sobota, 30 sierpnia 2014

6. Walka z Sakurą


     Kolejny dzień i kolejne kłótnie. Czy to się kiedyś skończy? Oczywiście, że nie! Nie jestem głupia, z Lenem kłócę się zawsze. Jest uparty, arogancki i złośliwy. Niestety najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeśli Len nie zabije Chroma, to w walce z Nioray, Jocko nie zabłyśnie i ich więzi się nie zacieśnią, co może spowodować późniejsze problemy. Jednak jeśli Chrom przeżyje, to razem z Nichromem mogą nas wesprzeć ponieważ dzieciak nie będzie miał okazji do zemsty, a na jego starszego brata nie słyszałam narzekań, więc idąc tym tropem wszystko powinno nabrać korzyści dla nas, ale… Właśnie zawsze jest to głupie „ale”. Wyrocznia macza palce w tym wszystkim i jestem pewna, że koniecznie będzie chciała namieszać, co znaczy, że mamy problem nawet i z moimi pomysłami. Do tego wszystkiego jest jeszcze Sakura… Moje przyjaciółki miały stróże, które stworzyłam, ale mój… Nie pasuje mi to wszystko.
-Nic z tego nie rozumiem!- Syknęłam rzucając pluszowym białym miśkiem o drzwi. Po chwili weszła Jun z tacą i kolacją. Postawiła mi ją na stoliku nocnym po prawej stronie łóżka i usiadła około metra ode mnie przyglądając mi się uważnie.
- Dobrze księżniczko. Powiedz co cię tak dręczy. Od kilku dni jesteś nerwowa i wszystko cię drażni… Martwię się o ciebie. Powiedz swojej siostrzyczce, co ci ciąży na serduszku.- Spojrzałam na nią jakby postradała wszystkie zmysły, ale mimo tej mdłej słodyczy i tego ciepłego uśmiechu, które razem tworzyły chorą aurę niewinności musiałam się uśmiechnąć.- Wszystko Jun. Mam tyle możliwości… Ale zawsze pojawia się ta kobieta i niszczy, co wymyśliłam! Ona chce coś, ale ukrywa się za tą swoją maską dobra i chce zmydlić nam oczy. Specjalnie nas rozdzieliła… W grupie siła prawda?... Jun co ja mam zrobić? Iść według scenariusza, który powstał, czy zbudować nowy nie wiedząc na co pisze, a w obu na koniec i tak ktoś umiera.- Moje oczy się rozszerzyły. Tao może zginąć i nic na to nikt nie poradzi. Faust go może nie uleczyć!... Jednak jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to jest szansa, że nie zginie.
- Megami…Kto zginie?- Spytała delikatnie, ale i poważnie doshi patrząc mi w oczy.
- Niby nasz wróg, ale w takiej sytuacji nie wiem, czy jest naszym wrogiem, czy ktoś go opętał by robił źle… Nie wiem… Jun jeśli coś pójdzie nie tak to wszystko z mojej winy. Ja się w to wszystko mieszam… Nie powinno mnie tu być.- Zaczęłam wątpić i chyba popełniłam błąd mówiąc takie bzdury. Zielonowłosa wyglądała na zaskoczoną, później na jej twarzy widziałam pustkę. Ani jej oczy, ani mimika nie wyrażały nic.
- Chcesz się poddać?- Spytała sucho. Z tą chwilą widziałam Tao, której nie chciałam widzieć. Nie chciałam widzieć twarzy pełnej nienawiści i gniewu.
- Nie… Chce się wycofać póki jest czas. Działać z ukrycia i nikogo nie zranić.- Patrzyła na mnie tym stalowym wzrokiem, zmrużyła niebezpiecznie oczy kiedy powiedziałam, co powiedziałam.
- Myślisz, że ci pozwolę odejść?- Spytała chłodno, milczałam. Szczerze, to nie wiedziałam, czy dadzą mi odejść czy też nie. Byli silni i sprytni jeśli by im na mnie zależało tak mnie na nich nie obeszło by się bez walki.
- Nie wiem.- Odpowiedziałam cicho. Chinka położyła mi dłoń na głowie i lekko uderzyła.
- Czy ty pozwolisz nam odejść?- Spojrzałam na nią zaskoczona, ale dostrzegłam ciekawość za tym srogim głosem.
- Nie, znaczy… Nie pozwoliłabym, aby coś się wam stało.- Nie mogłam byś samolubna i powiedzieć nie zostańcie, bo tak chcę. To byłoby złe nie ważne jak mocno by to bolało.
- Tu się różnimy Megami. Ty mimo, że chcesz nas przy sobie nie pozwolisz sobie na samolubne działanie, ale my tacy nie jesteśmy. Tao to dumny i samolubny ród, a ty stałaś się dla nas zbyt ważna, żebyś mogła robić to co ci się podoba. Nie wiem kiedy, ale stałaś się dla mnie siostrą i choćby nie wiem jakie to było samolubne i złe nie pozwolę ci odejść. Jeżeli chcesz nas opuścić znajdę cię. Będę walczyć, aż do śmierci i sprowadzę ci tu z powrotem. Rozumiesz?- Spytała wstając i czochrając mi włosy. Z jednej strony to było miłe, z drugiej właśnie oznajmiła mi, że całe moje życie jest teraz pod jej kontrolą.- Eh. Nie mogłaś po prostu powiedzieć, że mnie kochasz siostra?- Spytałam uśmiechając się złośliwie. Utworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale je zamknęła, źrenice się jej rozszerzyły w szoku, ale po chwili uśmiechnęła się wesoło.- Megi, Megi. Musisz czytać między wierszami.- Powiedziała chichocząc radośnie.- Czyli nie.- Westchnęłam głośno nie rozumiejąc, czemu niebieskooka tak się śmieje.- Zjedz i idź spać.- Rozkazała łagodnie zamykając za sobą drzwi. Zasalutowałam jak żołnierz do kapitana i jedząc zaczęłam dokańczać prace domowe, jakie odłożyłam na później( czyli wszystko) i robiłam je do świtu. Wypiłam mocną kawę, kiedy powieki zaczęły mi opadać po czym robiłam te głupie zadania dalej. Swoją drogą to od kiedy ja po japońsku pisać potrafię?
- Powinnaś spać.- Znikąd pojawiła się Sakura, krzyknęłam i złapałam się za serce.
- Nie strasz mnie tak!- Pisnęłam piorunując ją wzrokiem i chowając wszystkie książki do biurka. Spakowałam się na kolejny dzień szkoły, który miałam za dwa dni, odłożyłam torbę na krzesło, poszłam się umyć i ubrać w białe dresy i bluzę do kompletu z różowym podkoszulkiem. Schowałam portfel do prawej kieszeni zapinanej, a telefon do lewej w środku bluzy. Gotowa na rozpoczęcie dnia poszłam pobiegać po parku. Ming znów gdzieś zniknęła, ale nie przejmowałam się tym zbytnio w końcu potrafię kontrolować powietrze. Nikt mi nie podskoczy… Cóż przynajmniej ze zwykłych obywateli.
       Kiedy wracałam było koło siódmej, kupiłam wodę w kiosku i wróciłam do apartamentu. Zrobiłam kolejną mocną kawę, sok pomarańczowy i kanapkę z szynką.
-  Zaszalałaś.- Skomentował Len stojąc w progu kuchni opierając się lewym ramieniem o framugę drzwi. Była sobota, więc pan idealny chyba pospał dzisiaj dłużej, bo zwykle to on mnie budzi o czwartej nad ranem.
- Nie komentuj kocie.- Powiedziałam siadając do stołu i jedząc moje śniadanie.
- Czemu kocie?- Spytał oburzony i jednocześnie zdziwiony.
- Pijesz mleko, masz kocie oczy, ciągle syczysz jak kociak, a do tego masz pazurki… Zresztą skoro ja jestem księżniczką, to ty będziesz kotem.- Uśmiechnęłam się dumnie, słysząc jego ciężki wydech i ciche liczenie do dziesięciu. Wyciągnął z lodówki mleko i na przekór usiadł obok kradnąc mi kanapkę z talerza.
- Głupek.- Syknęłam piorunując go wzrokiem. Ten tylko uśmiechnął się podle, wstał kończąc MOJĄ kanapkę i skierował się do wyjścia, ale przystanął w progu i odwrócił głowę w moją stronę.
- Też cię kocham skarbie, ale otrzyj ten dżem z nosa.- I wyszedł. Tak po prostu!
- Idiota!!!- Wrzasnęłam podchodząc do zlewu myjąc całą buzię.
- Nie podskakuj księżniczko… Dzisiaj zrób powtórkę z wczoraj ah i jeszcze zrób obiad.- Mówił patrząc cały czas na swoją torbę treningową i przeglądając czy wszystko ma.
- Otruje cię.- Powiedziałam bardzo poważnie, nie wiem skąd niby wytrzasnę truciznę, ale na pewno będzie cierpiał po tym obiedzie!
- To ja cię utrzymuję, a ty chcesz mnie otruć?- Spytał patrząc na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Niech go szlak!
- Drań.- Warknęłam, przypominając się dzięki komu mogę tu żyć bez problemów.
- Schlebiasz mi. Pieniądze leżą na kredensie pod wazonem, nie wychylaj się, unikaj bójek i nie waż się mnie zdradzić. To tyle…. Wychodzę!!- Wrzasnął i tyle było po nim śladu.
- Lepiej się brać za ten trening, bo znów będę miała noc zarwaną…. Głupi Bason, wredny donosiciel.- Mamrotałam pod nosem robiąc przysiady, brzuszki, podciągnięcia i inne dziwaczne rzeczy, których normalny człowiek nie robi. Potem pobiegłam do sklepu po rzeczy na MÓJ tradycyjny obiad o dziwo było wszystko czego potrzebowałam, więc zrobiłam duszonego kurczaka z warzywami i ryżem. Yoh jest karmiony przez Annę samym ryżem i ma brzuch dość wytrzymały ciekawe czy to prawda, czy też bujda. Jun wyjechała rano zostawiając mi paczkę i list. Z grubsza chciała powiedzieć, że mam pilnować Lena, nie ważyć się zostawić ich i otworzyć paczkę, kiedy mi powie. Głownie dobrze mogła dać ją Tao, żeby mi dał w odpowiednim czasie lub sama mi ją dać, kiedy uzna, że to odpowiedni moment. Nie rozumiem logiki tej kobiety, ale co mam zrobić innego niż to po prostu zaakceptować? W każdym razie na trzecią obiad był gotowy, nawet kupiłam lody na deser. Skoro doshi wyjechała trzeba zaszaleć! Wbrew pozorom to ona pilnowała naszej „diety” i nie było to super smaczne posiłki, które składały się głównie z warzyw, warzyw i jeszcze raz warzyw! Do tego nie pozwalała mi jeść żadnej czekolady! ;_; Toż to skandal!
- Co tak siedzisz? Nie masz nic do roboty?- Spytała Sakura zjawiając się tuż przede mną. Podniosłam na nią znudzona oczy i pokręciłam przecząco głową. Brakuje mi tej wariatki!!
- Co taka nie w sosie jesteś?- Znów spytała tym razem z niewinnym wyrazem twarzy. Obdarzył ją morderczym spojrzeniem i milczałam.
- Wiesz tak to nigdzie nie dojdziemy… Nie mów!- Nagle krzyknęła wskazując na mnie palcem. Spojrzałam na nią jak na ostatnia wariatkę. Jeny coś dużo dziś patrzę.
- Zakochałaś się!- Wykrzyczała łapiąc się za oba policzki.
- Niby w kim?- Spytałam chłodno unikając kontaktu wzrokowego z namolnym stróżem.
- No jak to w kim? W chłopaku!- Wykrzyczała radośnie.
- Nie! Myślałam, że w dziewczynie.- Wykrzyknęłam ironicznie nakładając sobie obiad, niech złotooki sam sobie go odgrzeje.
- Serio?- Spytała lękliwie.
- Co serio?- Spytałam podejrzliwie się jej przyglądając.
- Wolisz….- Nawet nie dałam jej tego dokończyć. Dosłownie dostała patelnią po twarzy, a dyszałam ze złości trzymając w lewej ręce trzy noże.
- Przepraszam!! Nie zabijaj mnie!- Wrzeszczała uciekając przed rzucanymi przeze mnie nożami.
- Już jesteś martwa!- Krzyczałam próbując w nią wcelować, ale zawsze mi umykała lub znikała za ścianą.
- Ale chce pożyć mimo to!- Piszczała, a mi głupiej jedzenie stygło.
      Tao wszedł i został przywitany przez widelec wbity w drzwi centymetr oddalony od jego głowy. Szok, i chwila strachu sparaliżowała go, ale widząc jaka akcja się przed nim rozgrywała szok i zmartwienie szybko przerodziły się z niezadowolenie i złość.
- Co tu się wyrabia do cholery jasnej?!!- Wydarł się. Stanęłam wmurowana srebrnooka zachichotała nerwowo i się ulotniła zostawiając mnie na pastwę wściekłego szamana.
- Hej Lenny! Co ty tu robisz?- Spytałam uśmiechając się nerwowo.
- Podobno mieszkam.- Warknął podchodząc do mnie i zabierając podajże ostatnie dwa widelce.
- Idź się przebierz w coś innego.- Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, niby w co innego? Mam mnóstwo ubrań i wcale nie ograniczył mi pomysłów na strój do wyjścia.

- Matko. Zjadłaś? Nie, oczywiście, że nie. Byłaś zajęta demolowaniem mi salonu. Do kuchni jeść sam ci coś wybiorę… Co tak patrzysz? Ruchy księżniczko.- Klasnął w dłonie tuż przed moja twarzą, nie wiem który Tao jest gorszy, ten wściekły, czy ten niecierpliwy, ale jedną cechę mają wspólną… oboje mnie doprowadzają do białej gorączki.
Różnicy chyba nie widać ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz