na nią jak na ostatnia wariatkę. Jeny coś dużo dziś patrzę.
- Zakochałaś się!- Wykrzyczała łapiąc się za oba policzki.
- Niby w kim?- Spytałam chłodno unikając kontaktu wzrokowego z namolnym stróżem.
- No jak to w kim? W chłopaku!- Wykrzyczała radośnie.
- Nie! Myślałam, że w dziewczynie.- Wykrzyknęłam ironicznie nakładając sobie obiad, niech złotooki sam sobie go odgrzeje.
- Serio?- Spytała lękliwie.
- Co serio?- Spytałam podejrzliwie się jej przyglądając.
- Wolisz….- Nawet nie dałam jej tego dokończyć. Dosłownie dostała patelnią po twarzy, a dyszałam ze złości trzymając w lewej ręce trzy noże.
- Przepraszam!! Nie zabijaj mnie!- Wrzeszczała uciekając przed rzucanymi przeze mnie nożami.
- Już jesteś martwa!- Krzyczałam próbując w nią wcelować, ale zawsze mi umykała lub znikała za ścianą.
- Ale chce pożyć mimo to!- Piszczała, a mi głupiej jedzenie stygło.
      Tao wszedł i został przywitany przez widelec wbity w drzwi centymetr oddalony od jego głowy. Szok, i chwila strachu sparaliżowała go, ale widząc jaka akcja się przed nim rozgrywała szok i zmartwienie szybko przerodziły się z niezadowolenie i złość.
- Co tu się wyrabia do cholery jasnej?!!- Wydarł się. Stanęłam wmurowana srebrnooka zachichotała nerwowo i się ulotniła zostawiając mnie na pastwę wściekłego szamana.
- Hej Lenny! Co ty tu robisz?- Spytałam uśmiechając się nerwowo.
- Podobno mieszkam.- Warknął podchodząc do mnie i zabierając podajże ostatnie dwa widelce.
- Idź się przebierz w coś innego.- Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, niby w co innego? Mam mnóstwo ubrań i wcale nie ograniczył mi pomysłów na strój do wyjścia.

- Matko. Zjadłaś? Nie, oczywiście, że nie. Byłaś zajęta demolowaniem mi salonu. Do kuchni jeść sam ci coś wybiorę… Co tak patrzysz? Ruchy księżniczko.- Klasnął w dłonie tuż przed moja twarzą, nie wiem który Tao jest gorszy, ten wściekły, czy ten niecierpliwy, ale jedną cechę mają wspólną… oboje mnie doprowadzają do białej gorączki.
Różnicy chyba nie widać ;-)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

5. Rutyna


    Dzień ja co dzień. Lekcje dłużyły mi się nieskończenie, nie rozumiałem czemu ci ludzie tak wolno wszystko robią, ja już cały dział z matematyki mam zrobiony. Nauczycielka już nawet na mnie nie patrzy kiedy na jej lekcji wyciągam zeszyt od innego przedmiotu i odrabiam pracę domową, którą mi zadano z poprzedniej lekcji. Megami wydaje się łapać wszystko bardzo szybko, ale jej sposób robienia jest wolny i ostrożny. Nie popełnia przez to zbyt dużo błędów, ale dobija mnie to, że zawsze wszystko robimy tak dokładnie, opisowo i starannie.
- Megami! Czy możesz proszę podać wzór do tego zadania?- Spytała nasza nauczycielka, której imię jest mi zbędne do życia. Grunt, że kobieta była niska, puszysta, czarne włosy zawsze miała związane w kok, a zielone oczy wyglądały jak czarne kropki zza jej okularów, które kształt miały owalny i były grubości centymetra. Codziennie miała na sobie prostą żółtą sukienkę do kostek, czerwone koturny, dzięki którym mogła spojrzeć mi prosto w oczy. Czasem się zdarzyło, że do swej sukni miała jakąś kolorową narzutę. Wszędzie ją znajdę wystarczy, że powiem pani w żółtej sukience, każdy wie o kogo chodzi. Meg spojrzała na tablicę po czym podała trzy wzory wyjaśniając po kolei dlaczego trzy. Dla mnie by wystarczyła odpowiedź „nie umiem inaczej” lub „ Jestem zbyt głupia, żeby wykorzystać jeden wzór”, jednak to tylko moje odczucie, nasza nauczycielka była zachwycona jej tłumaczeniem. Nie rozumiem tych kobiet! Księżniczka jest tu ledwo od tygodnia, a nauczyciele zachwycają się nią, jakby była jakąś boginią, czy coś. Jeszcze mogę zrozumieć panie, one mają pokrętne rozumowanie, ale z jakiej to niby racji, że mój nauczyciel od wychowania fizycznego interesuje się MOJĄ przyjaciółką, która w kosza nie umie grać, do siatkówki ma za delikatne dłonie, a w piłkę ręczną… cóż w tym jednym jest całkiem dobra. Do tego wszyscy chłopacy się za nią oglądają jakby była jakąś miss, a ona nic! „ Ktoś tu jest zazdrosny!” Nie jestem! Odczep się! „Jasne już milczę. Tylko pamiętaj, że masz dzisiaj z nią randkę” Głupie sumienie! Z mojej krainy wyobraźni wyciągnęła mnie blondynka szturchając mnie łokciem.
- Zapomniałeś pracy na plastykę.- Mruknęła wręczając mi jakąś kartkę papieru na której był… Narysowany dom? Wśród gór i drzew… To było… kolorowe.
- Mieliśmy narysować nasz dom snów…- Wyjaśniła cicho, żeby nauczycielka nas nie złapała. Tak racja reputacja wzorowej uczennicy się kłania.
- Wiesz ja bym wolał domek na plaży.- Syknąłem równie cicho udając oburzonego. Dała mi chyba z dziesięć podobnych prac każda wykonana inną metodą. Jakiś domek w lesie, willa na plaży, domek na tle gór… Ile tego by nie było jej rysunek przykuł moją uwagę najbardziej. Wyglądało to jak mieszkanie, małe w stylu… chyba angielskim, na tapczanie leżało coś koto podobne, a nad jakimiś trzema postaciami wisiał napis „ Tak gdzie my tam i dom”. Wiem, ze jedną z trzech osób była Jun.( Rozpoznałem ją po zielonych włosach.) Inną była pewnie Meg, a co do trzeciej… To chyba byłem ja. Kto inny ma złote oczy? Nie zdążyłem się jej zapytać, bo gdy zadzwonił dzwonek spakowała wszystkie swoje rysunki oprócz tego domku z górami i lasem, który schowałem od razu. Przypominał mi… Dom jaki miałem kiedy byłem małym dzieckiem. Następna była plastyka. Ósma lekcja i nareszcie wolne.
- Napisałeś to wypracowanie na Japoński?- Spytała kiedy szliśmy do następnej klasy. Była dziwna, jedyna dziewczyna z klasy, która bez problemów ze mną rozmawiała, kłóciła i chodziła za mną jak cień. Nikt nie ważył się do nas podejść cóż nie na próżno się mnie boją. Kilka bójek, wizyt w szpitalu, strach do końca życia murowany.
- Tak, na temat rewolucji francuskiej, a ty?- Spytałem już cóż z przyzwyczajenia. Wbrew moim przekonaniom, miło było mieć kogoś z kim można było porozmawiać.
- Ja wybrałam temat o ochronie niedźwiedzi brunatnych.- Uśmiechnęła się szeroko. Daj jej wolną rękę, a cały świat zarazi tą swoją miłością do puszystych zwierzaków, ale gdy zobaczy pająka to wrzeszczy „AA! Potwór! Len zabij go!” Po czym jest akcja „ Len! Jak mogłeś go zabić?!” I się obraża na mnie, za to, że nie chciało mi się brudzić rąk i tracić czasu na wyrzucenie jakiegoś okrucha przez okno.
- Oryginalne.- Spojrzałem na nią kątek oka, ten głupi zadowolony uśmiech się jej jedynie poszerzył.
- Prawda? Wiedziałeś, że niedźwiedzie są bardzo mądre i odczuwają wiele emocji podobnie jak ludzie?- Zaprzeczyłem ruchem głowy gryząc się w język by znów jej nie urazić. Nauczyła mnie dość sporo o walce z duchem jako drużyna i chyba będę wstanie pokonać Yoh w następnej walce, dzięki niej. Na plastyce pani zebrała nasze obie prace, ponieważ nasza pani od japońskiego jest chora i przez tydzień pani od plastyki będzie ją zastępować. Zadała nam kolejną pracę do namalowania i zadzwonił dzwonek wyrywając nas, a raczej mnie z tej udręki. Takahashi kochała nic nie robić na lekcjach.
    Kiedy wyszliśmy ze szkoły poszliśmy do kina. Ostatni raz poszedłem z nią do kina! Wrobiła mnie w jakiś romans i do tego płakała połowę filmu. W życiu nie widziałem gorszego badziewia, tego nawet filmem nazwać nie było można!
- Podobał ci się?- Spytała na koniec dmuchając nos. Weź tu nawrzeszcz na zapłakaną dziewczynę!
- Jasne. Jeszcze kiedyś będzie trzeba to powtórzyć.- Co ja wygaduje?! Nigdy nie będę chciał tego powtórzyć!
- Naprawdę? Len jesteś najlepszy! Za rok wychodzi druga część!- Skała obok mnie jakby patrzyła na świat przez różowe okulary.
- Zjemy coś?- Spytałem chcąc zmienić temat za wszelką cenę. Udało mi się!
- Tak! Później kupimy składniki na babeczki. Znalazłam w moich papierach przepis na babeczki z niespodzianką.- Nawijała jak najęta, cóż przynajmniej nie był to ten beznadziejny film o miłościach wampirów.
- Usiądź tutaj ja za chwilę przyjdę.- Z tym wszedłem do restauracji od czasu do czasu patrząc, czy aby ta księżniczka mi nie uciekła.
 *Megami*
    Siedziałam grzecznie przy stoliku na dworze. Restauracja o dziwo była w parku, więc było przyjemnie. Nie wiedziałam, że Tao będzie zadowolony z tego filmu, spodziewałem się, że w połowie wyjdzie i mnie ochrzani za to, że go w to wpakowałam lub wyjdzie razem ze mną i wtedy na mnie nawrzeszczy.
- Megami!- Odwróciłam się słysząc moje imię. Podbiegł do mnie… Yoh??
- Czy my się znamy?- Spytałam kiedy szatyn zatrzymał się przy barierce, przy której siedziałam.
- Och nie! Jestem Yoh! Spotkałem twoją przyjaciółkę Sarah. Mówiła, że mam cię koniecznie poznać.- Uśmiechał się szeroko. Był zachwycony w swoim małym świecie, szkoda tylko, że naraża w tym momencie moje życie!
- Przepraszam cię Yoh, ale… mam randkę! Tak właśnie, wiesz mój chłopak jest bardzo zazdrosny. Spotkamy się kiedy indziej dobrze?- Spytałam błagając, żeby Tao go nie zauważył.
- Dobra. Spotkamy się jeszcze!- Krzyknął i odbiegł.
- Randka?- Spytała się mnie sceptycznie Sakura w postaci różowej kulki z kitkiem lewitowała nad moim prawym ramieniem.
- Co miałam powiedzieć, żeby go spławić? Z resztą na szali było ustawione moje życie.- Powiedziałam oburzona. Gdyby mogła wzruszyłaby ramionami, ale zmrużyła na mnie oczy po czym zniknęła.
- Zamówiłem pizzę, bo pałeczkami to chyba cię jeszcze nie nauczyłem jeść.- Zaśmiałam się nerwowo pamiętaj jego próbę uczenia mnie jedzenia tymi dwoma patykami.
- Ktoś tu był?- Spytał chłodno dostrzegając ślady butów przy barierce.
- Jakiś dziwak.- Odpowiedziałam w sumie zgodnie z prawdą, Asakura jest dziwny i to do kwadratu.
- Mów dalej.- Ponaglił mnie chcąc wiedzieć każdy szczegół.
- Ach, heh trochę dziwna sytuacja, myślał, że mnie znał i w ogóle, ale powiedziałam, że przyjaciel zazdrośnik jest w środku i jak go zobaczy, to wyśle go do szpitala.- Śmiałam się nerwowo. Nienawidzę mu ściemniać, on jest… straszny kiedy patrzy na mnie i mówi, że kłamię i mam mu powiedzieć prawdę. Codziennie mam z nim takie sytuacje, ale dzisiaj to miałam ochotę uciekać.
- Mów prawdę.- Syknął, no weź mu powiedz prawdę, że jego wróg przyszedł do mnie zagadać, bo wysłała go moja przyjaciółka, a ja mądra palnęłam, że jestem na randce z chłopakiem, który jest chory na wściekliznę.
- No bo… Asakura tu był.- Mruknęłam unikając jego stalowego wzroku.
- Czego chciał?- Warknął, tracił nad sobą kontrolę nawet nie musiałam na niego spojrzeć, żeby to wiedzieć.
- Poznał moją przyjaciółkę, która kazała mu mnie spotkać.- Skąd mam wiedzieć czego ten idiota chciał? Nie jestem wróżbitką, czy czymś tam, co przyszłość przepowiada.
- Ale go odprawiłam mówiąc, że jestem z kimś umówiona!- Pisnęłam szybko zamykając mocno oczy.
- Meg idź umyj twarz.- Spojrzałam na mojego ducha i szybko poszłam do łazienki ochłonąć od całego strachu i stresu.
- Powiedziała, że jest na randce z chłopakiem panie ciekawski.- Powiedziała białowłosa polerując sobie paznokcie jakąś chustką, którą wyciągnęła z rękawa.
- Mówiłem mistrzu, ze to randka.- Uśmiechnął się wesoło Bason, ale jego pan nie kontaktował ze światem.
      Kiedy wróciłam przyszło zamówienie. Złotooki patrzył na mnie, jakbym była duchem czy czymś podobnym. Mój stróż z drugiej strony był dziwnie zadowolony.
- Coś mnie ominęło?- Spytałam marszcząc lekko brwi czując, że padło kilka niepotrzebnych słów miedzy tą dwójką.
- Nie!- Krzyknął zbyt nagle szaman. Spojrzałam na nie niego nie ufnie. Coś mu powiedziała, był nerwowy i unikał mojego wzroku. Na pewno padło o kilka słów za dużo.
- Skoro tak mówisz.- Przytaknęłam na odczepnego. Nic z niego i tak nie wyciągnę jest zbyt nerwowy. Po czym to poznałam? Otóż zaczął mi mówić o pogodzie. ==” Rozumiecie??? POGODZIE!! Osobiście chyba wolałam, kiedy był wściekły i chciał mnie zabić wzrokiem. Zjedliśmy niezdrowy obiad i ruszyliśmy do domu. Minęło z dziesięć dni od mojego pojawienia się w tym świecie. Jestem ciekawa, co ta wyrocznia wykombinowała w naszym wymiarze, żeby zatuszować naszą nie obecność.
- Panienko Megami? Dlaczego nic nie mówisz?- Bason zapytał mnie ledwo słyszalnie pewnie z obawy przed swoim mistrzem.
- Nie martw się. Wkrótce się przekonasz, że Lenowi na tobie zależy… Zapamiętaj moje słowa.- Spojrzałam na niego uważnie grożąc lekko palcem. Jego wyraz twarzy był bezcenny! Zaczęłam się śmiać, wtedy wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Czerwone krótkie włosy i ciemne mętne zielone oczy. Ubrana w jakieś skąpe ubranie z ogromnym dekoltem na prawie płaską klatkę piersiową. Była lekko opalona i miała chyba koło trzynastu lat.
- Uważaj jak chodzisz staruszko!- Krzyknęła plując mi jednocześnie w twarz. Otarłam jej ślinę z moich policzków rękawem i spojrzałam na nią ostro.
- Przepraszam?- Spytałam chłodno, Len stał jak wryty patrząc pomiędzy nami jakby bojąc się wkroczyć.( I czemu mi się dziwisz?!! Jesteś niebezpieczna! Dop. Lena)
- Przyjmuje twoje przeprosiny. Teraz zejdź mi z drogi laluniu.- Powiedziała arogancko dziewczyna niższa ode mnie o jakąś głowę.
- Kochanie, chyba nie wiesz z kim rozmawiasz.- Syknęłam kiedy wiatr się zerwał, a mnie otoczyła mroczna aura. Piszcząc zaczęła się cofać, aż potknęłam się o jakiś kamyk i upadła na swe nie okryte siedzenie.- Kim jesteś?- Wyjąkała, kiedy podeszłam do niej unosząc się w powietrzu.
- Twoim koszmarem.- Odpowiedziałam chłodno. Niestety moja nauczka się na tym skończyła, bo czerwonowłosa uciekła tak szybko, że za nią unosił się tylko kurz.
- I po zabawie.- Burknęłam kierując się do mieszkania Tao w raz z fioletowłosym,  który przez pewien okres czasu trzymał się za mną.
- Boisz się mnie?- Spytałam zdziwiona, to jego powinno się bać. Ja w ogóle nie jestem straszna.
- Nie! Niby czemu mam się bać jakieś kobiety?- Obruszył się i mnie wyprzedził nadymając policzki i ignorując chichoty duchów.
- Nie jestem jakąś tam kobietą!- Krzyczałam rozpoczynając kolejną kłótnię, która była dla nas już rutyną.
- Och stare małżeństwo się pojawiło.- Przywitał nas Lee ze swoim złośliwym uśmieszkiem.
- Zamknij się!- Krzyknęli się wściekli.
- Kto zaczął tym razem?- Spytała zrezygnowana Jun wychodząc nam na powitanie, a w dłoniach trzymała mokry talerz, który wycierała jakąś białą ścierką.

- To ON/ONA!!- Wrzasnęliśmy jednocześnie i warcząc ruszyliśmy do swoich pokoi trzaskając drzwiami. Tak rutyna, zaczyna się nam objawiać.

czwartek, 21 sierpnia 2014

4. Trening


  Wróciłam do apartamentu Tao jeszcze tego samego dnia. Najpierw lekarze wykonali badania, okazało się, że gdy tu wylądowałam to wzrok mi się pogorszył, urosłam kilka centymetrów i zgubiłam kilka kilo. Jestem pewna, że organizm od tak sobie nie rośnie i nie gubi tłuszczu, prawdopodobnie ten atak co miałam to było albo odreagowanie organizmu po zmianach jakie zaszły lub podczas trwania tych zmian. Niestety tak jak obiecałam tak zaczęłam trenować z Lenem. Pierwszego dnia tak mnie zganiał na siłowni, że musiał mnie przynieść do salonu, bo dopiero tam złapał pierwszy oddech. Czułam, że zaraz wypluje płuca, a co najgorsze straciłam czucie w nogach i to tylko w przeciągu dwóch godzin. Na moje nieszczęście był to wieczór, a to znaczy, ze jutro nie będę wstanie wstać.
Oczywiście, że rano tak było! Nie dość, że padłam na sofie po trzecim oddechu to jeszcze ten pacan śmiał mnie obudzić o wschodzie słońca i kazał trenować. Wiedziałam, że pewnie wuj zaczynał z nim tak samo, ale ludzie! Ja go uczę słownie, a ten całą swą frustrację za to czego nie łapie wyładowuje na mnie każąc mi ćwiczyć i krążyć wokół sali nie wiadomo ile razy! Za każdym razem gdy go widzę mam ochotę wytrzeć z twarzy ten jego zarozumiały uśmieszek. Na szczęście w tym świecie jest cudo zwane kawą i kiedy „wielki mistrz” zostawia mnie w spokoju mój duch przemyca mi kawę by mnie rozbudzić i dodać więcej energii. Drań przez tydzień tak mnie katował, w między czasie zauważyłam, że Jun ma Pai Longa, który nie ma talizmanu. Na szczęście dla mnie byłam na zakupach podczas gdy Jinni odwiedziła swoich kuzynów. Nakupowałam sobie mnóstwo ubrań przede wszystkim tych sportowych na każdą pogodę i porę roku, bo z tym palantem to nigdy nic nie wiadomo. Do tego moje przyjaciółeczki zostawiły mnie! Po powrocie zdążyłam przeczytać tylko list, bo zaraz po tym złotooki demon zagnał mnie do biegania.
  Droga Megami
Bardzo trudno się nam z tobą rozstać w takim stanie, ale obowiązki nas wzywają. Każda z nas ma przydzielone przez wyrocznię szamana, którego ma przeszkolić. Ty masz Lena, bo szczerze to my nie mamy z nim takiego kontaktu jak ty. Mamy nadzieje, że wszystko będzie z tobą w porządku. Wkrótce się spotkamy i podobno będzie nas więcej. Trzymaj się Meg i nie daj Tao sobą rządzić. Pamiętaj spotkamy się i bierzemy udział w walkach eliminacyjnych do turnieju. Pamiętaj to bardzo ważne!
Kochamy cię Usia, znaczy Megami!
PS.
Trenuj, ciężko tak jak my, bo jak się spotkamy to skopię wam tyłki!!!

Śmiałam się i płakałam. Byłam wściekła i jednocześnie zmartwiona, zupełnie zapomniałam, ze to ja trafiłam pomiędzy młot i kowadło! Z jednej strony miałam Ena i cała armię, która jeśli się o mnie dowie to już mogę pisać testament, a z drugiej strony miałam rodzeństwo Tao, które mimo prób zmian zostawały na prawie tych samych zasadach życia i żeby tego było mało, Len miał jakąś obsesje na moim punkcie gdy chciałam wyjść gdzieś sama, za to Jun cóż całą miłość jaką miała dla swego ukochanego braciszka wylewała na mnie. Oczywiście to jest nic, prócz tego ich wujaszek nie wie, że ja z nimi mieszkam, dlatego specjalnie dla mnie wszyscy myślą, że jestem jakimś dzieckiem bogatego człowieka z Kanady, który zaginął i mieszkam nad Tao z którymi się dogaduje, bo ponoć prowadzą interesy z moim niby ojcem. Wróciłam z zakupów, akurat jacyś robotnicy łatali dziurę w ścianie, a Len wybiegł wrzeszcząc, że mam zostać z Jun. Jak na komendę wyczyszczony już z tynku zombie złapał mnie w swe przyszywane ramiona i podniósł dobre pół metra nad ziemię i wraz z rozradowaną zielonowłosą wyruszyliśmy do mojego pokoju, któremu dopiero dzisiaj mogłam przyjrzeć w świetle dziennym bez mgły przed oczami. Okazuje się, ze ściany mam jasno fioletowe, a nie różowe. Na jednej wiszą zdjęcia moje z przyjaciółkami wycięte z magazynu, naszych duchów na tle fontanny w parku, inne przedstawiało rodzeństwo Tao, miałam jeszcze jedno wspólne z naburmuszonym Lenem i mną odzianą w różowe kimono. Do tej pory pamiętam jak Jun porwała nas prostu z treningu i u fotografa przebierała mnie ledwo żywą w to odzienie, które ważyło chyba z tonę i w czasie gdy ja ledwo szłam zabrała swego braciszka i mieli wspólne zdjęcie, a później mieliśmy razem. Nigdy nie zapomnę tej męczarni. W każdym ramki były proste kilka miałam czarnych kilka białych. Szafa bukowa była wielka, co Chinka od razu zauważyła i dlatego miałam jeszcze komodę tej samej barwie co szafę. Biurku było wbudowane w regał który przez tydzień zdążyłam zawalić książkami do szkoły, zeszytami, akcesoriami szkolnymi, które zawsze pożyczał ode mnie Tao, literaturą fantasty, miałam nawet laptopa z domu, który magicznie wraz z całym moim sprzętem elektronicznym się tu znalazł. Tao mówią, że to zjawiło się nagle i podobno było w pudle zaadresowanym do mnie. Cóż wracając do pokoju… sufit miałam biały, dywan ciemno fioletowy leżał na środku pokoju w kształcie koła, łóżko z białym baldachimem, dużymi białymi poduszkami i różową kołdrą. W nogach miałam pluszaki, które dostałam od Jun, która przesłuchała Sakure, która jej wszystko wyśpiewała.
Mój pokój jako jedyny nie był w chiński  stylu, co ekscytowało doshi, która wkraczała na drogę buntu, a jej bratu to nic nie robiło to, że mój pokój jest inny niż ich. Szczerze to wiedział o moim biurku wszystko, prócz hasła do laptopa, którego biedak w życiu nie zgadnie. Zemsta za treningi!!
- Megami! Chodź na dół!- Po hotelu rozległ się głos wściekłego szamana. O wilku mowa.
- Wybaczcie przyjaciele, czas na spotkanie ze smokiem.- Burknęłam i dziwnym trafem mój ból bardzo bawił moją przyjaciółkę, która segregowała mi kupione ubrania na ładne i te do oddania… Tych drugich to już była połowa =_=”. Z wielka nie chęcią zeszłam do tego gbura, który stukał poirytowany nogą o podłogę.
- Wreszcie ile można na ciebie czekać?!- Warczał ciągnąc mnie jak zwykle na taras. Już był tam przygotowany stolik z gorąca herbatą i ciepłym kocykiem na moim krześle.- Usiadłam wygodnie czując, że teraz mogłabym odpocząć niestety miałam drania na karku, który nie był zbyt litościwy.
- Czego dowiedziałeś się ode mnie do tej pory?- Spytałam zamykając oczy i licząc do dziesięciu słysząc samo milczenie.
- Walcząc jako zespół mam szanse wygrać.- Burknął jak dziecko zmuszone do przeprosin.
- Zgaduje, że w ogóle się do tego nie dostosowałeś… Walczmy, zobaczymy czy coś do ciebie dotarło.- Chłopak spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły. Po sekundzie obok mnie zmaterializowała się Sakura trzymając w lewej dłoni moją szpadę w pochwie.
- Chodźmy walczyć mistrzu.- Zadrwiłam stając na barierce. Widziałam jak za plecami błysnęło mu guan dao, ale gdy odwróciłam się do niego twarzą i powoli upadłam do tyłu w tym samym czasie rzucił się za mną. Idiota nie nauczył się, że w POWIETRZU nic mi się nie stanie? W jedności ducha wykonał to, co podczas kontroli ducha, gdy ratował siebie i chłopaków wyskakując z samolotu. Gdy wylądowaliśmy trzymał mnie tak mocno, że to już nie było przyjemne. Czułam jak zaraz mi kości zmiażdży.
- Mistrzu!- Krzyknął Bason, ratując mi tym życie. Len rozluźnił uścisk, a ja kaszląc łapałam oddech.
- Nie strasz mnie tak więcej!- Krzyknął i dymiąc ruszył do parku.
- Nie martw się tak bo kiedyś mnie jeszcze udusisz z tej troski.- Mruknęłam pod nosem i na moje szczęście pan wszystko słyszę mnie nie usłyszał. Widząc, że mam zielone pobiegłam za nim do pustego parku. Stanął na polance w pozycji bojowej wciąż wściekły.
- Len! Daj mi wreszcie spokój! Ciągle się na mnie wkurzasz.- Dodałam znaczne ciszej, on tylko zmierzył mnie wzrokiem i znów prychnął. Wypuściłam głośno powietrze i wyciągnęłam lewą rękę w niej uformowałam się Sakura.
- Jedność.- Wyszeptałam, Tao oczywiście musiał zrobić wielkie wejście.
- Do utraty foriyoku.- Powiedziałam, skinął głowa i rzucił się na mnie. On atakował jak unikałam. Jego foriyoku topniało w oczach moje było praktycznie nie tknięte.
- Atakujesz na ślepo! Opanuj się!- Krzyczałam. Przestał mnie ciągle atakować, teraz próbował mnie zmusić bym to ja atakowała jego. Tym razem to ja zadawałam ciosy, a on je w większości omijał udając, że to sparował.
- Len skup się! Nie myśl jak twój wuj!... Spróbuj taktyki drapieżnika.- Zaproponowałam, on i Bason wydali okrzyk zdziwienia. Cóż po raz pierwszy się zgadzają nie kłócąc się przy tym.
- Czyli jak?- Spytał zdezorientowany moim tokiem myślenia.
- Poluj Len. Poluj jak drapieżnik na ofiarę. Najpierw się skradasz, gonisz, atakujesz i zadajesz ostateczny cios.- Wyjaśniałam spokojnie. Próbował, przez kilka godzin trenowaliśmy. Mrok był jego mocną stroną i nie zawahał się go wykorzystać. O świcie w końcu zdoła zadać mi niby ostateczny cios i w końcu do niego coś dotarło.

- Nowa taktyka?- Spytałam cicho próbując zatuszować chęć jęczenia z bólu i zmęczenia.
- Jesteś dziwna… Pomagasz mi i nie boisz się mnie.- Mówił jakby do siebie, ale na tyle głośno, abym go słyszała i mówi, że to ja jestem dziwna.
- Można powiedzieć o tobie wiele, ale na pewno nie jesteś zły.- Spojrzał na mnie w takim szoku, jego oczy były wielkości spodków od herbaty myślałam, że coś znów palnęłam.
- Czy ty aby na pewno się dobrze czujesz?- Spytał wychodząc z odrętwienia.
- Raczej.- Przytaknęłam ignorując ból mięśni.
- Megami. Nie jestem dobry. Jestem zły, jestem mordercą, w moich…- Nie dałam mu dokończyć.
- Tak, tak. W twoich żyłach płynie lód, a serce masz z kamienia. Jeśli myślisz, że ci w to uwierzę, to jesteś głupszy ci szarzy ludzie.- Wydawał się urażony, ale nie wydarł się na mnie o dziwo tylko się uśmiechnął, co prawda złośliwie, ale cóż to już jakiś postęp.
- Księżniczko, ty jeszcze życia nie znasz.- Spojrzał na mnie z wieloma emocjami, jednak najlepiej widoczny był ból.
- Zdziwiłbyś się… Wybraniec rodu Tao, robi wszystko jak mu wuj zagra.- Tao złapał mnie mocno za nadgarstek, oczy zasłaniała mu grzywka, dusił w sobie całe życie, ale ukrywał to za maską, którą coraz ciężej mu było nosić.
- Mój wuj nie chciał by ciebie, a nawet jeśli twoje kolorowe życie by dobiegło końca. Ukrywam cię i chronię przed własną rodziną… Nie mów nigdy, że tańczę jak En mi zagra, bo to nie prawda!- Syknął podnosząc na mnie oczy. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam czemu patrzył na mnie w ten sposób. Nie groźny, nie wściekły, nie złośliwy! Był łagodny! Po raz pierwszy pokazał, że ta łagodność wciąż w nim jest.
- Wiem Len, wiem też, że na pewno zostaniesz przywódcą, który wyprowadzi swoją rodzinę z ukrycia na światło dzienne.- Uśmiechnęłam  się ciepło widząc jego zdezorientowaną i zaróżowiona twarz. Naprawdę złotooki, który się rumieni to niespotykany widok. Spojrzałam na wschodzące słońce później na wciąż zarumienionego szamana.
- Wiesz pokazałeś mi jak się cieszyć i jesteś chyba moim pierwszym prawdziwym najlepszym przyjacielem. Chyba nigdy nie będę wstanie ci się zrewanżować.- Chciałam iść dalej, ale wciąż trzymał mnie mocno za nadgarstek.
*Len*
- Tylko najlepszy przyjaciel?- Spytałem patrząc jej prosto w oczy. Stanęła dęba, po czym zaczęła się nie kontrolowanie jąkać.
- Nie, znaczy tak! Znaczy… Ja, mam namyśli my, ale nie takie my po prostu my jako…!- Piszczała nie mogąc się wysłowić. To naprawdę było zabawne.
- Czemu się śmiejesz?!- Krzyknęła oburzona, mój śmiech chyba był zaraźliwy, bo po kilku chwilach sama zaczęła mnie uciszyć nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
- Dobra, dobra. Już mi przeszło.- Odchrząknęłam próbując działać poważnie, ale to nie było zbyt efektywne po tej całej akcji śmiechu.
- Mówiłaś, że nie masz szans mi się zrewanżować.- Spojrzała na mnie podejrzanie, jak zwykle ta księżniczka zawsze była nie ufna, co do takich tajemnic.
- Mów dalej.- Mruknęła nie potrafiąc zamaskować ciekawości.
- Cóż, umowa była umową, więc tu mamy sprawę czystą, ale mam do ciebie taką małą sprawę…- Znam tą dziewczynę przez osiem dni! Cóż właściwie, to dziesięć, ale mniejsza! Nie mogę tak po prostu…!
- Chcesz pójść do kina po szkole? Podobno grają jakiś film o wampirach.- Spojrzałem na nią jakby jej druga głowa wyrosła. Ona zaprasza mnie na randkę? Czy ja mam jakieś omamy? Chwila to ja miałem ją zaprosić!
- Jak nie chcesz to nie I tak masz mnie pewnie dość…- Nienawidzę, kiedy to robi!
- Co? Megami, to nie tak! Jeśli chcesz iść do…- Nie dała mi skończyć, rzuciła mi się na szyja krzycząc dziękuje, po czym oderwała się zmieniając temat, że spóźnimy się do szkoły. Naprawdę nie wiem, co ja w niej widzę.
- Len pośpiesz się!- Krzyczała z drugiej strony ulicy.
- Mistrz chyba kocha panienkę.- Przemówił Bason lewitując w postaci czerwonej kulki nad moim lewym ramieniem.
- Kocham? Nie rozśmieszaj mnie.- Syknąłem. Miłość to bzdura, ja nic do niej nie czuje. Ona jest nikim!... Wzdrygnąłem się po chwili, gdybym jej to powiedział to nie dość, żeby się popłakała, to by mnie jeszcze zabiła, obdarła ze skóry, pokroiła w kosteczkę i rzuciła psom na pożarcie. Czy się jej boję? W ciągu tego tygodnia przypadły jej kobiece dni. W całym moim życiu tak bardzo się nie bałem niż te trzy dni  pod jednym dachem z nastolatką, która niby taka bezbronna i milusia chyba z dwadzieścia razy w ciągu trzech godzin chciała mnie zabić. Współczuje wszystkim mężczyznom, którzy muszą przez to cierpieć. Kiedy tylko zapaliło się zielone światło przebiegłem przez ulicę by później biec do domu słysząc jak mnie przeklina pod nosem. Ona to jest dziwna, najpierw mi miłość wyznaje, a później do piekła posyła… Nie żeby to mnie obchodziło, niech sobie mówi, co chce!                                   „ Oczywiście, a o randce to kto pierwszy myślał?” Oczywiście, że to nie byłem ja! Ja nie myślę, o takich bzdurach! „ Jasne, jasne… A kto trzyma jej zdjęcie przy swoim łóżku?” Co? To nasze zdjęcie Jun je tam postawiła! Z resztą to nic jeszcze nie znaczy! „Wypieraj się, wypieraj się to najlepszy sposób by stwierdzić, że ci się podoba! Haha!!!” Milcz ty tam drugi ja kimkolwiek jesteś! „ Twoim sumieniem. Ta twoja panienka mnie zbudziła” To nie jest moja panienka! Jaki ze mnie kretyn rozmawiam sam ze sobą! „ Tak?? To czemu w twojej głowie, aż się od niej roi?” Żyję z nią! To cud, żebym jej w głowie nie miał! „ Nastolatki. Weź się w garść i powiedz jej ci czujesz bo pociąg do happy end ci odjedzie” Idę z nią na tą randkę tak?! Odczep się ode mnie!!!
- Len! LEN!!!- Rozejrzałem się zdezorientowany, kiedy ja doszedłem do mieszkania?
- No wreszcie się ocknąłeś. Biegnij się umyć, Jun robi nam śniadanie!- Megami pobiegła do góry, a ja ślepo za nią. Zbyt dużo czasu spędzam z kobietami, moja psychika zaczyna mi szwankować! Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w mundurek i pobiegłem się spakować. W tym czasie Meg zajęła łazienkę, jak zwykle poszedłem do niej po jakieś mazaki, które trzeba było przynieść, a ta ich miała całe sterty mimo braku talentu plastycznego. Nie rysowała źle, ale arcydziełem to bym tego nie nazwał. Śpiewać… cóż lubię muzykę poważną, więc jej świergoty podczas ćwiczeń jestem wstanie wytrzymać, jednak pisać to umie. Jej wypracowania są naprawdę wielkie i pełne faktów. Ciągle się do niej zakradam i czytam to nowo stworzone opowiadania. Nie wszystkie z nich to głupie romansidła, ale główny bohater ma zwykle moje imię, więc nawet ten cały romans jestem wstanie przełknąć. Wziąłem jej plecak plus te flamastry dla nas i zszedłem na dół. Akurat, byłem na dole, kiedy łazienka się otworzyła i Meg wrzasnęła.
-Nie wchodź do mojego pokoju Tao!- Moja siostra uśmiechała się szeroko gdy mnie zobaczyła. Ja natomiast tylko się skrzywiłem i czekałem na blondynkę, aż wrzaśnie. „ Len gdzie moja torba?!” lub „ Len, Coś ty zrobił z moją torbą.”
- Trzy… dwa… jeden.- Podniosłem palec u lewej ręki w sam raz na rutynowy okrzyk.
- Len!!! Coś ty zrobił z moją torbą!!- Wrzasnęła szurając na piętrze, pewnie łóżko przesuwała.
- Mam ją na dole! Rusz się!- Odkrzyknęłam. W mgnieniu oka przybiegła łapiąc batonik  rzucony przez Jun w swym sprincie do drzwi. Czarna spódniczka do połowy uda, żółta kamizelką i koszula z krótkim rękawem. Do tego miała przewieszony krawat, którego jak zwykle nie zawiązała ponieważ musiała uczesać włosy w perfekcyjny koński ogon.
- W samochodzie ci go zawiąże. Teraz szybko, czas nas goni!- Warczałem pośpieszając ją.
- Lenny, ty wiesz, że dzisiaj macie na ósmą?- Spytała nas moja siostrunia.
- Wiem, dlatego się śpieszę!- Krzyczałem wściekły.
- Blaciszku, a czy wiesz, że jest siódma?- Spytała słodko.
- Nie mogłaś wcześniej?!!- Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Mogłam, ale byłeś taki uroczy, kiedy próbowałeś udawać obojętnego, kiedy Meg schodziła ze schodów.- Chichotała ta demonica!
- Kluczowe słowo, próbował. Był bardziej czerwony niż nos Rudolfa czerwononosego.- Obok doshi pojawił się jej stróż. Niech ten idiota poczeka aż podrosnę! Tak mu skopię to jego sztuczne siedzenie, że popamięta mnie!
- Len!! Zawiąż wreszcie mi to badziewie!- Irytowała się Meg jak zwykle w najgorszym dla mnie momencie!
- To nie jest żadne badziewie! To krawat z jedwabiu! Wiesz ile jedwabniki musiały naszyć kokonów, żebyś coś takiego miała?- Syknęłam sprawnie zawiązując jej to całe „badziewie”. Wzruszyła ramiona posyłając mi uroczy uśmiech. Dymiąc ruszyłem do kuchni po butelkę mleka na uspokojenie.
- Meg myślałam, że umiesz wiązać krawat.- Chinka spojrzała pytająco na blondynkę, która uśmiechała się jak demonica.
- Och umiem, ale to jest taka rozkosz widząc go jak się męczy, żeby mi go zawiązać.- Obie nastolatki zaczęły śmiać. Oczywiście nie słyszałem och rozmowy, bo byłem zajęty moim białym napojem.
- Dobra Megami! Idziemy! Spóźnienie jest oznaką braku szacunku.- Mówiłem zły ciągnąc naburmuszoną szamankę za sobą. Krzyczała jakieś pożegnanie do Jun, która sepleniła w pozdrowieniu w naszym kierunku. Dlaczego ja muszę znosić te wariatki?? „ Bo je kochasz”
- Oj zamknij się!- Syknąłem najwyraźniej na głos, bo Takahashi się obraziła i dymiąc ruszyła szybkim krokiem przede mnie.

- Meg? Ja nie mówiłem do ciebie!- Do czasu dojścia do szkoły ją przekonywałem, że to było do kobiety, która nawijała przez telefon. Nie pamiętam żadnej takowej kobiety, ale skoro blondynki ponoć są głupie to jechałem na tym kole ratunkowym, które sami mi zarzuciła.

wtorek, 19 sierpnia 2014

3. Mówiła prawdę...

                                             Uwaga!!
Prosić o komentarze to już chyba nie będę bo czym bardziej proszę tym ich mniej =_=". No cóż takie moje szczęście, ale mam nadzieje, że się wam podoba. Blog trochę podobny do innych, ale uwierzcie zaskoczę was na koniec... Cóż przynajmniej mam taką chęć ;-) Miłego czytania życzę.

    Jun ocknęła się po jakimś dłuższym czasie. Sarah i Ewa siedziały na oparciach fotela, a ja byłam w środku mocno ściskając rękojeść miecza. Normalna nastolatka zaczęłaby by piszczeć i skakać wokół nich, jednak ja wiedziałam, że Len wcale nie zawaha ściąć mi głowy jeśli zrobię zły ruch.
- Lenny? Nie uwierzysz co mi się śniło. Przyprowadziłeś tutaj trzy nastolatki, a one mówiły, że są z innego wymiaru haha!- Śmiała się wesoło zielonowłosa, ale całą tą scenę przerwała Bruk chrząkając głośno, aby zwrócić uwagę Chinki. Zamarła na nasz widok, jej dłoń odruchowo powędrowała do lewego uda, gdzie miała talizmany doshi.
- Poczekaj!- Krzyknęłam spanikowana.
- Nie jesteśmy tu z własnej woli. Ktoś nas w to wrobił, więc proszę daj mi wszystko wytłumaczyć.- Spojrzałam na nią z lekkim strachem modląc się cicho, aby nie wysłuchała.
- Czekaj… Ja cię skądś znam.- Powiedziała zmieszana, złotooki patrzył na nas tak jakby chciał nas zabić, ale nie powstrzymał swojej siostry od szukania jakiegoś magazynu, którego doshi szukała pośród gazet na stoliku. Sarah i Ewa patrzyły na nią jak na wariatkę, ale milczały pozwalając mi mówić. Pewnie wyczuły, że od tej rozmowy zależy nasze życie.
- Ha! Znalazłam!- Krzyknęła z tryumfalnym uśmieszkiem, wzdrygnęłyśmy się na jej wysoki głos i obserwowałyśmy z zaciekawieniem czego tak szuka w tej nastoletniej gazecie pełnej plotek.
- Ty jesteś Megami, po lewej siedzi Sarah, a po prawej Ewa.- Powiedziała wskazując na każdą z nas po kolei. Spojrzałam na nią nie ufnie, ale skinęłam głową na potwierdzenie.
- Macie piętnaście lat i każda z was ma wyjątkowy dar… Meg jest chorowita, ale inteligentna, Sarah to uśmiech zespołu, a Ewa równoważy  dwa przeciwne bieguny swoich przyjaciółek.- Znów spojrzała na nas. Mi zabrakło słów. Nie byłam na to przygotowana. Czy ona wyczytała to wszystko z tej gazety??
- Skąd macie o nas tyle informacji?- Syknęła piwnooka, która za pewne nie oglądała tego anime i jak zwykle jest z nim w tyle skazując nas na śmierć!
- Jak to skąd? Jesteście głównymi bohaterkami w popularnej kreskówce! Patrzcie!- Rzuciła nam gazetę, którą złapała Ariel i „rzuciła okiem” na to całe czasopismo.
- Ma rację. Patrzcie tu jest o nas wszystko! Macie sześćdziesiąt cztery odcinki w których się poznajecie, i przyjaźnicie i każda z was ukrywa swój dar walcząc z własnymi słabościami… Patrz Meg! Tu jest nawet wasz wyjazd na basen!- Najpierw czułam jak cała krew kieruje się do moich policzków po czym raptownie odpływa i fala stresu mnie zalewa.
- To znaczy, że nam wierzysz?- Spytała fioletooka patrząc uważnie na obu Tao.
- Wiesz to dziwne, że kreskówka ożywa i nagle znajduje się w naszym salonie.- Powiedział oschle fioletowłosy, od razu można było zobaczyć, że nam nie wierzy.
- Tak? A nie dziwniejsze jest to, że nagle pojawia się na twoim podwórku jakaś chora kobieta wmawia ci, że jesteś wybrańcem,- Mówiłam coraz głośniej wstając z fotela i robiąc parę kroków bliżej rodzeństwa, aby zobaczyli jak się z tym wszystkim czuje.
- Wkopuje się do portalu, zostawia z kwitkiem, później jacyś idioci atakują cię dwa razy, a na koniec dowiadujesz się, że wylądowałeś z świecie do którego jesteś połączony wirtualnie?!!- Wykrzyczałam wściekła, zirytowana i wystraszona. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem nie wiedząc jak zareagować na mój wybuch. Ja dyszałam próbując wyrównać oddech utrzymywałam swój wzrok, czułam jak głowa mi pulsuje, tracę ostrość i znów leżałam nieprzytomna. Byłam taka słaba, jakby coś wysysało ze mnie energię. Słyszałam krzyki, płacz, czułam narastający strach i zdenerwowanie wokół mnie. Głosy były nade mną, ale nie mogłam ruszyć żadną częścią ciała. Wokół mnie panowała ciemność, siły mnie opuszczały, aż w końcu nicość.

*Jun*
    Widziałam jak dziewczyna, którą przyniósł mój braciszek upada na ziemię po swoim wybuchu. Widziałam w jej oczach zdenerwowanie, smutek, tęsknotę i strach. Nie wierzyłam, że są z innego wymiaru, czy też z kreskówki. To było, jest i będzie nie możliwe! Nikt nie uwierzy w takie bzdury, ale… Jej głos wiedziałam, że mówi prawdę po prostu wiedziałam.
- Len dzwoń po karetkę.- Powiedziałam szybko do brata. Wyrwał się z transu i wykonał szybko moja prośbę. Uklękłam obok blondynki przewróciłam ją na plecy i próbowałam do niej dotrzeć, jej przyjaciółki stały nad nami błagając ją by była w porządku, ale usłyszałam tylko jedno słowo pochodzące od niej „ciemno”. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam krzyczeć. Spanikowałam po raz pierwszy w życiu spanikowałam. Nigdy nie przejęłam się nikim obcym, własna rodzina była dla mnie obca, a tu nagle mój braciszek wnosi do naszego mieszkania jakąś dziewczynę, która wywołuje u mnie takie emocje. Czułam się z nią podobnie jak czuję się z moim bratem. Kiedy wkroczyli wydawało mi się, przez ułamek sekundy, że są dorośli. To musiało coś znaczyć.
- Meg! Megami ocknij się! Z nami jesteś bezpieczna słyszysz? Nie ma się czego bać.- Po policzkach spływały mi łzy, ratownicy zabrali ja na nosze wykrzykując coś o słabym tętnie. Pobiegłam z dziewczynami do samochodu ponieważ lekarze zabrali mojego brata mówiąc, że potrzebują danych na temat dziewczyny, a od trzech histeryczek niczego się nie dowiedzą.
- Nic jej nie będzie prawda?- Spytała się mnie bordowłosa tuląc mocno do piersi swego stróża. Milczałam, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Po raz pierwszy tak się o kogoś bałam.
- Spokojnie. To pewnie nic groźnego… Wszystko będzie dobrze. Uwierzcie w to.- Powiedział kobieta w chińskie zbroi. Po czym zniknęła.
- Skoro Sakura tak mówi to musi być prawda.- Powiedziała syrena pewna tego co powiedziała.
- Skąd ta pewność?- Spytała szatynka próbując zdławić szloch.
- Sakura po pierwszym połączeniu wytworzyła z Meg wieźć podobnie jak my z wami. Wiemy kiedy życie naszych przyjaciół jest zagrożone.-  W milczeniu słuchałam rozmowy pomiędzy duchem, a dwiema nastolatkami. Nie rozumiałam, jak oni mogą sobie tak rozmawiać. Duchy to narzędzia nie przyjaciele! Wujek En nie może się mylić!... Chyba, że… Nie! Jun, nie wolno ci zwątpić w rodzinę!” Zniszcz albo zostaniesz zniszczony”! Siła bierze się ze strachu! Moc jest najważniejsza!... A gdzie rodzina? Czy ona się liczy??
- Jun! Szybko musimy iść!- Krzyczały dziewczyny siedzący z tyłu samochodu. Wyrwały mnie ze mojego zamyślenia, pod skoczyłam gwałtownie na ich kolejne krzyki, ale wybiegłam z samochodu i zaprowadziłam ich tam gdzie powinna leżeć teraz ich… przyjaciółka. Pielęgniarka w rejestracji skierowała nas na drugie piętro, gdzie badano Megami. Len stał na holu oparty o ścianę wyraźne skwaszony i zły jak osa.
- Badają ją. Za chwile przyjdzie jakaś kobieta wypytywać was o jej wagę i wzrost.- Schował ręce do kieszeni krótkich spodenek i poszedł. Mój wzrok odprowadził go do windy, gdzie zniknął za zamykającymi się srebrny drzwiami. Nie wiem, co się kryje w umyśle mojego brata, lecz na pewno jest zaciekawiony tą dziewczyną. Po chwili przyszła pielęgniarka i wypytywała się Ewy… Tak Ewy o szczegóły na temat ich pacjentki.
- Dobrze. Proszę usiąść, lekarze są w trakcie badań.- Z tym odeszła ignorując pytanie szatynki.
- Hej! Ile to będzie trwało?!- Krzyczała zirytowana, ale kobieta w różowym fartuchu, o szarych nudnych oczach i ciemnych włosach w średnim wieku odesłała ja z kwitkiem.
- Cierpliwości panienki. Ona z tego wyjdzie.- Powiedział jakiś młodzieniec o białych luźno ułożonych włosach i krwistych oczach. Ubrany cały na czarno w skurzany strój motocyklisty z czerwonym napisem na koszulce „Krew jest mym żywiołem”. Podskoczyłam słysząc jego głos, a dodatkowy szok miałam po zobaczeniu trupa. Facet wyglądał jak chodząca śmierć! Brakowało mu tylko kaptura i kosy, jak Boga kocham!
- Skąd ta pewność?-Spytałam chłodno. Miałam co do tego gościa złe przeczucia.
- Och uwierz mi dziecinko. Ja wiem więcej niż myślisz i uwierz mi za jakiś czas będę waszą ostatnią deską ratunku.- Z tym odszedł. Dosłownie sekundę kiedy opuścił piętro chirurgiczne wyszedł lekarz. Mężczyzna około czterdziestu lat, łysy z czarnymi wąsami o ciemnych niebieskich oczach w białym kitlu.
- Megami czuje się teraz lepiej. Podałem jej leki przeciw bólowe. Duży stres obciążył jej organizm stąd pewnie te omdlenia, ale miała też sporego guza na głowie, który przez pewien czas będzie jej dokuczał. Możecie wejść, ale pacjentka śpi i proszę jej nie budzić. Sala 26.- Dodał kiwając głową na pożegnanie, odpowiedziałyśmy tym samym gestem i szybkim krokiem poszłyśmy do pokoju, w którym leżała blondynka. Weszłam pierwsza. Nastolatka spała, była podłączona do wielu maszyn sprawdzających jej tętno, oddech, miała dwa motylki do każdego podczepione po trzy kroplówki, w tym jakieś antybiotyki i inne leki.
- Dzięki Bogu nic ci nie jest.- Szepnęłam cicho widząc jak jej skóra nie była już tak chorobliwie biała. Spała spokojnie, to wystarczyło by mnie uspokoić, ale wtedy zobaczyłam jak wchodzi Ewa i wręcza mi kopertę.
- Przekaż do Megami. My musimy odejść…- Chciała coś dodać, ale nic nie powiedziała i wyszła. Położyłam kopertę na ubraniach niebieskookiej i usiadłam obok niej na łóżku. Maszyny trochę szybciej zaczęły piszczeć. Rozejrzałam się w obie, ze ktoś tu jest, ale nic, ani nikogo nie było.
- Meg. Spokojnie, nic ci nie grozi.- Poklepałam ją niezgrabnie po kolanie. Jej serce zwolniło, bo maszyny wróciły do prawidłowego rytmu. Ta dziewczyna na pewno była wyjątkowo i była magnesem na kłopoty.
- Nie martw się młoda. Od dzisiaj będziemy najlepszymi przyjaciółkami.- Nie wiem czemu tak powiedziałam, ale czułam się miło wiedząc, że będę w końcu mogła z kimś porozmawiać, nie bojąc się, że zaraz włoży mi sztylet w serce.
* Megami*
   Słyszałam głosy, było ich wiele, nie znałam ich. Bałam się! Moje ciało było zdrętwiałe, nic nie czułam, nie mogłam się ruszyć. Chciało mi się płakać. „Niech ktoś mi pomoże” Krzyczałam, ale nikt nie odpowiadał, ciemność, pustka, zimno. To wszystko było takie straszne. Byłam sama nikogo nie było w tej pustce, żadnego światła niczego. Po chwili poczułam ciepło, straszne i obce głosy zniknęły, pojawiło się światło i moja pamięć znów się tu urwała. Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Wokół mnie było pełno maszyn, które głośno piszczały. Był chyba wschód słońca, bo w pokoju nie było ciemno, ale też nie było specjalnie jasno. Obok mnie coś się poruszyło. Odruchowo nabrałam powietrza, ale tym „złym kimś” okazała się śpiąca Jun. Siedziała na krześle głowę miała ułożoną na skrzyżowanych rękach, ale jedną mnie trzymała. Byłam zdziwiona jej zachowaniem. Nie myślałam, że taka będzie cóż nie na początku.
- Ewa? Sarah??- Spytałam cicho rozglądając się za moimi przyjaciółkami. Połowę kroplówek miałam odłączoną, bo chyba te całe „motylki” miałam na dwóch rękach, a teraz mam na jednej. Niestety nie miałam nikogo, aby się wypytać o to, co się stało. Tao spała i nie mogłam jej obudzić. Powinna jeszcze odpocząć, ale tamte dwie mogłyby się wreszcie tu pojawić!
- Och, księżniczka się już ocknęła.- Powiedział chłodno złotooki zamykając za sobą drzwi. Był trochę poharatany… Cholera! Walczył z Yoh po raz drugi by go zniszczyć!
- I jak poszła walka?- Spytałam widząc jak ogień wściekłości tli się w jego oczach.
- Może gdybyś nie koncertował się na jednym celu byłoby ci łatwiej. Wiem co myślisz. Jakaś wariatka nie będzie mi mówiła co mam robić, ale spójrz na to w ten sposób. Yoh walczy z Amidamaru jako drużyna. Duch ma swobodę i w ten sposób Asakura może mieć oczy wokół głowy blokując twój każdy atak.- Tao patrzył na mnie, był zły, ale słuchał.
- Czy z każdej walki wyciągasz jakieś lekcje? Czy walczysz na ślepo?- Spytałam cicho, prychnął w odpowiedzi. Wypuściłam cicho powietrze próbując skupić się na jego problemie.
- Wykorzystujesz ducha jako narzędzie. Tego cię nauczono. Yoh walczy z duchem jako drużyna. Jeżeli chcesz z nim wygrać musisz dowiedzieć jakie są jego słabe punkty, a nie do wiesz się tego, jeśli nie spróbujesz walczyć w podobny sposób. Logiczne nie?- Spytałam próbując usiąść nieco wyżej.
- Wiesz kto wygra?- Spytał patrząc na mnie poważnie.
- Są różne teorie, jednak koniec nie będzie dla nikogo dobry.- Powiedziałam wiedząc, że turniej się za kończy na czas nie określony, Zik zginie, ale krzywda i ból jaki wyrządził nie zniknie.
- Będę cię trenować, a ty pomożesz mi wygrać.- Powiedział pomagając mi usiąść.
- Obiecasz mi, że nie zabijesz nikogo do czasu walk szamańskich?- Spytałam wiedząc o Nichromie i Chromie… Może jeśli Chrom przeżyje, Nichrom nie dołączy do Zika i będą mieli o dwóch członków rady więcej do pomocy.
- Co?- Spytał oburzony, to naprawdę cud, że Jun ciągle śpi.
- Obiecaj, że nikogo nie zabijesz dopóki nie będziesz oficjalnie w walkach szamańskich…. Nie zabijaj swego egzaminatora, tylko o to cię proszę.- Myślał nad tym. Wydawał się zdziwiony, wstrząśnięty, skołowany i zirytowany moim zachowaniem i prośbami, ale myślał.
- Na każde walki będziesz chodzić ze mną i powiesz mi kogo konkretnego mam nie zabijać.- Powiedział stawiając jako takie ultimatum.
- Umowa stoi.- Powiedziałam wyraźnie zrelaksowana, ale to nie trwało długo.
- Len… Co ja tu właściwie robię i gdzie są moje koleżanki?- Spytałam niepewnie. Spojrzał na mnie ostro jakbym sugerowała, że to on maczał w tym palce choć się nie zdziwię jeśli tak by było.
- Zemdlałaś, Jun siedziała przy tobie całą noc… Naprawdę jesteś dziwna. Moja siostra nie lubi nikogo.- Dostrzegłam na jego twarzy lekki grymas.
- Nie lubi nikogo prócz ciebie?- Spytałam słodkim głosem. Wymamrotał jakieś obelgi na starszą Tao, co potwierdziło moje podejrzenia i informacje.
- Mój brat sam chciał się malować i ubierać w sukienki.- Zachichotałam gdy zobaczyłam jego oburzony wyraz twarzy.
- Megami! Nie śpisz! Co za ulga! Doktorze!!!!!!!!- Wrzasnęła zielonowłosa na cały szpital, w ciągu minuty byłam odłączona od maszynerii i kroplówek, aby utknąć na monologu doktora.
- Masz jeść dużo warzyw i owoców. Jesteś biała jak papier! Powinnaś też przebywać więcej na słońcu, za godzinę zbadamy ci wzrok, i tu są tabletki jak panienka prosiła. Tarczyca to nie przelewki młoda damo.- Nawijał łysy doktorek ja przejechałam sobie ręką po twarzy nie mogąc znieść tej gadaniny, za to Jun tryskała przy tym doktorku i coś mi mówi, że się z nim znała, bo załatwiła mi tych tabletek chyba z pięć skrzyń!
- Wiem, mam też Hashimoto, słabe żyły, jestem mało odporna, mam nadwagę tak, tak wiem to.- Syknęłam ostro gdy zobaczyłam dwie pielęgniarki, które miały stanowczo za dużo igieł na tych stolikach co je wiozły.
- Nadwagę?!! Chyba niedowagę!- Wrzasnął na mnie lekarz aż podskoczyłam.
- Co?- Spytałam tępo, chyba wrzask Jun uszkodził mi bębenki, bo doktor właśnie powiedział mi coś absurdalnego.
- Masz niedowagę!- Znów  krzyknął, zaczęłam się śmiać. Śmiałam się tak mocno, że łzy spływały mi po policzkach.
- Dlaczego się tak śmiejesz?- Spytał fioletowłosy nie ukrywając swego poirytowania zbyt dużym tłumem i moim dziecinnym zachowaniem.
- Mam 162 wzrostu i ważę około 50 kilo. Czy pan robi ze mnie wariatkę?- Mój głos był wesoły, ale oczy zimne i twarde niczym stal. Niebieskooki mężczyzna pocił się z nerwów, pielęgniarka w średnim wieku pofarbowana na rudo o szarych nudnych oczach zaciekle wertowała jakiś segregator.
- Tu pisze, że masz… metr siedemdziesiąt i czterdzieści kilo.- Płakał lekarz czytając informacje jakie miał wypisane na kartce.
- Czy ja ci wyglądam na anorektyczkę?... Ile ja tu leżę?- Spytałam nagle, Jun zapłakana zaczęła mnie zgniatać lamentując o jakiś kucharzach i rodzinach, które powinny być w więzieniu.
- Noc.- Odpowiedział mi Tao odrywając ode mnie swoja zapłakaną siostrę.
- Myśli pan, że w jedna noc urosłam osiem centymetrów i zgubiłam 10 kilo?- Spytałam oschle i dość ironicznie. O matko znów moje zmiany nastroju!
- Idziemy cię zmierzyć, zważyć, sprawdzić tętno i przepisać szampon na to siano. Dziecko to nie włosy.- Mówiła pielęgniarka, która nie była szczupła ona była dosłownie chodzącym kościotrupem opalonym na brązowo! Siwawe włosy i mętne zielone oczy ubrana w zielony strój pielęgniarski. Ruchem ręki wywiałam ich po za salę, rodzeństwo Tao patrzyło zszokowane z otwartymi szczękami opadniętymi do podłogi na zjawisko jakie przed chwila miało miejsce.
- Więc mówiła prawdę.- Odezwała się wciąż zszokowana zielonowłosa.


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

2. Spotkanie z Beznadziejnymi i…Uratowane przez TAO??!!!


     - Przecież mówię, wyrocznia wysłała nas do anime… Które nie jest transmitowane w telewizji.- Dodałam widząc podnieconą bordowo-włosom Ewę, która miała teraz jasne fioletowe oczy. Sara z drugiej strony miała włosy związane w wysoki koński ogon, a z niego stworzony francuski warkocz. Jej włosy sięgały jej do tyłka, nie zmieniły co prawda swej brązowej barwy, ale oczy miała teraz piwne. Moje jasne blond włosy były ciemniejsze coś z rodzaju płynnego złota z jasnymi pasemkami, sięgały mi trochę za łopatki i o dziwo miałam je rozpuszczone. Oczy przybrały błękitną barwę, a moja cera w ogóle się nie zmieniła, jednak byłam prawie pewna, że wszystkie urosłyśmy o kilka centymetrów. Spojrzałam na moje przyjaciółki. Ubranie Sarah zmieniło się z letniego i turystycznego na cóż bardziej … kolorystycznie podobne do jej syreny. Nosiła białą kamizelkę na fioletową bluzkę z długim rękawem, a do tego czarne spodnie i tego samego koloru tenisówki z białymi sznurowadłami. W jej włosach za to pojawiło się kilka spinek z muszelkami Ewa z drugiej strony miała na sobie apaszkę w gepardzie cętki, białą tunikę z długim rękawem i namalowanym lwem. Ciemne jeansowe spodnie i granatowe trampki zdobiły jej dolny pas. Na lewym nadgarstku miała z pięć złotych bransoletek z nie wiadomo jakiego powodu, ale przemilczałam jej akcesoria. Kiedy spojrzałam na siebie prawie ze skóry wyskoczyłam. Czerwony żakiet pod spodem miałam czarna koszulę z kołnierzem i krótkim rękawem ciemne jeansowe rurki i czarne balerinki. Na palcu wskazującym u prawej ręki na szczęście miałam wciąż swój pierścionek z małym szafirkiem.
      Razem z dziewczynami usiadłyśmy pod drzewem. Nie było mi wygodnie ponieważ coś z lewej strony wbijało mi się w nogę, kiedy sięgnęłam po niby patyk krzyknęłam wstając gwałtownie. Do pasa miałam doczepiony miecz i to nie taki japoński lub taki jakiego używali rycerze w Polce za czasów królów, nie... to była szpada! Wyciągnęłam ją z pochwy chcąc ją dokładniej obejrzeć. Była dość cienka, w miarę prosta, ostra i długa jak na tego typu miecz. Rękojeść miała w czerwonym kolorze. Szczerze jak na dziewczynę, która nigdy nie miała miecza w ręce ten był dość lekki i wydawało mi się, że wiem jak mam nim walczyć. Bruk i Wars spojrzały na mnie po czym na siebie. Przy boku Sarah pojawił się niebieski bicz zakończony małym harpunem. Przyglądała mu się uważnie, wiedziałam, że jest tym narzędziem zafascynowana, jednak bałam się o własne życie. Ewa miała na obu dłoniach rękawice bez palców w pomarańczowej jasnej barwie. Niby nic ciekawego na pierwszy rzut oka, ale gdy machnęła nimi w powietrzu byłabym pewna, że widziałam żelazne pazury wychodzące mniej więcej z miejsca, gdzie są te małe kostki, gdy zginamy rękę w pięść.
- Jak my niby mamy walczyć czymś co widzimy na pierwszy raz na oczy?!- Krzyknęłam nagle przerażona, że najpierw my siebie pozabijamy niż naszego przeciwnika.
- Eh Meg? Nie uważasz, że to nasz najmniejszy problem?- Spytała szatynka składając bicz i z powrotem przypinając go do pasa.
 -Masz rację…Gdzie mamy mieszkać?! Skąd weźmiemy pieniądze??- Na wpół krzyczałam na wpół panikowałam. Wars i Bruk spojrzały na mnie z lekkim szokiem, że one na to nawet nie wpadły. Dla nich to ta sytuacja była zbyt dziwna żeby troszczyć się o takie szczegóły =_=.
- Właściwie to nie myślałam o tym.- Przyznała ledwo słyszalnie piwnooka, ale fioletooka ją zagłuszyła i to chyba na jej szczęście.
- A skąd w anime biorą pieniądze??- Spytała tępo Ewa obserwując jak nasze duchy w kształcie kulek latają nad naszymi głowami i chichoczą.
- Do kasyna!!- Krzyknęła Sara łapiąc nas za ręce i ciągnąc ze stromego zbocza. Oczywiście potknęła się o rozwiązane sznurowadła i poleciała do przodu ciągnąc za sobą resztę. Z naszym szczęściem wpadłyśmy na zespół Rio powalając wszystkich członków.
- Co to było??- Mruknął jeden z mężczyzn.
- Co robicie na terenie Beznadziejnych?!- Krzyknął Rio układając swoje włosy w międzyczasie.
- Jak to co? Współczujemy wam nazwy.- Odpowiedź bordowłosej sprawiła, że znów upadłam na ziemie.
-Nie potrafimy walczyć, nic nie wiemy o tym świecie i takie teksty walisz??!!- Pisnęłam próbując odciągnąć przyjaciółkę od tych idiotów.
- Ewa jak możesz obrażać Elvisa Presleya!! To gwiazda, choć dałabym głowę, że w telewizji był przystojniejszy.-Upominała ją szatynka. Czy tylko ja mam nieodwracalną chęć ucieczki? Moje kumpele właśnie wyśmiewają głupich ludzi, których jest zdecydowanie za dużo. Nagle wokół nas zebrała się gęsta mgła.
- Sakura! Jedność!- Krzyknęłam spanikowana kiedy czarny stwór wyłonił się zza bandy Rio, która po chwili była całkowicie zasłonięta mgłą. Czułam się jakbym była w jakiejś kuli, tylko ja i ta istota o białej jak mleko cerze, niebieskie usta i krwisto czerwone oczy. Był dość wysoki coś koło metr dziewięćdziesiąt ubrany w czarną skórzaną kurtkę, czarną bluzkę z czerwonym napisem „ Krew jest mym żywiołem”, czarne rurki, a ciemno granatowy miecz przypięty do jego pasa był otoczony ciemno fioletową aurą. Srebrne włosy luźno układały się na jego głowie dodając łagodnego efektu do jego mrocznej postaci.
- Jestem Zeref, a ty musisz się jeszcze wiele nauczyć siostro.- Powiedział z bezlitosnym wyrazem twarzy po czym zniknął jakby w ogóle go nie było. Nie czułam przed nim jakiegoś wielkiego strachu, a czarna postać wyłaniająca się z wściekłego tłumu mężczyzn podczas kłótni gdzie nie mamy szans jest dość zastraszająca.
- Ula! Znaczy Megami jak to zrobiłaś?- Spytała się mnie brunetka odrywając się od argumentacji z Rio na temat Presleya. Spojrzałam na nią zszokowana… Oni nie widzieli go, nie słyszeli, więc… Pewnie chodzi jej o tą akcję z Sakurą.
- Tak jakoś wyszło.- Powiedziałam drapiąc się lekko z nerwowym uśmiechem po lewym ramieniu.
- Czym ty jesteś?- Spytał jeden z gangu motocyklistów wskazując na mnie z dziwnego powodu.
- Twoim koszmarem.- Odpowiedziała fioletowooka w fuzji ze swoim duchem. Nie wiedziałam kiedy, ale jednym atakiem posłała całą bandę na ziemię.
- Spadamy.- Rzuciłam się do wyjścia z tego cmentarza, ale jakaś grupa mariachi( czy jak to się tam pisze) zagrodziła nam drogę.
- Do diabła!- Krzyknęłam wiedząc, że ten szaman używa kukiełek do walki, niestety w odcinkach pojawił się w drugiej połowie, a my tu początkujące i to bez pojęcia jak się używa naszych broni!
- Trzęsienie ziemi!- Krzyknęła Wars uderzając stopą o ziemię wysyłając trzy kukły na pewną zagładę.
- Tsunami!- Bruk rozłożyła ręce wysyłając ogromne pokłady wody w stronę czwartego szamana, który zniknął w kłębach dymu mrucząc, że jeszcze się spotkamy. Rozstałyśmy się z duchami i rozważyłyśmy dalsze poszukiwania kasyna, kiedy nagle poczułam ogromny ból głowy od wróciłam się w pól przytomna obserwując jak jakiś grubas trzyma Sarę, a jacyś dwaj chudzielcy Ewę. Krzyczały moje imię, ale ja zatoczyłam się jak pijana chcąc znaleźć na czymś oparcie po czym zrobiła mi czarno przed oczami i zaczęłam spadać o dziwo nie pamiętam, żebym miała twarde lądowanie. Ostanie co pamiętam to dźwięk bójki i nie zrozumiałe nawoływania moich towarzyszek. Na koniec jakiś głos nalężący do nastolatka mówiący, że mam spać i moje połączenie ze światem się urwało.

  Obudziła mnie kłótnia, dwa głosy rozpoznałam od razu, ale trzeci był jakiś nowy, a jednocześnie znajomy. Otworzyłam oczy próbując dostosować się do jasności jaka panowała w… salonie. Powoli usiadłam i obserwowałam jak dwie „wróżki” kłócą się z siedemnastoletnią Jun Tao, o to, który fason do sypialni jest lepszy.
- Trupa byście obudziły.- Powiedziałam chłodno marudząc pod nosem na mój ból głowy.
- Dobrze widzieć, że żyjesz.- Powiedział nikt inny jak… Len????????
- Ja, ja…. Czy to normalne?- Wskazałam na niego z szokiem wypisanym na twarzy. Podniósł zdziwiony obie brwi i skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Nie wysilaj się. Mocno oberwałaś w głowę, jestem zdziwiony, że przez dłuższy czas kontaktowałaś ze światem.- Usiadł na fotelu i w pełni ignorował mój głupi wyraz twarzy.
- Jak się tu dostałyście? Nie jesteście stąd.- Zamarłam na swoim miejscu, a moje kumpele zaczęły śmiać się nerwowo.
- Nie uwierzysz jak ci powiemy.- Przemówiła Sakura unosząc się obok mnie próbując ukryć rozbawienie na swojej twarzy.
- Znalazłam twoje okulary.- Dodała podając mi do ręki moje kochane gogle.
- Nareszcie jesteście wyraźni, a co do odpowiedzi…. Jesteśmy z innego wymiaru.- Zielonowłosa zemdlała, a złotookiemu szczęka opadła do ziemi. No teraz to mam tłumaczenia, a tłumaczenia. Jak ten świat mnie kocha =_=”.

niedziela, 17 sierpnia 2014

1. Jesteśmy w anime!

   Siedziałam na podwórku i patrzyłam z leżaka na chmury, które zaczynały mieć wzory dokładnie takie jakie sobie obmyśliłam. Poprawiłam okulary i spojrzałam na piaskownicę, gdzie siedziały moje dwie przyjaciółki, które znałam od bardzo dawna. Pierwsza to Sara Bruk, jej ojciec jest z Ameryki, stąd to nazwisko. Ma krótkie brązowe włosy z czarnym pasemkiem i brązowe oczy. Zwykle chodzi w białej bluzeczce z zielonym liściem lilii wodnej i krótkich jeansowych spodenkach. Ma 15 lat, zabawna, uparta, przebojowa, odważna i wszędzie jej pełno. Druga to Ewelina Wars. Ma również 15 lat, ciemne blond włosy z bordowym pasemkiem, jasne piwne oczy i opaloną cerę. Najczęściej nosi fioletową cienką koszulę w biało-czerwoną kratkę pod nią ma biały ramiączek, krótkie materiałowe granatowe spodenki i obie dziewczyny mają japonki. Wars ma charakter pomieszany pomiędzy moim chłodnym, a gorącym jak u buntowniczej Sary.  Ja ma jasne blond włosy i niebieskie oczy. Często chodzę w czerwonej bluzce na jednym ramiączku z czarną różą wyszytą na prawej piersi, białe krótkie spodenki z brązowym cienkim paskiem. Na stopach zwykle mam albo białe adidasy, albo białe balerinki. Włosy mam związane w wysoki koński ogon patrząc na tą pogodę i mimo siedzenia na słońcu jestem blada.
- Pierwszy raz się spotykam, żeby chmury miały tak wyraźnie kształty.- Powiedziała Sara zerkając na niebo.
- No, co ty. Ty lepiej patrz, co ja odkryłam wczoraj.- To powiedziawszy Ewa wskazała na ich zamek z piasku, który teraz naprawdę go przypominał! ( Wcześniej to była kupka piasku.)
- Łał. Przydałaby się fosa.- Mruknęła Bruk i nagle woda otoczyła zamek od dołu.
- Czy tylko mnie to dziwi?- Spytała Ewa.
- Nie wpadajmy w panikę. To pewnie przez słońce mamy coś ze wzrokiem.- Powiedziałam spokojnie, po czym rozległ się przeraźliwie głośny huk od prawej strony domu.
- Idziemy!- Krzyknęłyśmy jednocześnie i pobiegłyśmy na około, aby uniknąć pokrzyw i starej obory( a jak inaczej postępują skończone wariatki?), która teraz była przerobiona na jakiś warsztat. Ta część ziemi należała, kiedy do mojej rodziny, ale została sprzedana, żebyśmy mogli zrobić remont w naszym domu. W każdym razie, kiedy stanęłyśmy na pagórku zobaczyłyśmy jak na środku ogrodu w rodzaju polany w powietrzu unosi się coś biało-niebieskiego w kształcie owalnym. Z niego wydostała się jakaś kobieta o czerwonych włosach i czarnych oczach. Ubrana w zieloną suknię ozdobioną pomarańczowymi freskami roślin.
- Kim jesteś?!- Krzyknęłam niezbyt pewna, czy mnie usłyszy, przez ten dudniący…. to coś! (Skąd mam wiedzieć, co to jest?! Nie jestem wróżbitką!)
- Proszę was o pomoc.- Z tymi słowami we trzy znalazłyśmy przed nią. Z blisko była straszniejsza. Blada cera, i bardzo chuda. Miała uśmiech na twarzy, ale dla mnie to było co najmniej dziwne i źle wróżące.
-Świat duchów was potrzebuje. Jesteście naszą nadzieją!- Powiedziała poważnie. Spojrzałyśmy na nią jakby rozum postradała.
- Ty myślisz, że ja ci w taką bajeczkę uwierzę?- Spytałam poirytowana. Jestem pewna, że ta głośno brzmiąca niby czarna dziura to tylko efekty specjalne.
- Jeśli myślisz, że kłamię, to powiedz mi kochana, skąd się wzięły wasze zdolności?- Spytała podnosząc na mnie jedną brew. Kobieta ma punkt.
- To wszystko się nam wydaje. Przebywałyśmy za długo na słońcu i nam odbija.- Powiedziała Ewa krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej wydawała się oszołomiona i zniesmaczona całym tym cyrkiem.
- Właśnie. Przecież nikt nie uwierzy w jakiś świat duchów czy czegoś tam.- Sara spojrzała sucho na czerwonowłosą stając obok ciemnej blondynki, a  nieufność od niej promieniowała na kilometr.
- Proszę! Musicie mi uwierzyć!... Jesteście nam potrzebne… Świat nie składa się z jednego wymiaru, są ich setki! Każdy jest inny. Wierzycie w duchy?- Spytała nagle patrząc na nas.
- Jakoś nie specjalnie.- Odpowiedziała szatynka z kwaśną miną.
- Tutaj nie ma duchów, one nie istnieją.- Dodała piwnooka parząc na mnie trochę nie pewnie.
- Dobrze skoro mi nie wierzycie, to może spróbuję wam to jakoś wyjaśnić, aby zmienić wasze zdanie.- Kobieta wydawała mówić do siebie, jednak spojrzała na nas.
- Mów. Słuchamy.- Mruknęłam. Nie ufałam jej, co nie zdziwiło moich przyjaciółek dla wielu osób byłam oschła.
- Jestem wyrocznią… Kimś podobnym do jasnowidza.- Wyjaśniła widząc nasze puste wyrazy twarzy.
- Nasz świat jest ze sobą połączony przez tak zwaną wirtualną linię. Wasze najciekawszy momenty życia są wyświetlane tam, a nasze tu.- Kontynuowała patrząc na nas czy aby nadążamy.
- Dobra światy połączone i w ogóle, ale po co ci my?? Nie jesteśmy bohaterkami nie potrafimy nic prócz małych sztuczek lub traceniu kontroli nad naszymi darami.- Przemówiła Ewa wyciągając słowa z moich ust.
- Powtórzę to jeszcze raz. Mojemu światu grozi zakłada! Gorsza niż Zik Asakura. Waszą misją jest pomóc nam… Jesteście wyjątkowe.- Mówiła czarnooka patrząc na nas błagalnie.
- Nie jesteśmy bohaterkami! Nie znamy cię! Jak możesz wymagać od nas, że nagle wszystko rzucimy i tak nagle za tobą pójdziemy? – Powiedziałam, a raczej wykrzyczałam oburzona i nie ufna.
- Ula… Dlaczego się tak bardzo mnie boisz?- Spytała delikatnie. Nie mogłam się do niej przekonać po prostu wiedziałam, że z tego wynikną jakieś problemy, ale chwila moment! Skąd ona zna moje imię?! Nie padło ono przez całą rozmowę!
- Nie rób takich wielkich oczu. Obserwowałam was od bardzo dawna. Każda z was ma moc, której nikt nie może wam odebrać. Mówiłam wam jestem wyrocznią, a to za mną to portal.- Mówiła przymilnie, aż chciałam zwrócić. Za to moje dwie przyjaciółki były zachwycone jej niby łagodnością i tą chorą troską.
- Nie wierzę.- Powiedziałam szczerze i bez owijania w bawełnę.
- Spójrz na chmury i wyobraź sobie coś.- Powiedziała Wyrocznia. Nie pewnie spojrzałam na nią, a później na moje koleżanki. Wyobraziłam sobie lwa ogromnego lwa. Usłyszałam „Łał” od trzech osób i sama spojrzałam w górę. Był tam ogromny lew ze skrzydłami, który po chwili zmaterializował się i sfrunął do nas. Był żółto-pomarańczowy z jasną czerwoną grzywą i jasnymi żółtymi skrzydłami. Oczy miał jasno fioletowe, podszedł do Ewy i jej oczy zmieniły się na ten sam kolor, a włosy miała bordowe.
- Mufasa.- Zachichotała nastolatka.
- Jak z Króla Lwa.- Powiedziała Sara z podekscytowaniem.
- To będzie mój… właśnie kto?- Spytała zmylona fioletooka, ale wyrocznia nic nie odpowiedziała. Wiedziałam, że coś knuje i wcale mi się to nie podobało, jednak byłam pod wrażeniem.
- To jest coś.- Powiedziałam z promiennym uśmiechem.
- Teraz ja!- Pisnęła nastolatka z czarnym pasemkiem. Rozluźniałam się nieco widząc moje spokojne koleżanki, znów zamknęłam oczy i tym razem wyobraziłam sobie syrenę. Wiatr się zerwał, a kobieta z ogonem wydawała się zjechać jak na zjeżdżalni z nieba, które było dla niej niczym morze. Zatrzymała się obok szatynki, która patrzyła na nią z uwielbieniem. Syrena miała  kasztanowe włosy, oczy niczym oszlifowane szmaragdy, cerę bladą a ogon zielony, za to stanik był fioletowy ozdobiony muszlami morskimi z różowym lub fioletowym dnem.
- Bardzo dobry wybór stróża.- Pochwaliła Bruk Wyrocznia nie wyjaśniając nawet do czego niby ten stróż nam się przyda i niby kim on jest.
- Moje imię jest Ariel. Jestem dumna, że mogę zostać twoim stróżem władco wody.- Powiedziała syrena z pełnym szacunkiem. Ostatnia zleciała do nas młoda kobieta około 20 lat, miała białe włosy związane w chiński kok, kimono połączone ze zbroją, a przy prawym boku miała przypięty miecz. Oczy miała srebrne, a cerę jasną. Stałam odrętwiała, nie wyobrażałam sobie jej. Chciałam słodkiego kiciusia, a nie kobietę w zbroi!
- Nazywam się Sakura Ming. Ostatnia z dynastii, ukrywana przez rodzinę, przed wrogami. Tajemnicza wojowniczka, której imienia nikt nie zna.- Powiedziała w skrócie kobieta. Jej głos był silny z połączony z czymś dziwnym. Wydawałoby się, że ktoś ją do tego zmusił, ale nie mogłam położyć na to palca.
- Ja jestem Ula. Miło cię poznać…. To, co? Zgodzisz się zostać moim stróżem?- Spytałam niepewnie.
- Oczywiście.- Przytaknęła entuzjastycznie. Jacie, jaka zmiana… Szybka jest i chyba podobna trochę do mnie i moich wahań nastrojowych.
- Jaką ja mam moc?- Spytałam z ciekawością przerywając cisze jaka panowała wokół nas.
 -Jesteś czarodziejką z mocą powietrza. Nikt nie opanował wszystkich pięciu żywiołów, za pamiętajcie to. Można tylko dwa.- Powiedziała poważnie kobieta. Jestem ciekawa po co nam to mówi, ale to chyba ważne.
- Zik Asakura, opanował gwiazdę jedności.- Powiedziałam z podniesionymi brwiami ignorując zdziwienie moich znajomych.
- Nikt nie jest w stanie opanować mocy gwiazdy jedności. To, co on posiadł jest maleńką cząstką mocy Gwiazdy. Wy trzy jesteście czarodziejkami. Prawowitymi strażniczkami mocy Gwiazdy Jedności. Jesteście jak siostry, stworzone przez nią i Króla Duchów…Przed wami były kapłanki, które zostały wybierane, ale to tylko pogarszało sprawę. Gwiazda i Król są rodzicami waszych mocy, jeżeli można by to tak ująć. Ja jestem wyrocznią, moim zadaniem jest pilnować, żeby w wszechświecie panował pokój i żebyście były bezpieczne…. Wasze stróże będą osobiście poinformowane przez Króla Duchów. Teraz zapraszam za mną!- Krzyknęła radośnie i dosłownie wykopała nas z MOJEGO podwórka wprost do jakiegoś portalu!!
     Wyleciałam pierwsza, a na mnie wpadła Sara, wgniatając mi kolano w miednicę, a potem Ewa przegniatając Bruk, która reszta ciała przy miażdżyła mi piersi. Moja reakcja była dość prosta do zgadnięcia.
- AŁA!!!!!!- Ryknęłam, a po czym nastąpił dość znany zwrot akcji.
- Złaźcie ze mnie!!- Wrzasnęłam dla odmiany i zepchnęłam przyjaciółki falą powietrza.
- Moja piersi! Moje ciało! Mój brzuch!- Piszczałam z bólu przy wstawaniu.
- Mogło być gorzej.- Wyszczerzyła się wyrocznia.
- Moje okulary!- Pisnęłam, kiedy nie wyczułam przedmiotu na moim nosie! Jęknęłam siadając na pobliski murek łapiąc się za głowę próbując się uspokoić. Swoją drogą, coś jakiś taki cienki i mały ten cały murek.
- Waszym zadaniem jest zjednoczyć drużynę, która ma pewne problemy, żeby sama się połączyć.- Mówiła czerwonowłosa, ale monolog przerwał jej jęk szatynki.
- Kim ja jestem żeby za wszystko cierpieć?- Płakała Sara masując swoje obolałe cztery litery.( Kiedy ją zepchnęłam zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią)
-  A tak tutaj nazywacie się Sarah Bruk, Ewa Wars i Megami Takahashi. Powodzenia dziewczyny.- Powiedziała na koniec i zniknęła w kłębach dymu.
- Wracam do domu!- Krzyknęłam i pobiegłam w stronę portalu, nagle zniknął, a ja dzięki Bogu zdążyłam się zatrzymać przed drzewem, w które omal nie wpadłam.
- Gdzie my jesteśmy?- Spytała Sarah siadając tam, gdzie wcześniej ja.
- Ty wiesz, że siedzisz na czyimś grobie?- Spytałam bez przekonania na minę przyjaciółki, która zaczęła się zmieć od zdziwionej przez złą do przerażonej.
- AA!! Usiadłam na jakimś trupie!!- Płakała piwnooka skacząc jak wariatka.
- Jesteśmy na cmentarzu.- Odparła z politowaniem Ewa.
- Straszne Wzgórze…. Pamiętacie to anime Król Szamanów??- Spytałam rozglądając się po okolicy.
- No, ba… Masz słabość do Tao.- Zarechotały, ja puściłam tą uwagę mimo uszu.
- Jesteśmy w tym anime.- Powiedziałam poważnie i ze stoickim spokojem.

- ŻE, CO???!!!!!!!!!!!!- Wrzasnęły z wytrzeszczem oczu.

                                                  Uwaga!!
  Cześć wszystkim! To mój nowy blog. Z ostatnim mam problem, by dodać nowe rozdziały, dla tego piszę ten. Nie zapomniałam o poprzednim nie myślcie sobie tak, ale pisanie dalszych rozdziałów jest trochę trudne, bo trochę namieszałam z tymi postaciami, więc na razie proszę czytajcie i komentujcie tego bloga. ;-)