czwartek, 21 sierpnia 2014

4. Trening


  Wróciłam do apartamentu Tao jeszcze tego samego dnia. Najpierw lekarze wykonali badania, okazało się, że gdy tu wylądowałam to wzrok mi się pogorszył, urosłam kilka centymetrów i zgubiłam kilka kilo. Jestem pewna, że organizm od tak sobie nie rośnie i nie gubi tłuszczu, prawdopodobnie ten atak co miałam to było albo odreagowanie organizmu po zmianach jakie zaszły lub podczas trwania tych zmian. Niestety tak jak obiecałam tak zaczęłam trenować z Lenem. Pierwszego dnia tak mnie zganiał na siłowni, że musiał mnie przynieść do salonu, bo dopiero tam złapał pierwszy oddech. Czułam, że zaraz wypluje płuca, a co najgorsze straciłam czucie w nogach i to tylko w przeciągu dwóch godzin. Na moje nieszczęście był to wieczór, a to znaczy, ze jutro nie będę wstanie wstać.
Oczywiście, że rano tak było! Nie dość, że padłam na sofie po trzecim oddechu to jeszcze ten pacan śmiał mnie obudzić o wschodzie słońca i kazał trenować. Wiedziałam, że pewnie wuj zaczynał z nim tak samo, ale ludzie! Ja go uczę słownie, a ten całą swą frustrację za to czego nie łapie wyładowuje na mnie każąc mi ćwiczyć i krążyć wokół sali nie wiadomo ile razy! Za każdym razem gdy go widzę mam ochotę wytrzeć z twarzy ten jego zarozumiały uśmieszek. Na szczęście w tym świecie jest cudo zwane kawą i kiedy „wielki mistrz” zostawia mnie w spokoju mój duch przemyca mi kawę by mnie rozbudzić i dodać więcej energii. Drań przez tydzień tak mnie katował, w między czasie zauważyłam, że Jun ma Pai Longa, który nie ma talizmanu. Na szczęście dla mnie byłam na zakupach podczas gdy Jinni odwiedziła swoich kuzynów. Nakupowałam sobie mnóstwo ubrań przede wszystkim tych sportowych na każdą pogodę i porę roku, bo z tym palantem to nigdy nic nie wiadomo. Do tego moje przyjaciółeczki zostawiły mnie! Po powrocie zdążyłam przeczytać tylko list, bo zaraz po tym złotooki demon zagnał mnie do biegania.
  Droga Megami
Bardzo trudno się nam z tobą rozstać w takim stanie, ale obowiązki nas wzywają. Każda z nas ma przydzielone przez wyrocznię szamana, którego ma przeszkolić. Ty masz Lena, bo szczerze to my nie mamy z nim takiego kontaktu jak ty. Mamy nadzieje, że wszystko będzie z tobą w porządku. Wkrótce się spotkamy i podobno będzie nas więcej. Trzymaj się Meg i nie daj Tao sobą rządzić. Pamiętaj spotkamy się i bierzemy udział w walkach eliminacyjnych do turnieju. Pamiętaj to bardzo ważne!
Kochamy cię Usia, znaczy Megami!
PS.
Trenuj, ciężko tak jak my, bo jak się spotkamy to skopię wam tyłki!!!

Śmiałam się i płakałam. Byłam wściekła i jednocześnie zmartwiona, zupełnie zapomniałam, ze to ja trafiłam pomiędzy młot i kowadło! Z jednej strony miałam Ena i cała armię, która jeśli się o mnie dowie to już mogę pisać testament, a z drugiej strony miałam rodzeństwo Tao, które mimo prób zmian zostawały na prawie tych samych zasadach życia i żeby tego było mało, Len miał jakąś obsesje na moim punkcie gdy chciałam wyjść gdzieś sama, za to Jun cóż całą miłość jaką miała dla swego ukochanego braciszka wylewała na mnie. Oczywiście to jest nic, prócz tego ich wujaszek nie wie, że ja z nimi mieszkam, dlatego specjalnie dla mnie wszyscy myślą, że jestem jakimś dzieckiem bogatego człowieka z Kanady, który zaginął i mieszkam nad Tao z którymi się dogaduje, bo ponoć prowadzą interesy z moim niby ojcem. Wróciłam z zakupów, akurat jacyś robotnicy łatali dziurę w ścianie, a Len wybiegł wrzeszcząc, że mam zostać z Jun. Jak na komendę wyczyszczony już z tynku zombie złapał mnie w swe przyszywane ramiona i podniósł dobre pół metra nad ziemię i wraz z rozradowaną zielonowłosą wyruszyliśmy do mojego pokoju, któremu dopiero dzisiaj mogłam przyjrzeć w świetle dziennym bez mgły przed oczami. Okazuje się, ze ściany mam jasno fioletowe, a nie różowe. Na jednej wiszą zdjęcia moje z przyjaciółkami wycięte z magazynu, naszych duchów na tle fontanny w parku, inne przedstawiało rodzeństwo Tao, miałam jeszcze jedno wspólne z naburmuszonym Lenem i mną odzianą w różowe kimono. Do tej pory pamiętam jak Jun porwała nas prostu z treningu i u fotografa przebierała mnie ledwo żywą w to odzienie, które ważyło chyba z tonę i w czasie gdy ja ledwo szłam zabrała swego braciszka i mieli wspólne zdjęcie, a później mieliśmy razem. Nigdy nie zapomnę tej męczarni. W każdym ramki były proste kilka miałam czarnych kilka białych. Szafa bukowa była wielka, co Chinka od razu zauważyła i dlatego miałam jeszcze komodę tej samej barwie co szafę. Biurku było wbudowane w regał który przez tydzień zdążyłam zawalić książkami do szkoły, zeszytami, akcesoriami szkolnymi, które zawsze pożyczał ode mnie Tao, literaturą fantasty, miałam nawet laptopa z domu, który magicznie wraz z całym moim sprzętem elektronicznym się tu znalazł. Tao mówią, że to zjawiło się nagle i podobno było w pudle zaadresowanym do mnie. Cóż wracając do pokoju… sufit miałam biały, dywan ciemno fioletowy leżał na środku pokoju w kształcie koła, łóżko z białym baldachimem, dużymi białymi poduszkami i różową kołdrą. W nogach miałam pluszaki, które dostałam od Jun, która przesłuchała Sakure, która jej wszystko wyśpiewała.
Mój pokój jako jedyny nie był w chiński  stylu, co ekscytowało doshi, która wkraczała na drogę buntu, a jej bratu to nic nie robiło to, że mój pokój jest inny niż ich. Szczerze to wiedział o moim biurku wszystko, prócz hasła do laptopa, którego biedak w życiu nie zgadnie. Zemsta za treningi!!
- Megami! Chodź na dół!- Po hotelu rozległ się głos wściekłego szamana. O wilku mowa.
- Wybaczcie przyjaciele, czas na spotkanie ze smokiem.- Burknęłam i dziwnym trafem mój ból bardzo bawił moją przyjaciółkę, która segregowała mi kupione ubrania na ładne i te do oddania… Tych drugich to już była połowa =_=”. Z wielka nie chęcią zeszłam do tego gbura, który stukał poirytowany nogą o podłogę.
- Wreszcie ile można na ciebie czekać?!- Warczał ciągnąc mnie jak zwykle na taras. Już był tam przygotowany stolik z gorąca herbatą i ciepłym kocykiem na moim krześle.- Usiadłam wygodnie czując, że teraz mogłabym odpocząć niestety miałam drania na karku, który nie był zbyt litościwy.
- Czego dowiedziałeś się ode mnie do tej pory?- Spytałam zamykając oczy i licząc do dziesięciu słysząc samo milczenie.
- Walcząc jako zespół mam szanse wygrać.- Burknął jak dziecko zmuszone do przeprosin.
- Zgaduje, że w ogóle się do tego nie dostosowałeś… Walczmy, zobaczymy czy coś do ciebie dotarło.- Chłopak spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły. Po sekundzie obok mnie zmaterializowała się Sakura trzymając w lewej dłoni moją szpadę w pochwie.
- Chodźmy walczyć mistrzu.- Zadrwiłam stając na barierce. Widziałam jak za plecami błysnęło mu guan dao, ale gdy odwróciłam się do niego twarzą i powoli upadłam do tyłu w tym samym czasie rzucił się za mną. Idiota nie nauczył się, że w POWIETRZU nic mi się nie stanie? W jedności ducha wykonał to, co podczas kontroli ducha, gdy ratował siebie i chłopaków wyskakując z samolotu. Gdy wylądowaliśmy trzymał mnie tak mocno, że to już nie było przyjemne. Czułam jak zaraz mi kości zmiażdży.
- Mistrzu!- Krzyknął Bason, ratując mi tym życie. Len rozluźnił uścisk, a ja kaszląc łapałam oddech.
- Nie strasz mnie tak więcej!- Krzyknął i dymiąc ruszył do parku.
- Nie martw się tak bo kiedyś mnie jeszcze udusisz z tej troski.- Mruknęłam pod nosem i na moje szczęście pan wszystko słyszę mnie nie usłyszał. Widząc, że mam zielone pobiegłam za nim do pustego parku. Stanął na polance w pozycji bojowej wciąż wściekły.
- Len! Daj mi wreszcie spokój! Ciągle się na mnie wkurzasz.- Dodałam znaczne ciszej, on tylko zmierzył mnie wzrokiem i znów prychnął. Wypuściłam głośno powietrze i wyciągnęłam lewą rękę w niej uformowałam się Sakura.
- Jedność.- Wyszeptałam, Tao oczywiście musiał zrobić wielkie wejście.
- Do utraty foriyoku.- Powiedziałam, skinął głowa i rzucił się na mnie. On atakował jak unikałam. Jego foriyoku topniało w oczach moje było praktycznie nie tknięte.
- Atakujesz na ślepo! Opanuj się!- Krzyczałam. Przestał mnie ciągle atakować, teraz próbował mnie zmusić bym to ja atakowała jego. Tym razem to ja zadawałam ciosy, a on je w większości omijał udając, że to sparował.
- Len skup się! Nie myśl jak twój wuj!... Spróbuj taktyki drapieżnika.- Zaproponowałam, on i Bason wydali okrzyk zdziwienia. Cóż po raz pierwszy się zgadzają nie kłócąc się przy tym.
- Czyli jak?- Spytał zdezorientowany moim tokiem myślenia.
- Poluj Len. Poluj jak drapieżnik na ofiarę. Najpierw się skradasz, gonisz, atakujesz i zadajesz ostateczny cios.- Wyjaśniałam spokojnie. Próbował, przez kilka godzin trenowaliśmy. Mrok był jego mocną stroną i nie zawahał się go wykorzystać. O świcie w końcu zdoła zadać mi niby ostateczny cios i w końcu do niego coś dotarło.

- Nowa taktyka?- Spytałam cicho próbując zatuszować chęć jęczenia z bólu i zmęczenia.
- Jesteś dziwna… Pomagasz mi i nie boisz się mnie.- Mówił jakby do siebie, ale na tyle głośno, abym go słyszała i mówi, że to ja jestem dziwna.
- Można powiedzieć o tobie wiele, ale na pewno nie jesteś zły.- Spojrzał na mnie w takim szoku, jego oczy były wielkości spodków od herbaty myślałam, że coś znów palnęłam.
- Czy ty aby na pewno się dobrze czujesz?- Spytał wychodząc z odrętwienia.
- Raczej.- Przytaknęłam ignorując ból mięśni.
- Megami. Nie jestem dobry. Jestem zły, jestem mordercą, w moich…- Nie dałam mu dokończyć.
- Tak, tak. W twoich żyłach płynie lód, a serce masz z kamienia. Jeśli myślisz, że ci w to uwierzę, to jesteś głupszy ci szarzy ludzie.- Wydawał się urażony, ale nie wydarł się na mnie o dziwo tylko się uśmiechnął, co prawda złośliwie, ale cóż to już jakiś postęp.
- Księżniczko, ty jeszcze życia nie znasz.- Spojrzał na mnie z wieloma emocjami, jednak najlepiej widoczny był ból.
- Zdziwiłbyś się… Wybraniec rodu Tao, robi wszystko jak mu wuj zagra.- Tao złapał mnie mocno za nadgarstek, oczy zasłaniała mu grzywka, dusił w sobie całe życie, ale ukrywał to za maską, którą coraz ciężej mu było nosić.
- Mój wuj nie chciał by ciebie, a nawet jeśli twoje kolorowe życie by dobiegło końca. Ukrywam cię i chronię przed własną rodziną… Nie mów nigdy, że tańczę jak En mi zagra, bo to nie prawda!- Syknął podnosząc na mnie oczy. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam czemu patrzył na mnie w ten sposób. Nie groźny, nie wściekły, nie złośliwy! Był łagodny! Po raz pierwszy pokazał, że ta łagodność wciąż w nim jest.
- Wiem Len, wiem też, że na pewno zostaniesz przywódcą, który wyprowadzi swoją rodzinę z ukrycia na światło dzienne.- Uśmiechnęłam  się ciepło widząc jego zdezorientowaną i zaróżowiona twarz. Naprawdę złotooki, który się rumieni to niespotykany widok. Spojrzałam na wschodzące słońce później na wciąż zarumienionego szamana.
- Wiesz pokazałeś mi jak się cieszyć i jesteś chyba moim pierwszym prawdziwym najlepszym przyjacielem. Chyba nigdy nie będę wstanie ci się zrewanżować.- Chciałam iść dalej, ale wciąż trzymał mnie mocno za nadgarstek.
*Len*
- Tylko najlepszy przyjaciel?- Spytałem patrząc jej prosto w oczy. Stanęła dęba, po czym zaczęła się nie kontrolowanie jąkać.
- Nie, znaczy tak! Znaczy… Ja, mam namyśli my, ale nie takie my po prostu my jako…!- Piszczała nie mogąc się wysłowić. To naprawdę było zabawne.
- Czemu się śmiejesz?!- Krzyknęła oburzona, mój śmiech chyba był zaraźliwy, bo po kilku chwilach sama zaczęła mnie uciszyć nie potrafiąc przestać się uśmiechać.
- Dobra, dobra. Już mi przeszło.- Odchrząknęłam próbując działać poważnie, ale to nie było zbyt efektywne po tej całej akcji śmiechu.
- Mówiłaś, że nie masz szans mi się zrewanżować.- Spojrzała na mnie podejrzanie, jak zwykle ta księżniczka zawsze była nie ufna, co do takich tajemnic.
- Mów dalej.- Mruknęła nie potrafiąc zamaskować ciekawości.
- Cóż, umowa była umową, więc tu mamy sprawę czystą, ale mam do ciebie taką małą sprawę…- Znam tą dziewczynę przez osiem dni! Cóż właściwie, to dziesięć, ale mniejsza! Nie mogę tak po prostu…!
- Chcesz pójść do kina po szkole? Podobno grają jakiś film o wampirach.- Spojrzałem na nią jakby jej druga głowa wyrosła. Ona zaprasza mnie na randkę? Czy ja mam jakieś omamy? Chwila to ja miałem ją zaprosić!
- Jak nie chcesz to nie I tak masz mnie pewnie dość…- Nienawidzę, kiedy to robi!
- Co? Megami, to nie tak! Jeśli chcesz iść do…- Nie dała mi skończyć, rzuciła mi się na szyja krzycząc dziękuje, po czym oderwała się zmieniając temat, że spóźnimy się do szkoły. Naprawdę nie wiem, co ja w niej widzę.
- Len pośpiesz się!- Krzyczała z drugiej strony ulicy.
- Mistrz chyba kocha panienkę.- Przemówił Bason lewitując w postaci czerwonej kulki nad moim lewym ramieniem.
- Kocham? Nie rozśmieszaj mnie.- Syknąłem. Miłość to bzdura, ja nic do niej nie czuje. Ona jest nikim!... Wzdrygnąłem się po chwili, gdybym jej to powiedział to nie dość, żeby się popłakała, to by mnie jeszcze zabiła, obdarła ze skóry, pokroiła w kosteczkę i rzuciła psom na pożarcie. Czy się jej boję? W ciągu tego tygodnia przypadły jej kobiece dni. W całym moim życiu tak bardzo się nie bałem niż te trzy dni  pod jednym dachem z nastolatką, która niby taka bezbronna i milusia chyba z dwadzieścia razy w ciągu trzech godzin chciała mnie zabić. Współczuje wszystkim mężczyznom, którzy muszą przez to cierpieć. Kiedy tylko zapaliło się zielone światło przebiegłem przez ulicę by później biec do domu słysząc jak mnie przeklina pod nosem. Ona to jest dziwna, najpierw mi miłość wyznaje, a później do piekła posyła… Nie żeby to mnie obchodziło, niech sobie mówi, co chce!                                   „ Oczywiście, a o randce to kto pierwszy myślał?” Oczywiście, że to nie byłem ja! Ja nie myślę, o takich bzdurach! „ Jasne, jasne… A kto trzyma jej zdjęcie przy swoim łóżku?” Co? To nasze zdjęcie Jun je tam postawiła! Z resztą to nic jeszcze nie znaczy! „Wypieraj się, wypieraj się to najlepszy sposób by stwierdzić, że ci się podoba! Haha!!!” Milcz ty tam drugi ja kimkolwiek jesteś! „ Twoim sumieniem. Ta twoja panienka mnie zbudziła” To nie jest moja panienka! Jaki ze mnie kretyn rozmawiam sam ze sobą! „ Tak?? To czemu w twojej głowie, aż się od niej roi?” Żyję z nią! To cud, żebym jej w głowie nie miał! „ Nastolatki. Weź się w garść i powiedz jej ci czujesz bo pociąg do happy end ci odjedzie” Idę z nią na tą randkę tak?! Odczep się ode mnie!!!
- Len! LEN!!!- Rozejrzałem się zdezorientowany, kiedy ja doszedłem do mieszkania?
- No wreszcie się ocknąłeś. Biegnij się umyć, Jun robi nam śniadanie!- Megami pobiegła do góry, a ja ślepo za nią. Zbyt dużo czasu spędzam z kobietami, moja psychika zaczyna mi szwankować! Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w mundurek i pobiegłem się spakować. W tym czasie Meg zajęła łazienkę, jak zwykle poszedłem do niej po jakieś mazaki, które trzeba było przynieść, a ta ich miała całe sterty mimo braku talentu plastycznego. Nie rysowała źle, ale arcydziełem to bym tego nie nazwał. Śpiewać… cóż lubię muzykę poważną, więc jej świergoty podczas ćwiczeń jestem wstanie wytrzymać, jednak pisać to umie. Jej wypracowania są naprawdę wielkie i pełne faktów. Ciągle się do niej zakradam i czytam to nowo stworzone opowiadania. Nie wszystkie z nich to głupie romansidła, ale główny bohater ma zwykle moje imię, więc nawet ten cały romans jestem wstanie przełknąć. Wziąłem jej plecak plus te flamastry dla nas i zszedłem na dół. Akurat, byłem na dole, kiedy łazienka się otworzyła i Meg wrzasnęła.
-Nie wchodź do mojego pokoju Tao!- Moja siostra uśmiechała się szeroko gdy mnie zobaczyła. Ja natomiast tylko się skrzywiłem i czekałem na blondynkę, aż wrzaśnie. „ Len gdzie moja torba?!” lub „ Len, Coś ty zrobił z moją torbą.”
- Trzy… dwa… jeden.- Podniosłem palec u lewej ręki w sam raz na rutynowy okrzyk.
- Len!!! Coś ty zrobił z moją torbą!!- Wrzasnęła szurając na piętrze, pewnie łóżko przesuwała.
- Mam ją na dole! Rusz się!- Odkrzyknęłam. W mgnieniu oka przybiegła łapiąc batonik  rzucony przez Jun w swym sprincie do drzwi. Czarna spódniczka do połowy uda, żółta kamizelką i koszula z krótkim rękawem. Do tego miała przewieszony krawat, którego jak zwykle nie zawiązała ponieważ musiała uczesać włosy w perfekcyjny koński ogon.
- W samochodzie ci go zawiąże. Teraz szybko, czas nas goni!- Warczałem pośpieszając ją.
- Lenny, ty wiesz, że dzisiaj macie na ósmą?- Spytała nas moja siostrunia.
- Wiem, dlatego się śpieszę!- Krzyczałem wściekły.
- Blaciszku, a czy wiesz, że jest siódma?- Spytała słodko.
- Nie mogłaś wcześniej?!!- Krzyknęliśmy jednocześnie.
- Mogłam, ale byłeś taki uroczy, kiedy próbowałeś udawać obojętnego, kiedy Meg schodziła ze schodów.- Chichotała ta demonica!
- Kluczowe słowo, próbował. Był bardziej czerwony niż nos Rudolfa czerwononosego.- Obok doshi pojawił się jej stróż. Niech ten idiota poczeka aż podrosnę! Tak mu skopię to jego sztuczne siedzenie, że popamięta mnie!
- Len!! Zawiąż wreszcie mi to badziewie!- Irytowała się Meg jak zwykle w najgorszym dla mnie momencie!
- To nie jest żadne badziewie! To krawat z jedwabiu! Wiesz ile jedwabniki musiały naszyć kokonów, żebyś coś takiego miała?- Syknęłam sprawnie zawiązując jej to całe „badziewie”. Wzruszyła ramiona posyłając mi uroczy uśmiech. Dymiąc ruszyłem do kuchni po butelkę mleka na uspokojenie.
- Meg myślałam, że umiesz wiązać krawat.- Chinka spojrzała pytająco na blondynkę, która uśmiechała się jak demonica.
- Och umiem, ale to jest taka rozkosz widząc go jak się męczy, żeby mi go zawiązać.- Obie nastolatki zaczęły śmiać. Oczywiście nie słyszałem och rozmowy, bo byłem zajęty moim białym napojem.
- Dobra Megami! Idziemy! Spóźnienie jest oznaką braku szacunku.- Mówiłem zły ciągnąc naburmuszoną szamankę za sobą. Krzyczała jakieś pożegnanie do Jun, która sepleniła w pozdrowieniu w naszym kierunku. Dlaczego ja muszę znosić te wariatki?? „ Bo je kochasz”
- Oj zamknij się!- Syknąłem najwyraźniej na głos, bo Takahashi się obraziła i dymiąc ruszyła szybkim krokiem przede mnie.

- Meg? Ja nie mówiłem do ciebie!- Do czasu dojścia do szkoły ją przekonywałem, że to było do kobiety, która nawijała przez telefon. Nie pamiętam żadnej takowej kobiety, ale skoro blondynki ponoć są głupie to jechałem na tym kole ratunkowym, które sami mi zarzuciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz