Wróciłam do
apartamentu Tao jeszcze tego samego dnia. Najpierw lekarze wykonali badania,
okazało się, że gdy tu wylądowałam to wzrok mi się pogorszył, urosłam kilka
centymetrów i zgubiłam kilka kilo. Jestem pewna, że organizm od tak sobie nie
rośnie i nie gubi tłuszczu, prawdopodobnie ten atak co miałam to było albo odreagowanie
organizmu po zmianach jakie zaszły lub podczas trwania tych zmian. Niestety tak
jak obiecałam tak zaczęłam trenować z Lenem. Pierwszego dnia tak mnie zganiał
na siłowni, że musiał mnie przynieść do salonu, bo dopiero tam złapał pierwszy
oddech. Czułam, że zaraz wypluje płuca, a co najgorsze straciłam czucie w
nogach i to tylko w przeciągu dwóch godzin. Na moje nieszczęście był to
wieczór, a to znaczy, ze jutro nie będę wstanie wstać.
Oczywiście, że rano tak było! Nie dość, że padłam na
sofie po trzecim oddechu to jeszcze ten pacan śmiał mnie obudzić o wschodzie
słońca i kazał trenować. Wiedziałam, że pewnie wuj zaczynał z nim tak samo, ale
ludzie! Ja go uczę słownie, a ten całą swą frustrację za to czego nie łapie
wyładowuje na mnie każąc mi ćwiczyć i krążyć wokół sali nie wiadomo ile razy!
Za każdym razem gdy go widzę mam ochotę wytrzeć z twarzy ten jego zarozumiały
uśmieszek. Na szczęście w tym świecie jest cudo zwane kawą i kiedy „wielki
mistrz” zostawia mnie w spokoju mój duch przemyca mi kawę by mnie rozbudzić i
dodać więcej energii. Drań przez tydzień tak mnie katował, w między czasie
zauważyłam, że Jun ma Pai Longa, który nie ma talizmanu. Na szczęście dla mnie
byłam na zakupach podczas gdy Jinni odwiedziła swoich kuzynów. Nakupowałam
sobie mnóstwo ubrań przede wszystkim tych sportowych na każdą pogodę i porę
roku, bo z tym palantem to nigdy nic nie wiadomo. Do tego moje przyjaciółeczki
zostawiły mnie! Po powrocie zdążyłam przeczytać tylko list, bo zaraz po tym
złotooki demon zagnał mnie do biegania.
Droga Megami
Bardzo
trudno się
nam z tobą
rozstać
w takim stanie, ale obowiązki
nas wzywają.
Każda
z nas ma przydzielone przez wyrocznię szamana, którego ma przeszkolić. Ty masz Lena, bo szczerze to my nie mamy
z nim takiego kontaktu jak ty. Mamy nadzieje, że wszystko będzie z tobą w porządku. Wkrótce się spotkamy i podobno będzie nas więcej. Trzymaj się Meg i nie daj Tao sobą rządzić. Pamiętaj spotkamy się i bierzemy udział w walkach eliminacyjnych do turnieju.
Pamiętaj
to bardzo ważne!
Kochamy
cię Usia, znaczy Megami!
PS.
Trenuj,
ciężko
tak jak my, bo jak się
spotkamy to skopię
wam tyłki!!!
Śmiałam się i
płakałam. Byłam wściekła i jednocześnie zmartwiona, zupełnie zapomniałam, ze to
ja trafiłam pomiędzy młot i kowadło! Z jednej strony miałam Ena i cała armię,
która jeśli się o mnie dowie to już mogę pisać testament, a z drugiej strony
miałam rodzeństwo Tao, które mimo prób zmian zostawały na prawie tych samych
zasadach życia i żeby tego było mało, Len miał jakąś obsesje na moim punkcie
gdy chciałam wyjść gdzieś sama, za to Jun cóż całą miłość jaką miała dla swego
ukochanego braciszka wylewała na mnie. Oczywiście to jest nic, prócz tego ich
wujaszek nie wie, że ja z nimi mieszkam, dlatego specjalnie dla mnie wszyscy
myślą, że jestem jakimś dzieckiem bogatego człowieka z Kanady, który zaginął i
mieszkam nad Tao z którymi się dogaduje, bo ponoć prowadzą interesy z moim niby
ojcem. Wróciłam z zakupów, akurat jacyś robotnicy łatali dziurę w ścianie, a
Len wybiegł wrzeszcząc, że mam zostać z Jun. Jak na komendę wyczyszczony już z
tynku zombie złapał mnie w swe przyszywane ramiona i podniósł dobre pół metra
nad ziemię i wraz z rozradowaną zielonowłosą wyruszyliśmy do mojego pokoju, któremu
dopiero dzisiaj mogłam przyjrzeć w świetle dziennym bez mgły przed oczami.
Okazuje się, ze ściany mam jasno fioletowe, a nie różowe. Na jednej wiszą
zdjęcia moje z przyjaciółkami wycięte z magazynu, naszych duchów na tle
fontanny w parku, inne przedstawiało rodzeństwo Tao, miałam jeszcze jedno
wspólne z naburmuszonym Lenem i mną odzianą w różowe kimono. Do tej pory
pamiętam jak Jun porwała nas prostu z treningu i u fotografa przebierała mnie
ledwo żywą w to odzienie, które ważyło chyba z tonę i w czasie gdy ja ledwo
szłam zabrała swego braciszka i mieli wspólne zdjęcie, a później mieliśmy
razem. Nigdy nie zapomnę tej męczarni. W każdym ramki były proste kilka miałam
czarnych kilka białych. Szafa bukowa była wielka, co Chinka od razu zauważyła i
dlatego miałam jeszcze komodę tej samej barwie co szafę. Biurku było wbudowane
w regał który przez tydzień zdążyłam zawalić książkami do szkoły, zeszytami,
akcesoriami szkolnymi, które zawsze pożyczał ode mnie Tao, literaturą fantasty,
miałam nawet laptopa z domu, który magicznie wraz z całym moim sprzętem
elektronicznym się tu znalazł. Tao mówią, że to zjawiło się nagle i podobno
było w pudle zaadresowanym do mnie. Cóż wracając do pokoju… sufit miałam biały,
dywan ciemno fioletowy leżał na środku pokoju w kształcie koła, łóżko z białym
baldachimem, dużymi białymi poduszkami i różową kołdrą. W nogach miałam
pluszaki, które dostałam od Jun, która przesłuchała Sakure, która jej wszystko
wyśpiewała.
Mój pokój jako
jedyny nie był w chiński stylu, co
ekscytowało doshi, która wkraczała na drogę buntu, a jej bratu to nic nie
robiło to, że mój pokój jest inny niż ich. Szczerze to wiedział o moim biurku
wszystko, prócz hasła do laptopa, którego biedak w życiu nie zgadnie. Zemsta za
treningi!!
- Megami! Chodź
na dół!- Po hotelu rozległ się głos wściekłego szamana. O wilku mowa.
- Wybaczcie
przyjaciele, czas na spotkanie ze smokiem.- Burknęłam i dziwnym trafem mój ból
bardzo bawił moją przyjaciółkę, która segregowała mi kupione ubrania na ładne i
te do oddania… Tych drugich to już była połowa =_=”. Z wielka nie chęcią
zeszłam do tego gbura, który stukał poirytowany nogą o podłogę.
- Wreszcie ile
można na ciebie czekać?!- Warczał ciągnąc mnie jak zwykle na taras. Już był tam
przygotowany stolik z gorąca herbatą i ciepłym kocykiem na moim krześle.-
Usiadłam wygodnie czując, że teraz mogłabym odpocząć niestety miałam drania na
karku, który nie był zbyt litościwy.
- Czego
dowiedziałeś się ode mnie do tej pory?- Spytałam zamykając oczy i licząc do
dziesięciu słysząc samo milczenie.
- Walcząc jako
zespół mam szanse wygrać.- Burknął jak dziecko zmuszone do przeprosin.
- Zgaduje, że w
ogóle się do tego nie dostosowałeś… Walczmy, zobaczymy czy coś do ciebie
dotarło.- Chłopak spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły. Po sekundzie obok
mnie zmaterializowała się Sakura trzymając w lewej dłoni moją szpadę w pochwie.
- Chodźmy
walczyć mistrzu.- Zadrwiłam stając na barierce. Widziałam jak za plecami
błysnęło mu guan dao, ale gdy odwróciłam się do niego twarzą i powoli upadłam
do tyłu w tym samym czasie rzucił się za mną. Idiota nie nauczył się, że w
POWIETRZU nic mi się nie stanie? W jedności ducha wykonał to, co podczas
kontroli ducha, gdy ratował siebie i chłopaków wyskakując z samolotu. Gdy
wylądowaliśmy trzymał mnie tak mocno, że to już nie było przyjemne. Czułam jak
zaraz mi kości zmiażdży.
- Mistrzu!-
Krzyknął Bason, ratując mi tym życie. Len rozluźnił uścisk, a ja kaszląc
łapałam oddech.
- Nie strasz
mnie tak więcej!- Krzyknął i dymiąc ruszył do parku.
- Nie martw się
tak bo kiedyś mnie jeszcze udusisz z tej troski.- Mruknęłam pod nosem i na moje
szczęście pan wszystko słyszę mnie nie usłyszał. Widząc, że mam zielone
pobiegłam za nim do pustego parku. Stanął na polance w pozycji bojowej wciąż
wściekły.
- Len! Daj mi
wreszcie spokój! Ciągle się na mnie wkurzasz.- Dodałam znaczne ciszej, on tylko
zmierzył mnie wzrokiem i znów prychnął. Wypuściłam głośno powietrze i
wyciągnęłam lewą rękę w niej uformowałam się Sakura.
- Jedność.-
Wyszeptałam, Tao oczywiście musiał zrobić wielkie wejście.
- Do utraty
foriyoku.- Powiedziałam, skinął głowa i rzucił się na mnie. On atakował jak
unikałam. Jego foriyoku topniało w oczach moje było praktycznie nie tknięte.
- Atakujesz na
ślepo! Opanuj się!- Krzyczałam. Przestał mnie ciągle atakować, teraz próbował
mnie zmusić bym to ja atakowała jego. Tym razem to ja zadawałam ciosy, a on je
w większości omijał udając, że to sparował.
- Len skup się!
Nie myśl jak twój wuj!... Spróbuj taktyki drapieżnika.- Zaproponowałam, on i
Bason wydali okrzyk zdziwienia. Cóż po raz pierwszy się zgadzają nie kłócąc się
przy tym.
- Czyli jak?-
Spytał zdezorientowany moim tokiem myślenia.
- Poluj Len.
Poluj jak drapieżnik na ofiarę. Najpierw się skradasz, gonisz, atakujesz i
zadajesz ostateczny cios.- Wyjaśniałam spokojnie. Próbował, przez kilka godzin
trenowaliśmy. Mrok był jego mocną stroną i nie zawahał się go wykorzystać. O
świcie w końcu zdoła zadać mi niby ostateczny cios i w końcu do niego coś
dotarło.
- Nowa taktyka?- Spytałam cicho próbując zatuszować chęć jęczenia z
bólu i zmęczenia.
- Jesteś dziwna…
Pomagasz mi i nie boisz się mnie.- Mówił jakby do siebie, ale na tyle głośno,
abym go słyszała i mówi, że to ja jestem dziwna.
- Można
powiedzieć o tobie wiele, ale na pewno nie jesteś zły.- Spojrzał na mnie w
takim szoku, jego oczy były wielkości spodków od herbaty myślałam, że coś znów
palnęłam.
- Czy ty aby na
pewno się dobrze czujesz?- Spytał wychodząc z odrętwienia.
- Raczej.-
Przytaknęłam ignorując ból mięśni.
- Megami. Nie
jestem dobry. Jestem zły, jestem mordercą, w moich…- Nie dałam mu dokończyć.
- Tak, tak. W
twoich żyłach płynie lód, a serce masz z kamienia. Jeśli myślisz, że ci w to
uwierzę, to jesteś głupszy ci szarzy ludzie.- Wydawał się urażony, ale nie
wydarł się na mnie o dziwo tylko się uśmiechnął, co prawda złośliwie, ale cóż
to już jakiś postęp.
- Księżniczko,
ty jeszcze życia nie znasz.- Spojrzał na mnie z wieloma emocjami, jednak
najlepiej widoczny był ból.
- Zdziwiłbyś
się… Wybraniec rodu Tao, robi wszystko jak mu wuj zagra.- Tao złapał mnie mocno
za nadgarstek, oczy zasłaniała mu grzywka, dusił w sobie całe życie, ale
ukrywał to za maską, którą coraz ciężej mu było nosić.
- Mój wuj nie
chciał by ciebie, a nawet jeśli twoje kolorowe życie by dobiegło końca. Ukrywam
cię i chronię przed własną rodziną… Nie mów nigdy, że tańczę jak En mi zagra,
bo to nie prawda!- Syknął podnosząc na mnie oczy. Po raz pierwszy w życiu nie
wiedziałam czemu patrzył na mnie w ten sposób. Nie groźny, nie wściekły, nie
złośliwy! Był łagodny! Po raz pierwszy pokazał, że ta łagodność wciąż w nim jest.
- Wiem Len, wiem
też, że na pewno zostaniesz przywódcą, który wyprowadzi swoją rodzinę z ukrycia
na światło dzienne.- Uśmiechnęłam się
ciepło widząc jego zdezorientowaną i zaróżowiona twarz. Naprawdę złotooki,
który się rumieni to niespotykany widok. Spojrzałam na wschodzące słońce
później na wciąż zarumienionego szamana.
- Wiesz
pokazałeś mi jak się cieszyć i jesteś chyba moim pierwszym prawdziwym
najlepszym przyjacielem. Chyba nigdy nie będę wstanie ci się zrewanżować.-
Chciałam iść dalej, ale wciąż trzymał mnie mocno za nadgarstek.
*Len*
- Tylko
najlepszy przyjaciel?- Spytałem patrząc jej prosto w oczy. Stanęła dęba, po
czym zaczęła się nie kontrolowanie jąkać.
- Nie, znaczy
tak! Znaczy… Ja, mam namyśli my, ale nie takie my po prostu my jako…!- Piszczała
nie mogąc się wysłowić. To naprawdę było zabawne.
- Czemu się
śmiejesz?!- Krzyknęła oburzona, mój śmiech chyba był zaraźliwy, bo po kilku
chwilach sama zaczęła mnie uciszyć nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
- Dobra, dobra.
Już mi przeszło.- Odchrząknęłam próbując działać poważnie, ale to nie było zbyt
efektywne po tej całej akcji śmiechu.
- Mówiłaś, że
nie masz szans mi się zrewanżować.- Spojrzała na mnie podejrzanie, jak zwykle
ta księżniczka zawsze była nie ufna, co do takich tajemnic.
- Mów dalej.-
Mruknęła nie potrafiąc zamaskować ciekawości.
- Cóż, umowa
była umową, więc tu mamy sprawę czystą, ale mam do ciebie taką małą sprawę…- Znam
tą dziewczynę przez osiem dni! Cóż właściwie, to dziesięć, ale mniejsza! Nie
mogę tak po prostu…!
- Chcesz pójść
do kina po szkole? Podobno grają jakiś film o wampirach.- Spojrzałem na nią
jakby jej druga głowa wyrosła. Ona zaprasza mnie na randkę? Czy ja mam jakieś
omamy? Chwila to ja miałem ją zaprosić!
- Jak nie chcesz
to nie I tak masz mnie pewnie dość…- Nienawidzę, kiedy to robi!
- Co? Megami, to
nie tak! Jeśli chcesz iść do…- Nie dała mi skończyć, rzuciła mi się na szyja
krzycząc dziękuje, po czym oderwała się zmieniając temat, że spóźnimy się do
szkoły. Naprawdę nie wiem, co ja w niej widzę.
- Len pośpiesz się!-
Krzyczała z drugiej strony ulicy.
- Mistrz chyba
kocha panienkę.- Przemówił Bason lewitując w postaci czerwonej kulki nad moim
lewym ramieniem.
- Kocham? Nie
rozśmieszaj mnie.- Syknąłem. Miłość to bzdura, ja nic do niej nie czuje. Ona
jest nikim!... Wzdrygnąłem się po chwili, gdybym jej to powiedział to nie dość,
żeby się popłakała, to by mnie jeszcze zabiła, obdarła ze skóry, pokroiła w
kosteczkę i rzuciła psom na pożarcie. Czy się jej boję? W ciągu tego tygodnia
przypadły jej kobiece dni. W całym moim życiu tak bardzo się nie bałem niż te
trzy dni pod jednym dachem z nastolatką,
która niby taka bezbronna i milusia chyba z dwadzieścia razy w ciągu trzech
godzin chciała mnie zabić. Współczuje wszystkim mężczyznom, którzy muszą przez
to cierpieć. Kiedy tylko zapaliło się zielone światło przebiegłem przez ulicę
by później biec do domu słysząc jak mnie przeklina pod nosem. Ona to jest
dziwna, najpierw mi miłość wyznaje, a później do piekła posyła… Nie żeby to
mnie obchodziło, niech sobie mówi, co chce!
„
Oczywiście, a o randce to kto pierwszy myślał?” Oczywiście, że to nie byłem ja! Ja nie myślę, o takich bzdurach! „
Jasne, jasne… A kto trzyma jej zdjęcie przy swoim łóżku?” Co? To nasze
zdjęcie Jun je tam postawiła! Z resztą to nic jeszcze nie znaczy! „Wypieraj
się, wypieraj się to najlepszy sposób by stwierdzić, że ci się podoba! Haha!!!”
Milcz ty tam drugi ja kimkolwiek jesteś! „ Twoim sumieniem. Ta twoja panienka mnie
zbudziła” To nie jest moja panienka! Jaki ze mnie kretyn rozmawiam sam
ze sobą! „ Tak?? To czemu w twojej głowie, aż się od niej roi?” Żyję z
nią! To cud, żebym jej w głowie nie miał! „ Nastolatki. Weź się w garść i powiedz jej
ci czujesz bo pociąg do happy end ci odjedzie” Idę z nią na tą randkę
tak?! Odczep się ode mnie!!!
- Len! LEN!!!-
Rozejrzałem się zdezorientowany, kiedy ja doszedłem do mieszkania?
- No wreszcie
się ocknąłeś. Biegnij się umyć, Jun robi nam śniadanie!- Megami pobiegła do
góry, a ja ślepo za nią. Zbyt dużo czasu spędzam z kobietami, moja psychika
zaczyna mi szwankować! Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w mundurek i
pobiegłem się spakować. W tym czasie Meg zajęła łazienkę, jak zwykle poszedłem
do niej po jakieś mazaki, które trzeba było przynieść, a ta ich miała całe
sterty mimo braku talentu plastycznego. Nie rysowała źle, ale arcydziełem to
bym tego nie nazwał. Śpiewać… cóż lubię muzykę poważną, więc jej świergoty
podczas ćwiczeń jestem wstanie wytrzymać, jednak pisać to umie. Jej
wypracowania są naprawdę wielkie i pełne faktów. Ciągle się do niej zakradam i
czytam to nowo stworzone opowiadania. Nie wszystkie z nich to głupie
romansidła, ale główny bohater ma zwykle moje imię, więc nawet ten cały romans
jestem wstanie przełknąć. Wziąłem jej plecak plus te flamastry dla nas i
zszedłem na dół. Akurat, byłem na dole, kiedy łazienka się otworzyła i Meg
wrzasnęła.
-Nie wchodź do
mojego pokoju Tao!- Moja siostra uśmiechała się szeroko gdy mnie zobaczyła. Ja
natomiast tylko się skrzywiłem i czekałem na blondynkę, aż wrzaśnie. „ Len gdzie moja torba?!” lub „ Len, Coś ty zrobił z moją torbą.”
- Trzy… dwa…
jeden.- Podniosłem palec u lewej ręki w sam raz na rutynowy okrzyk.
- Len!!! Coś ty
zrobił z moją torbą!!- Wrzasnęła szurając na piętrze, pewnie łóżko przesuwała.
- Mam ją na
dole! Rusz się!- Odkrzyknęłam. W mgnieniu oka przybiegła łapiąc batonik rzucony przez Jun w swym sprincie do drzwi.
Czarna spódniczka do połowy uda, żółta kamizelką i koszula z krótkim rękawem.
Do tego miała przewieszony krawat, którego jak zwykle nie zawiązała ponieważ musiała
uczesać włosy w perfekcyjny koński ogon.
- W samochodzie
ci go zawiąże. Teraz szybko, czas nas goni!- Warczałem pośpieszając ją.
- Lenny, ty
wiesz, że dzisiaj macie na ósmą?- Spytała nas moja siostrunia.
- Wiem, dlatego
się śpieszę!- Krzyczałem wściekły.
- Blaciszku, a
czy wiesz, że jest siódma?- Spytała słodko.
- Nie mogłaś
wcześniej?!!- Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Mogłam, ale
byłeś taki uroczy, kiedy próbowałeś udawać obojętnego, kiedy Meg schodziła ze
schodów.- Chichotała ta demonica!
- Kluczowe słowo,
próbował. Był bardziej czerwony niż nos Rudolfa czerwononosego.- Obok doshi
pojawił się jej stróż. Niech ten idiota poczeka aż podrosnę! Tak mu skopię to
jego sztuczne siedzenie, że popamięta mnie!
- Len!! Zawiąż
wreszcie mi to badziewie!- Irytowała się Meg jak zwykle w najgorszym dla mnie
momencie!
- To nie jest
żadne badziewie! To krawat z jedwabiu! Wiesz ile jedwabniki musiały naszyć
kokonów, żebyś coś takiego miała?- Syknęłam sprawnie zawiązując jej to całe
„badziewie”. Wzruszyła ramiona posyłając mi uroczy uśmiech. Dymiąc ruszyłem do
kuchni po butelkę mleka na uspokojenie.
- Meg myślałam,
że umiesz wiązać krawat.- Chinka spojrzała pytająco na blondynkę, która
uśmiechała się jak demonica.
- Och umiem, ale
to jest taka rozkosz widząc go jak się męczy, żeby mi go zawiązać.- Obie
nastolatki zaczęły śmiać. Oczywiście nie słyszałem och rozmowy, bo byłem zajęty
moim białym napojem.
- Dobra Megami!
Idziemy! Spóźnienie jest oznaką braku szacunku.- Mówiłem zły ciągnąc
naburmuszoną szamankę za sobą. Krzyczała jakieś pożegnanie do Jun, która
sepleniła w pozdrowieniu w naszym kierunku. Dlaczego ja muszę znosić te
wariatki?? „ Bo je kochasz”
- Oj zamknij
się!- Syknąłem najwyraźniej na głos, bo Takahashi się obraziła i dymiąc ruszyła
szybkim krokiem przede mnie.
- Meg? Ja nie
mówiłem do ciebie!- Do czasu dojścia do szkoły ją przekonywałem, że to było do
kobiety, która nawijała przez telefon. Nie pamiętam żadnej takowej kobiety, ale
skoro blondynki ponoć są głupie to jechałem na tym kole ratunkowym, które sami
mi zarzuciła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz