niedziela, 21 września 2014

Liliana w Królestwie Ognia

Liliana

     Wylądowałam na jednym z najwyższych szczytów latającej wyspy. Wszędzie był ogień, lawa pływała w korytach rzek, a wulkany były ich źródłem. Z daleka było to straszne same skały i lawa, ale jeśli się zbliżyło i spojrzało na to oczami zakochanego w ogniu można było zobaczyć ogniste kwiaty, drzewa, polany, to wszystko było stworzone z ognia. Uśmiech rozprzestrzenił się mimowolnie po mojej twarzy. 
- Lili, król wzywa nas wzywa muszę iść. Nie wpakuj się w żadne kłopoty.- Ally prychnęła lekko kiedy machnęłam na nią ręką na odczepnego. Ten widok zapierał dech w piersiach. Wilczyca warknęła i zniknęła, a po chwili dotarło do mnie.
- Do diabła! To ona wie jak stąd uciec?!- Krzyknęłam wściekła i zdezorientowana. Refleks szachisty normalnie posiadam. Usłyszałam za sobą gardłowy śmiech. Odwróciłam się gwałtownie i natknęłam się na wielką smoczą bestię.

   Smok miał czerwone łuski, i kremową na skrzydłach. Od łba po czubek ogona zdobiły go ciemne mocne i ostre kolce. Stwór posiadał ciemne bordowe, długie rogi, ostre pazury i śnieżnobiałe kły. Podbrzusza i szyję miał koloru kremowo-żółtego. Jego oczy były zielone, duże, mające w sobie głębie i miłość. Kiedy spojrzałam mu w te oczy zrozumiała, że nie mógł być zły, więc całkowicie sobie odpuściłam wszelkie myślenie racjonalne. Znów na niego spojrzałam i szczęka mi opadła. Był ogromny! Ledwo dosięgałam mu do nozdrzy! Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że ta bestia się śmieje i to ze mnie! 
- Hej! Nie ładnie się tak naśmiewać z kogoś!- Krzyknęłam nadymając policzki całkowicie ignorując fakt, że ten stwór bez problemu mógł mnie zjeść.
- A moja żona mówi, że to ja jestem gęsty.- Zarechotał szczęśliwy przypatrując się mi uważnie.
- Masz żonę?!- Krzyknęłam z niedowierzaniem. Niby jaka głupia kobieta chciałaby poślubić kogoś tak wielkiego?!
- Tak się składa, że to ziemie mojego ojca, które obecnie należą do mnie.- Powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- Co? A myślałam, że mam ją ratować.- Burknęłam nie rozumiejąc już w ogóle co się tu dzieje.
- Cóż jako moja córka powinnaś wiedzieć, że na tej wyspie żyje ogień.- Był taki rozbawiony moim szokiem. Niech do lawa zaleje!... Chwila moment!
- Córka?- Spytałam obserwując jak smoka otacza jasne światło, a po chwili stoi przede mną mężczyzna około trzydziestu pięciu lat.
Miał ciemne różowe włosy i jasne głębokie zielone oczy. Ubrany w czerwony płaszcz z złotymi płomieniami na rękawach, zapinany na złote guziki. Czarna bluzka pod szyję pokazująca jego wyrzeźbiony brzuch, ciemne brązowe spodnie i czarne buty. Miał lekko opaloną skórę i był naprawdę wysoki. Około metr dziewięćdziesiąt jeśli dobrze liczę, ale większe prawdopodobieństwo jest takie, że ja jestem po prostu mała. Głupi wzrost, przeklinam cię!
- Skończyłaś mówić do siebie?- Spytał krzyżując ręce na klatce piersiowej podnosząc na mnie jedna brew. Tak na pewno miałam z nim coś wspólnego.
- Hiryu Dragneel. Młodszy brat Nashi Dragneel, która woli mieszkać z rodzicami w ich villi.- Jacie to ja mam ciotkę i dziadków?! To jest takie niesamowite!
- Nie pamiętasz prawda?- Spytał kierując się w tylko sobie znanym kierunku. Szłam za nim i mimo smutku i rozpaczy jaki wyczułam w moim ojcu przytaknęłam. Niby co miałam innego zrobić?
- Byłaś maleńka kiedy napadnięto na nasz wymiar. Moja żona, a twoja matka wysłała cię do innego świata, abyś mogła żyć w spokoju, jednak ktoś się tam wdarł i cię porwał. Jestem szczęśliwy, ze odziedziczyłaś głupotę mojego dziadka, ponieważ ja mam po nim wygląd i poczucie humoru.- Powiedział szczerząc kły. Wiedziałam, że jestem dziwna nie bez powodu! 
- Hej! Nie jestem głupia!- Krzyknęłam oburzona. Zielonooki odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął się złośliwie.
- Odziedziczyłaś mądrość po moim ojcu. Polegasz na instynkcie i doskonałej pamięci jeśli zajdzie taka potrzeba. Jesteś roztrzepana, rozpieszczona i dziwna.- Wkurzyłabym się, jeśli nie miałby całkowitej racji. Kurcze ten mój ojciec rzeczywiście używa mózgu.
- Musimy dotrzeć do mojego pałacu. Tam odblokuje twoje wspomnienia i zobaczysz, co to znaczy być córką smoka.- Przełknęłam głośno ślinę jakoś nie zapowiada się wesoło, a przy najmniej dla mnie.
     Szliśmy ścieżka wysadzona jasnym różowym marmurem po bokach rosły diamentowe kwiaty, a drzewa wydawały się rosnąć z ziemi i żeby było ciekawiej były to kamienie o nazwie tygrysie oko. Z każdym naszym krokiem co raz więcej dziwnych rzeczy zaczęło się ukazywać. Zwierzęta były otoczone ogniem, rośliny były albo z ognia i dymu albo z kamieni szlachetnych. Oczy świeciły mi się niczym gwiazdy na niebie, kiedy widziałam miliardy miliardów przede mną, do końca życia starczyłoby mi na książki!
- Nie bądź chciwa Liliana!- Upomniał mnie różowowłosy. Głupi ojciec. Smoki nie muszą czytać, ale ja to co innego!
- Skup się! Matko za jakie grzechy mam taką córkę?- Pytał się sam siebie mężczyzna o dziwo było to dla mnie bardzo zabawne szliśmy zaledwie pół dnia, a on już miał mnie dosyć normalnie rekordy pobijam!
- Żebyś wiedziała, że pobijasz, a teraz przestań myśleć bo jak widać to ci słabo wychodzi, a mnie głowa boli.- Jacie facet jest szczery do bólu, ale jestem ciekawa jak mam nie myśleć? Przecież zawsze myślę! Hmy, dziwak. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za ojcem, który tarł skronie wyraźnie zirytowany moim gadulstwem, ale kiedy potknęłam się o własną nogę i zaliczyłam bolesną glebę ten wyrodni rodzic śmiał się w najlepsze mówiąc, ze charakter bierze się po dziadkach i najwyraźniej miał rację. Z tego co opowiadał moja babcia to niezdara, a mój dziadek tu głupek, który ciągle odnosi jakieś obrażenia. Wszyscy są dziwni, ale ja ich pobijam! Nie dość, ze łączę ta całą rodzinę w jedno to jeszcze przyszłość potrafię przewidzieć!
- To naturalne. Twoja matka jest gwiezdną medium... i tak każdy z nas ma słabość do gwiezdnych czarodziei.- Rozmarzył się smok mrucząc coś jak on ma piękna żonę. Nie rozumiem, ja nie mogę mówić do siebie, a ten to już tak?! Co za zniewaga?! Tak nie wolno! Już ja mu pokażę!
- Niby co?- Spytał chłodno posyłając mi surowe spojrzenie. Jakoś mi się odechciało. Przecież nie będę biła własnego ojca.
- Jeszcze trzy dni drogi maleńka.- Powiedział mierzwiąc mi włosy, które o dziwo zmieniły barwę na czerwoną. Dlaczego?!
- Bo to twój naturalny kolor włosów?- Zaproponował zielonooki z wielkim uśmiechem. Phi, a mówi, że to ja jestem głupia.
- Liliana Dragneel! Jak ja cię dorwę!- Krzyknął, zaczęłam biec ile sił w nogach, jeszcze mnie spali na chipsa!
- Żebyś wiedziała! Teraz stój żebym mógł to zrobić!- Krzyczał śmiejąc się przy tym jak wariat.
- Właśnie dlatego uciekam!- Piszczałam uruchamiając skrzydła i wznosząc się w powietrze. Ojciec był równie szybki. Niestety dla mnie jego skrzydła były większe i silniejsze, ale i tak dawał mi fory. Nie wiem, dlaczego, ale ufam mu i wiem, że to mój ojciec. Nie pamiętam niczego odkąd tu trafiłam, a mój instynkt mnie nie ostrzega, więc musi mówić prawdę. Odwróciłam lekko głowę, żeby zobaczyć szeroki uśmiech i iskry radości w oczach, które były przepełnione ojcowską miłością. Nie chcę żeby kiedykolwiek mnie opuścił.
- Złap mnie staruszku!- Krzyknęłam gwałtownie nurkując dotykając lawy, która o dziwo była zimna. Kurczę muszę naprawdę mocno śnić, że nawet lawa mnie nie parzy.
   Trzy dni później...
 Dotarliśmy w końcu, no właściwie nie wiem gdzie, ale to było kurcze jakieś pustkowie! Mieliśmy pójść do jakiegoś pałacu i kurczę widzę tu tylko jakąś brązową wierzę w chiński  stylu, czy może japońskim? A któż to wiem grunt, że miał być pałac, go nie ma!
- Nie marudź tylko chodź.- Pognał mnie ojciec. Nienawidzę kiedy ktoś mi rozkazuje. Różowowłosy rzucił mi ostrzegające i surowe spojrzenie za razem. Tak może polubię to całe rozkazywanie haha!
   


   Po jakiejś godzinie marszu dotarliśmy do tej całej wierzy, która wbrew pozorom wcale nie była taka mała jak z dołu góry. Podeszłam do drzwi i położyłam na nich rękę nic się nie stało, więc się wkurzyłem i kopnęłam je z całej siły ignorując westchnienie mojego rodzica.
- Spróbuj użyć bransoletki... tej drugiej.- Dodał widząc jak uderzam biżuterią od Bruk w żelazne wrota.
- Geniusz.- Wycedziłam przez zęby umieszczając breloczek w kształcie wilka w dziurce na klucz. Drzwi otworzyły się z hukiem a z wszelkich otworów zaczęły wydostawać się ogniste smugi, które z ogromną prędkością opuszczały pałac.
- Wszystko w swoim czasie teraz musisz iść za mną i dowiedzieć się, co tutaj robisz... I nie odnowić ziemie to mógłbym sam, ale twoja rola jest zupełnie inna.- Powiedział patrząc na mnie poważnie, wzruszyłam ramionami i skierowałam się do ogromnej sali tronowej. Łał to się nazywa wielgachny pokój.

Stworzenia Królestwa Ognia/ Fire Land:


 Smok o imieniu Fire
Zmarły strażnik Fire Land. Podczas wojny oddał swe życie za królestwo. Oddany i 
zaufany doradca Hiryu. Odważny, waleczny, mądry, doskonale kontrolujący emocje.
Panował nad ogniem i był głównym źródłem dostatku na ziemi, która była praktycznie cała
 z ognia.

 Ognista Róża
Jeden z niewielu kwiatów, który jest samym ogniem 
skupionym w idealnym kształcie kwiatu.


 Life
Ognisty lis potrafiący znikać i przybierać barwy ze swojego otoczenia.
Żywi się kamienia szlachetnymi i lubi psocić.

 Kwiat Feniksa
Rzadki kwiat mający właściwości lecznicze, występuje w wysokich i nie dostępnych
partiach gór.

 Rewis
Strażnik kwiatów. Jest połączeniem wilka i lisa.
Jest to jeden z rzadszych gatunków, który żywi się ogniem
i lawą. Jest terytorialny i mimo swej łagodnej natury nie znosi intruzów 
na swoim terytorium.

 Rewi
Ognisty wilk. Istoty te trzymają się w stadach po kilkanaście osobników.
Są terytorialne, zaborcze, odważne, waleczne, miłe, zabawne
i nie ufne. 

 Cerber
Pomocnik strażnika. Chroni zamek przed intruzami.
Nienawidzi obcych, zaś dla przyjaciół jest łagodny jak baranek.

 Feniks
Rzadki ognisty ptak zrodzony z lawy. Reprezentuje kraj podczas narad z innymi
królestwami.

 Lefi
Ognisty lew z ostrymi pazurami. Groźne zwierze, leniwe za dnia drapieżne w nocy.
Kocha walkę, łowy i stado, którego zawsze jest przewodnikiem i liderem.
Istoty te żyją zwykle na równinach i nie zapuszczają się w góry czy też lasy.



 Jare
Jaszczurka władająca ogniem. Niebezpieczna z powodu kul ognia, 
które tworzy. Zawarty w nich jad jest wstanie zabić nawet smoka.
Istoty te mieszkają, a raczej kryją się w jaskiniach gór.
Nie lubią gdy ktoś im przeszkadza. Żywią się kamieniami.

 Tyrex
Ognisty tygrys, który jest brany za króla lasów z powodu jego
siły, mądrości, sprytu i umiejętności kamuflażu.
Istoty te są samotnikami i nie żyją w stadach, nie przywiązują się do partnerów,
a młode osobniki są bardziej niebezpieczne niż dorosłe.

 kore
Ognisty koń, który jest naprawdę szybki i dziki.
Kocha wolność i duże zasoby ognia. Zwierze to nie jest przystawka dla drapieżników
ponieważ wbrew pozorom jest bardzo agresywne i ochronne jeśli chodzi o przywódców stad, 
czy matki swoich młodych.



 Smok
Strażnik skarbca. Zaborczy i wredny gad zapatrzony w złoto.
Zabije każdego obcego który będzie śmiał wejść do jego domu.


czwartek, 18 września 2014

Podróż czterech przyjaciółek

Megami

   Nie rozumiałam, jak się znalazłyśmy w tym miejscu, ani po co, ale wiedziałam jedno. Nasza przygoda dopiero miała się zacząć. Liliana trudno było mi ją opisać z charakteru, ale jednym słowem mogę powiedzieć dziwna to za łagodne określenie dla tej wariatki.
- Nie obrażę się. Jestem brana za wariatkę przez każdego kogo spotkam.- Uśmiechnęła się szeroko. Podniosłam obie brwi w zdziwieniu Czy ona mi w myślach czyta?
- Nie do końca. Po prostu je słyszę. Czasem nie odróżniam czy mówisz czy też nie, ale w walce przy naszym pierwszym spotkaniu nie słyszałam waszych myśli. Nawet jak się skupiłam, żeby wniknąć tobie lub tej pokrace do głowy nie dało się. Dlaczego?- Spytała lekko zirytowana, że nie mogła pojąć czegoś, czego ja tym bardziej nie wiedziałam. Wbrew pozorom moje moce umysłu ograniczają się do telekinezy, którą mamy wszystkie!
- Nie wiem. Lenny potrafi czytać i przenikać do czyiś głów. Anna mówi, że jego zapora myślowa jest niezwykle silna i nawet ona nie może wniknąć w jego wspomnienia.... Jakby się nad tym zastanowić, mówiła, że moja zapora jest równie silna... Może Len chroni moją pamięć przed innymi całkiem nieświadomie?- Zaproponowałam nie zauważając dokuczliwego uśmieszku zielonookiej.
- Lubisz tego kota prawda?- Spytała chichocząc, kiedy zauważyła moje zabarwione policzki.
- To mój przyjaciel.- Odparłam defensywnie, na co wszystkie moje przyjaciółki łącznie z duchami wybuchły głośnym śmiechem.
- Oczywiście. Bo przyjaciel jest taki ochronny i zaborczy.- Przytaknęła Sakura wyraźnie drwiąc ze mnie. Prychnęłam przyspieszając kroku, aby ukryć swoje zakłopotanie. Szamanki chichocząc również przyśpieszyły. Ewa i Sarah narzuciły mi ręce na ramiona uśmiechając się szeroko. Przede mną truchtała Lili z ogromnym uśmiechem.
- Ścigajmy się!- Krzyknęła nagle czarodziejka ognia przygotowując się do startu.
- Gotowe?!- Krzyknęła Ally również przygotowując się do wyścigu. Byłam naprawdę podniecona. Czułam jak energia we mnie buzowała i czekała aż ja zwolnię.
- Do tamtego drzewa dziewczyny, żadnych przepychanek, gryzienia, warczenia, używacie magii do przemieszczania się. Jasne? Dobrze teraz.... START!!!- Wrzasnęła Ariel, kiedy moja nowa znajoma i ja byłyśmy na prowadzeniu. Wiatr we włosach, świeże powietrze, płaska powierzchnia, wysokie trawy, zapach natury. To wszystko ogarniało moje wszystkie zmysły. Czułam wolność i magię, która wypełniała mnie po brzegi.
- Wietrze północy daj mi skrzydła!- Krzyknęłam i za nim ktokolwiek zrozumiał, o co mi chodzi białe skrzydła wyrosły mi  z pleców i pozostawiając moje koleżanki w tyle leciałam nie mogąc nacieszyć się tym uczuciem beztroski. Żadnych zmartwień, tylko ja i magia.

- Nie zawieszaj się kicia! Ułatwiasz mi zwycięzco!- Krzyknęła Liliana machając swymi czerwonymi skrzydłami, ale tak jak moje przypominały skrzydła anioła pokryte piórami, tak jej były niczym skrzydła smoka. Potężne i piękne zakończone szponami. Jej włosy wydawały się płonąć, ale zachowały swoją brązową barwę.

- Dziewczyny mniej gadania więcej działania!- Krzyknęła Wars przelatując obok nas pokazując w pełnej chwale swoje jasne brązowe skrzydła.


- Czemu my tak w ogóle mamy skrzydła?- Spytałam o dziwo żadnej nie śpieszyło się do wygranej, która i tak skończyła się remisem.
- A kogo to obchodzi?! Grunt, że wymiatam!- Krzyknęła szatynka wzbijając się w górę i nim się obejrzałam fioletooka gnała za nią.
- Pokonam was wy samolubne i zapominalskie bachory!- Śmiała się szatynka wzbijając się podobnie jak my wysoko w powietrze.
Uśmiechnęłam się przebiegle. W końcu niebo i powietrze to moja działka i nikt mnie nie pokona. Z okrzykiem radości zatrzepotałam mocniej skrzydłami wylatując na sam przód i zatrzymując się na chwilę na chmurze. Spojrzałam na dół, a radość, która mnie ogarnęła raptownie mnie opuściła. Wyspa na której byłyśmy wydawała się jako jedyna całkowicie opuszczona i nie naturalnie pusta. Jakby czekała, aby ktoś ją osiedlił. Dalej znajdowała się podobna wyspa, ale lewitowała wyżej i była otoczona przez chmury. Niżej od opustoszałej wyspy lewitowała platforma pokryta prawie całkowicie wodą lub bagiennymi terenami. Nieco dalej była wyspa otoczona przez czarne chmury, widziałam nieliczne błyski świadczące, że to były chmury burzowe. Wyżej znajdowała się wyspa pokryta ogniem, plujące wulkany, skały, skały i więcej skał. Czemu ktoś stworzył takie wyspy?
- Straszne.- Przemówiła Ewa patrząc jak wszystkie te unoszące się oddzielne światy w pewien sposób łączą się, a jednocześnie bije od nich taką pustką, że to aż żal na nie patrzeć.
- Dziewczyny... Czy wy też zauważyłyście, że Sakura gdzieś zniknęła?- Spytałam odczuwając w pewnym stopniu ulgę, ale zaraz się skarciłam i wyrzuty sumienia stawały się nie do zniesienia.
- Ach bywa, teraz patrz tu jest jakiś papierek.- Zielonooka podfrunęła do złotego "papierka" i zaczęła czytać to co zapewne ktoś nam wysłał. Swoją drogą ten pergamin wydawał się dość nowoczesny co jest absolutną bzdurą bo niby skąd ktoś wziąłby taki rodzaj papieru?
      Witam młode czarodziejki.
Mam nadzieje, że podoba się wam świat, który w ciągu dwóch miesięcy musicie odbudować. To wasza misja podobnie jak moja. Jestem czarodziejką elektryczności i moja praca już się zaczęła. Krain jak te jest tu więcej, około dwudziestu sześciu. Macie dwa miesiące, później wyruszymy w podróż, aby pokonać potwora, który zabił naszych ludzi. Wiem, że teraz wydaje się wam to dziwne, ale każda z was posiada element, który pokaże jej zamek. W nim znajdziecie klucze do skarbca i swoje bronie, które pomogą wam przywrócić wasze ziemie do życia. Na razie wiem tyle, ale proszę pośpieszcie się, czas nam ucieka.
 Z poszanowaniem Emma Clavel 

- Czy to jakaś Hiszpanka?!- Zdenerwowała się szamanka posiadająca ducha wilka.
- Raczej Francuska i z tego co piszę to uważam, że powinnyśmy robić co radzi.- Powiedziała bordowłosa patrząc na nas poważnie. Przytaknęłam jej i spojrzałam na pozostała dwójkę, które będą wymagały bardziej radykalnych metod.
- Musimy się rozdzielić.- Jęknęła ognista czarodziejka, na co reszta z nas zachichotała lekko, ale również posmutniałyśmy. Pół dnia dopiero spędziłyśmy razem i nie chciałam się z nimi rozstawać.
- Macie, jeśli coś się stanie wykorzystajcie swoje moce na tych bransoletkach. Wtedy reszta z nas ruszy jej na pomoc.- Powiedziała chłodno Bruk starając się za wszelką cenę panować nad swoim głosem.
- To genialne! Teraz jedna za wszystkie wszystkie za jedną!- Krzyknęła Liliana kładąc rękę przed siebie. 
- Potwierdzam!- Uśmiechałam się delikatnie kładąc swoja dłoń na jej.
- Jak muszkotierki!- Pisnęła Sarah, ale zignorowałyśmy jej zły język. Ja rozumiem, że ma dysgrafię, ale błagam nawet mówić nie potrafi?
- Na trzy!- Zażądała wesoło Ewa kładąc jako ostatnia dłoń na nasze. 
- Jedna za wszystkie i wszystkie za jedną!- Krzyknęłyśmy razem i z uśmiechami poleciałyśmy na wyspy, które nas wołały. Dziwne, ale nic nie poradzę, że jakaś garstka ziemi do mnie mówiła.





środa, 17 września 2014

Spotkanie czarodziejek

Ewa

   Ostatnie co pamiętam, to walka z Treyem i nagle znalazłam się tutaj. Na wierzchołku jakiejś góry! Do tego pokrytego kilkumetrowym śniegiem! Jest zimno, ciemno, mgliście, wietrznie i do tego nie wiem, co ja tu robię! Kształtując schody ze skał powoli zaczęłam schodzić w dół. Nie rozumiem. Trenowałam z Treyem na północy w jego wiosce. Szczerze to nawet nie chcę wiedzieć jak się tam znalazłam. Rada jego plemienia wybrała go, aby reprezentował ich w turnieju i uratował drobiażdżki. No dobrze, świetnie, ale czemu ten kretyn musiał mnie zostawić w środku Tokio?! Nie dość, że ten kretyn mi zniknął, to jeszcze nie mogłam odnaleźć mojej kumpeli... Swoją drogą wydawało by się, że byłam jakby w dwóch miejscach jednocześnie. Ach mniejsza mam to gdzieś muszę się stąd wydostać a później znaleźć Meg i Sarah.
- Uważaj. Patrz pod nogi Ewa.- Pouczał mnie Mufasa i jak na złość poślizgnęłam się na jednym ze schodów i jak na zjeżdżali zjechałam na sam dół wpadając na coś.

Sarah

  Ocknęłam się w rzece, a dokładniej mówiąc w rwącym potoku. Jak ja się w nim znalazłam i jakim cudem przeżyłam tego wolę nie wiedzieć. Strach i adrenalina to były dwie sprzeczne i za razem jedyne emocje jakie odczuwałam wyraźnie. Instynktownie użyłam swego daru, aby wyjść z tej lodowatej wody i w mgnieniu oka się osuszyć. Rozglądałam się po otoczeniu, a raczej polanie. Co u licha polana robi w takim miejscu?! Do tego, czemu za mną rozciąga się pasmo gór, a tu jest dobre trzydzieści stopni Celsjusza na plusie.

- Panienko Sarah, czy panienka nie uważa, że kogoś brakuje?- Spytała spokojnie Ariel przyglądając mi się uważnie.
- ... Jocko! Gdzie ten idiota się podział?!- Krzyknęłam rozglądając się wokół, ale nic nie zobaczyłam. Miałam dziwne uczucie, że ktoś znajomy jest w pobliżu, ale nie dane mi było zastanowić się nad tym dłużej ponieważ ta osoba wpadła na mnie rozkładając mnie na łopatki zaś sama miała miękkie lądowanie.
- Ała! Złaź ze mnie!- Piszczałam spychając bordowłosą ze swoich pleców. Mój duch zaczął mi je uleczać jednym z zaklęć jakich się nauczyłam. Wbrew pozorom mistrz McDaniela, jest niezwykle mądry. Wiele się od niego nauczyłam i muszę przyznać, że żałuje, że nie byłam wstanie mu pomóc.
- Ewa? Sarah?- Spojrzałam na blondynkę, która była na skraju łez widząc nas. No super nie dość, że nagle sobie znikam to jeszcze mam tu zjazd kumpeli.

Megami

     Leciałam z chłopakami samolotem, kiedy nagle rozległ się przerażająco niski dźwięk. Czułam, że głowa, zaczyna mi pulsować. Sycząc wstałam z fotela i ruszyłam na środek tej piekielnej maszyny. Słyszałam głody szamanów, krzyczeli o czymś i panikowali, ale mój obraz się zamazał, kiedy zobaczyłam twarz Tao i po tym pustka. Obudziłam się na jakiejś latającej wyspie i szczerze to nie wywarło na aż takiego wrażenia jak to, że cały krajobraz składał się z takich wysp.
- Gdzie my jesteśmy?- Spytała Sakura wyraźnie zaniepokojona nagłą zmianą naszego położenia.
- Nie wiem, ale lepiej znajdźmy jakąś drogę.- Powiedziałam używający powietrza, aby się przemieszczać pomiędzy wyspami. Raptem natkę nałam się na ogromną platformę. Wylądowałam i szłam szukając jakiś oznak życia, ale nic nie znalazłam oprócz roślin roślin i jeszcze raz roślin! Zaczynałam tracić nadzieje, lecz moją uwagę przykuł jęk bólu. Zaczęłam biec i po kilki minutach sprintu zobaczyłam moje dwie przyjaciółki.
- Ewa? Sarah?- Spytałam nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zauważyłam, że odcinam im dopływ powietrza.
- Dusisz nas!- Piszczała szatynka. Odsunęłam się od nich wycierając wierzchniej dłoni łzy.
- Przepraszam. Jestem po prostu szczęśliwa, że was widzę. Myślałam, że już więcej was nie zobaczę.- Płakałam, ale tym razem się pilnowałam i to one zgniatały mnie w uścisku śmierci podzielając moje wzruszenie.
- Dziewczyny, nie chcę wam przerywać chwili, ale...- Zaczął delikatnie lew, niestety przerwała mu białowłosa niezwykle zirytowana.
- Tak to bardzo wzruszające, ale gdzie my jesteśmy?!- Krzyknęła wpatrując się w nas jakbyśmy mieli znać odpowiedzieć na to pytanie.
- Tam jest latarnia... Może ktoś tam mieszka?- Zaproponowała syrena próbując uciszyć spór w zarodku. Biedaczka chyba nie wiedziała z kim ma do czynienia.
- Nie czuję tu żadnych ludzi, niby skąd pewność, że to nie pułapka albo coś!- Warczała srebrnooka cudem nie dusząc swej przyjaciółki, która dla bezpieczeństwa ukryła się za swoją panią.
- Warto spróbować.- Prychnął Mufasa, a raczej kichnął prowadząc nas do wyspy.
  Cudem dotarliśmy na wyspę, która jak się później okazało była ruchoma weszliśmy do domku, który stał obok latarni. Nie duża drewniana chatka od dawna nie odwiedzana. Dach pokryty słomą, a okiennice skrzypiały popychane przez delikatny wiatr. Nie pewnie zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Sarah się zdenerwowała i wparowała do środka, aby zastać zielonooką szatynkę, która podziwiała wnętrze.
- Liliana?!- Krzyknęłyśmy jednocześnie. Chwila moment skąd one ją znają?
- Dawno się nie widziałyśmy, co?- Uśmiechnęła się wesoło szatynka pokazując nam te swoje duże i jasne zielone oczy. Ubrana była w czarne spodnie, sweter, białą koszule z ciemnym niebieskim krawatem w jaśniejsze paski ułożone w poprzek i ciemne granatowe trampki. Włosy nosiła rozpuszczone i sięgały jej do pasa.

Liliana

  Obudziły mnie promienie słońca. Nienawidzę wstawać a zwłaszcza o tak wczesnej porze dnia. Ludzie to dopiero popołudnie! Właśnie, a pro po ludzi, gdzie ten Zik się podział? Obiecał, że zabierze mnie na wielki obiad i co? Jak on śmiał mnie wystawić?! Niech ja go tylko dopadnę zobaczy, co to znaczy zadzierać z dziewczyną władającą ogniem haha!!!

- Lili, czy nie uważasz, że powinnaś się zacząć przejmować tym, że nie wiemy gdzie jesteśmy?- Spytała sucho Ally stojąc tuż obok mnie węsząc w powietrzu.
- Niby dlaczego? Nie warto się martwić takimi rzeczami ważniejsze jest, gdzie tu jest jedzenie?- Zaczęłam się rozglądać i moim bystrym oczkiem zauważyłam, że w pobliżu był domek, co oznacza, że tam musiało być jedzenie!
- Idziemy Ally! Czas na obiad!- Śmiałam się biegnąc do chatki. Nie zwracałam uwagi na fakt, że powinno się ją oddać do renowacji lub, że to taki staroć, że aż głowa boli. Najważniejszy był fakt, że przeszukałam całym dom, a wiele nie musiałam chodzić i nie znalazłam niczego, co by się nadawało do jedzenia.
- Nie! Jesteśmy skończone!- Płakałam nie mogąc znaleźć żadnej żywności. Na szczęście mój duch przyniósł z lasku jakieś jagody, cóż to nie to samo co mięso, ale to wciąż jedzenie. Wzdychając zaczęłam jeść to zielsko. Byłam wegetariankom przez dwa lata i nie mogę zrozumieć, czemu w ogóle nią byłam. Musiałam być świrem.
- A teraz niby jesteś normalna?- Spytała wilczyca liżąc swoje przednie łapy.
- Na pewno.- Burknęłam i w nędzy szukałam jakiegoś jedzenie, kiedy nagle do domu wpadła trójka wariatek z którymi walczyłam i tylko z jedną przegrałam. Cóż ogień i poweitrze to naturalni sprzymierzeńcy jak i wrogowie. Wodę i ziemię znacznie łatwiej było mi upokorzyć i pokonać.
- Liliana!!- Wrzasnęły jednocześnie. Posłałam im szeroki uśmiech.
- Dawno się nie widziałyśmy, co?- Spytałam odstawiając miskę, w  której powinny być cukierki.
- Do diabła ile nas tu jeszcze jest?!- Krzyknęła Bruk łapiąc się za swoje brązowe loki.
- Bo ja wiem.- Burknęłam siadając na prawie spróchniałym krześle, które było zbyt przerażone by się pode mną złamać.
- Dobrze, mamy wodę, ogień, ziemię i powietrze. Nie uważacie, że to dziwne?- Spytała Ariel unosząc się w postaci czerwonej kulki nad lewym ramieniem swojej szamanki.
- Podejrzane.- Przyznała Wars, choć ja je całkowicie olałam. O co im chodzi z tymi żywiołami?!
- Musimy działać wspólnie żeby się stad wydostać.- Powiedziała Takahashi bardzo władczym głosem, a przy tym Tao była taka nieśmiała. ~Ble! I kto mówi, że miłość jest piękna?!~
- Spasuje.- Syknęłam zirytowana, że ta cała Meg mi tak kogoś przypomina, a nie wiem kogo! To frustrujące!
- Wiem, gdzie można znaleźć mięso.- Powiedziała białowłosa Chińska wojowniczka.
- To kiedy wyruszamy?- Uśmiechnęłam się wesoło. Już nie mogę się doczekać mojego obiadu!
- Przekupstwo cię zgubi.- Burknął lew, ale został zignorowany przez śmiech dziewczyn.



wtorek, 16 września 2014

12. Zniewaga Zika

Dwa tygodnie później:

   Byłam gotowa do drogi, ale na swej drodze ucieczki napotkałam jeden maleńki problem.
- Meguś! Moja synowa!- Piszczał Ran biegnąc w moją stronę, a tak bardzo się starałam wyjść nie postrzeżenie.
- Aaa, dzień dobry pani.- Uśmiechnęłam się nerwowo, gdzie jest Jun kiedy jej potrzebuje?!
- Już wyjeżdżasz? Nie chcesz z nami zostać?- Spytała trochę zasmucona, co ja miałam zrobić w takiej chwili?
- Nie, znaczy tak! Biorę udział w turnieju, muszę iść, ale wrócę! Znaczy, jeśli będę mogła.- Byłam nerwowa, jąkałam się niesamowicie, a pani tao uśmiechała się ciepło.
- Liczę na ciebie.- Powiedziała mierzwiąc mi lekko grzywkę.
- Nie zawiodę pani!- Nie mogę zawieść tej kobiety jest taka miła i zabawna... jednocześnie straszna, uparta i dziwna, ale mimo to bardzo ją lubię.
- Och Megi! Mówiłam ci mów mi mamo.- Jęknęła nadymając policzki.
-..... Przepraszam, ale nie potrafię.- Powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę. Nie czułam wstydu, fioletowłosa zajmowała się mną przez dwa tygodnie, wiec otworzyłam się i zaufałam jej, ale to dziwne uczucie, mówić do kogoś obcego "mamo", zwłaszcza jeśli podoba się tobie jej syn. Tak to trochę niewygodne.
- Wiedziałam! Nie nadaje się na matkę. Jestem tak podłą osobą. Nie dziwię się, że nie chcesz tak do mnie mówić!- Płakała granatooka odprowadzając mnie do drzwi. Czułam się okropnie, jak mogłam zranić jej uczucia usprawiedliwiając się swoją głupią dumą.
- Nie prawda! Jest pani najlepsza. Przepraszam, nie chciałam pani...- Rozpłakała się jeszcze bardziej. Co ja mam teraz zrobić?! Próbowałam wszystkiego, aż w końcu doszłam do ostatecznego rozwiązania.
- Co mogę zrobić, aby pani nie płakała?- Spytałam spokojnie, choć byłam bardzo zmartwiona widząc jeszcze więcej łez w jej oczach.
- Zostań moją synową!- Krzyknęła dusząc mnie w uścisku śmierci. Wszyscy spojrzeli na nią jakby postradała wszystkie zmysły i szczerze mówiąc sama zaczynam się nad tym zastanawiać.
- Mamo! Puść ją!- Krzyknęła Jun wyrywając mnie z rąk swej rodzicielki.
- Nie! Ona zostaje ze mną!- Płakała kobieta ciągnąc mnie do siebie za prawą rękę.
- Jedzie z nim!- Zielonowłosa na znak protestu pociągnęła mnie mocno za lewą ręka w swoją stronę.
- Pomocy!- Płakałam, czując jak zaraz wyrwą mi ręce. Spojrzałam w niebo, a po chwili wiatr zaczął przybierać na sile, aż w końcu uniósł mnie kilka metrów ponad ziemię. Uczucie było niesamowite, a miny Tao bezcenne, niestety kiedy zdałam sobie sprawę jak wysoko jestem spanikowałam i zleciałam na dół podnosząc w górę wszelkiego rodzaju piach i kurz.
- Uważaj dzieciaku.- Syknął En plując piachem, który dostał mu się w otwarte szeroko usta.
- Jak to zrobiłaś?- Ching spojrzał na mnie podejrzliwie, ale jednocześnie radośnie.
- Wszystko wam wyjaśnię. Megi biegnij, Lenny już czeka.- Zaśmiała się wesoło nastolatka.
    Westchnęłam i ruszyłam w stronę wzgórza, gdzie dostrzegłam biały łeb ogiera.
- Znów będziesz jechać konno.- Śmiała się Sakura racząc się wreszcie pojawić. Gdybym nie była zajęta narzekaniem na młodego Tao, który czerpał z mojego lęku wysokości wielką frajdę to bym się odgryzła tej martwej kobiecie z nawiązką. Wyruszyliśmy w podróż do Tokio, kłócąc się i narzekając. Oczywiście ja się kłóciłam z białowłosą lub narzekałam, zaś oba duchy, jeśli nie rozmawiały z nami, to co raz głośnej sprzeczały się ze sobą.
   Minęły trzy dni za nim wróciliśmy do apartamentu. En nie miał żadnych sprzeciwów, abym została z jego bratankiem, lecz postawił warunek. Mam mu zapewnić koronę szamana, która mnie całkowicie nie interesuje. Nie wiem tylko jak mu ją zapewnić, skoro i tak nikt nie wygra... właśnie skąd ja to wiem? Eh, mniejsza może moje przyjaciółki będą wiedziały.
- Megami! Rusz się! Idziemy na trening!- Jak zwykle Len wparował do mojego pokoju i tradycyjnie dostał poduszką prosto w twarz.
- Może się przebierałam! ... Przestań wchodzić do mojego pokoju jak do obory!- Krzyknęłam rzucając kolejną poduszką w mój wciąż oszołomiony cel. Nieruchomy cel łatwiej trafić.
- Słuchaj nie mam czasu na walkę na poduszki, czy jak to tam zwiecie, ale teraz masz trening.- Powiedział rzucając mi kompletem dresowym w twarz. Nienawidzę ćwiczeń! Dlaczego ja się dałam na to namówić?! Powinnam wziąć pod swoje skrzydła jakiegoś idiotę i odpoczywać cały dzień.
- Niestety ze mną tak nie masz, teraz się przebieraj. Za pięć minut wychodzimy.- Ogłosił zamykając za sobą drzwi i wreszcie opuszczając moje "małe sanktuarium". Szybko się przebrałam i pakując kilka rzeczy do mojej torebki zeszłam na dół.
- Może jeszcze się pomalujesz i ubierzesz szpilki?- Syknął skanując mnie wzrokiem marszcząc brwi w niezadowoleniu. Nie moja wina, że wolę różowe dresy, białą koszulkę i tego samego koloru adidasy na rzepy. Wytknęłam mu język i poszłam przodem. Na szczęście w połowie drogi do wyjścia z hotelu dogonił mnie i szedł przodem wskazując kierunek. Za każdym razem idziemy inaczej do parku, nie rozumiem, co jest takiego dziwnego w poruszaniu się stałą trasą o wybranej godzinie!
- Nie wiem, może dlatego, że kocham słuchać twoich narzekań.- Sarkastyczny szaman powinien dostać nagrodę nobla za te jego kąśliwe i wredne uwagi.
- Gdybyś zaczął trenować tą umiejętność to może nie musiał byś słuchać moich myśli na okrągło. Z resztą nie życzę sobie tego i tak, więc poproszę Annę, żeby cię potrenowała.- Powiedziałam wyprzedzając go w naszych małych biegach za wszelką cenę starając się nie śmiać z jego niesamowitej zdolności robienia zszokowanych min.
- Co?! Niby dlaczego?! Nie zgadzam się!!- Protestował nastolatek wyraźnie zburzony moją chęcią rozkazywania mu, a dokładniej narzucania mojego zdania jemu.
- Mniej gadania więcej biegania!! Raz, dwa! Raz, dwa!!!- Krzyczała Sakura pojawiając się przed nami w stroju generała i dowodząc nami niczym wojskiem na porannych treningach.
      Kiedy wróciliśmy, cóż po raz pierwszy Len był kompletnie wyczerpany, a mnie do Sakura niosła bo, gdy zobaczyłam schody zemdlałam. Jedno jednak wiedziałam na pewno, jutro nie ruszę się z mojego pokoju i wątpię, żeby złotooki zrobił cokolwiek innego niż posiłek i leżenie na kanapie w salonie. Poranek, a raczej południe było takie jak przewidziałam przed straceniem przytomności. Szaman cudem zszedł do kuchni narobił sobie jedzenie na cały dzień i leżał przesypiając większość czasu. W moim przypadku było znacznie gorzej, ja nie byłam nawet wstanie wstać, a już nie mówię co się działo kiedy próbowałam usiąść. Koło godziny czternastej poszłam do łazienki, w której siedziałam przez cztery godziny. Odkryłam, że kozie mleko Jun jest nie tylko doskonałe na cerę, ale i łagodzi bóle mięśni. Wychodząc ubrałam pidżamę i szlafrok i poszłam zrobić kolację, zapomniałam, że miałam maskę z wodorostów na twarzy i kiedy Tao wszedł do kuchni prawie dostał ataku serca.
- Co ty masz na twarzy?! Jeśli chcesz mieć twarz umalowaną jak potwór do idź do cyrku!- Krzyczał próbując ukryć, fakt, że się przestraszył i to na dodatek mnie.
- To się nazywa maseczka myślący inaczej osobniku płci brzydkiej. Odblokowuje pory i oczyszcza cerę. Jesteś facetem nie zrozumiesz moich potrzeb.- Powiedziałam zabierając ze sobą do sypialni tacę z jedzeniem.
- Dziewczyny.- Mruknął pod nosem biorąc z lodówki karton mleka i wracając na kanapę, kiedy jego potrzeba białka została już zaspokojona.
     Następnego dnia około godziny ósmej pojechaliśmy na lotnisko. Nasze bagaże, a raczej moje były zapakowane bezpiecznie w prywatnym samolocie rodu Tao. Książki, odtwarzacze, radio, telefon, laptop to wszystko miała zapakowane do walizki i zaadresowane do wioski Dobi Viliige wraz z moim innymi bagażami. Podręczną torbę podróżną miałam zapełnioną najpotrzebniejszymi rzeczami. Mała kosmetyczka, ręcznik, śpiwór, poszewka na poduszkę, bielizna, kilka par ubrań, telefon i lusterko. Wybrałam stroje odpowiednie do mojej broni, którą miałam przypiętą do pasa. Czarna sukienka do kolan na grubszym ramiączku z dekoltem, białe podkolanówki i czarne lakierki do tego biała skórzana kurtka. Włosy związałam w koński ogon czerwoną wstążką i w takim stroju czekałam na bandę szamanów, którzy jak mieli w swoim zwyczaju spóźnili się o dobre trzy godziny. Wyjęłam książkę o klimacie i ukształtowaniu Ameryki Północnej i bardzo się wciągnęłam w to dzieło nie zauważając nawet przyjazdu tej hałaśliwej hołoty.
- Mam zamiar dotrzeć do Dobi Villige na swoim duchu stróżu.- Oznajmił Hao, zaraz to ten gość już tu jest?! Muszę popracować nad moją uwagę na otoczenie.

- To nie możliwe!- Oburzył się Rio, a wyśmiał go Trey.
- Nie dla takich słabych szamanów ja wy.- Odparł przypatrując się nam z uwagą.
- Ty, to ty zdmuchnęłaś moich ludzi jednym atakiem... Ale kim ty jesteś dzieciaku?- Spytał obojętnym głosem. Nie obchodziło mnie w tym czasie, że ten gość jest niebezpieczny i nie wiem skąd go znam, ani jakim cudem wiedziała, że tu będzie, ale ta uwaga była bez szczelna!
- Przepraszam? Mógłbyś powtórzyć, bo chyba ni usłyszałam.- Warknęłam gotowa walczyć z nim tu i teraz.
- Kim jesteś szczeniaku? Tak lepiej?- Spytał z uroczym uśmiechem. Gdyby para mogła wychodzić uszami na pewno teraz wychodziła by mi tonami.
- Słuchaj chłopczyku. tak se możesz mówić do kolegów, ale nie do MNIE!!! Taki silny, a manier nie ma... A może tylko się zgrywasz smarkaczu?- Uśmiechnęłam się złośliwe widząc jak teraz on próbuje kontrolować swój gniew.
- Jestem nie pokonany! Zostanę Królem szamanów i stworzę świat tylko dla szamanów!- Krzyknął, jego ekipa stała za nim twardo, co mnie bardzo rozbawiło.
- Ty? Królem? Chyba miałeś na myśli pozycje królowej.- Zaproponowałam bawiąc się jego kosztem ignorując fakt, że to ja mogę ucierpieć, ale kto by kierował się rozsądkiem w takiej chwili.
- A ty niby kim jesteś żeby się tak wymądrzać?- Spytał mrużąc oczy i zaciskając obie dłonie w pięści.
- Kobietą. One tak mają.- Odpowiedział Morty za co dostał ode mnie mocnego kopniaka. Blondynek poleciał prosto do gwiazd, jestem ciekawa, czy się pożegnał i gdzie wyląduje.
- Racja... Znaj swoje miejsce dziewojo!- Krzyknął wysyłając w moją stronę kulę ognia. Jednym machnięciem ręki zniszczyłam nadlatujący atak, który na ich szczęście w nich nie trafił.
- Nie będziesz mi rozkazywała jakaś dziewczyna podająca się za chłopaka!!- Wrzasnęłam głośno. Byłam pewna, że mnie usłyszał, więc z całkowitym spokojem weszłam na pokład latającego ptaka. Szamani z niepewnością ruszyli za mną i dopiero wtedy wyruszyliśmy w podróż, która miała całkowicie odmienić nasze życie.


piątek, 12 września 2014

11. Jesteśmy w lochu

     Obudziłem się w lochu. Wszystko mnie bolało, a zwłaszcza plecy, płuca i nadgarstki. Rozejrzałem się po "pokoju", do którego tak dawno nie zawitałem. Jedyne słowo jakie przychodziło mi do głowy to żałosne. Podniosłem nieznacznie głowę i rozejrzałem się po moim więzieniu. Do ściany była przykuta Jun, ale nigdzie nie widziałem Megami. Mimo bólu zacząłem szarpać łańcuchami w nadziei, że się poluzują i będę wolny. Właściwie już wcale nie obchodziło mnie, co będzie ze mną, ale nikt prócz mnie nie będzie obrażał tej księżniczki to moja działka!
- Po prostu się przyznaj, że ją lubisz.- Mruknęła moja siostra podnosząc głowę na tyle wysoko, że mogła spojrzeć mi w oczy.
- O czym ty mówisz?- Syknąłem zirytowany. Ja wcale jej nie lubię! To tylko mała, hormonalna nastolatka o pięknych niebieskich oczach i...
- Tak braciszku. Wiesz doskonale o czym ja mówię.- Uśmiechnęła się chytrze. Niech ją!
- Chyba jednak się mylisz.- Uparcie brnąłem dalej. Nigdy się nie przyznam, że ta blondi mi się podoba.
- Jasne... Patrz niosą ją tu!- Krzyknęła automatycznie zacząłem się szarpać próbując dostrzec tą irytującą nastolatkę. Przestałem, kiedy usłyszałem śmiech doshi.
- Phi hahaha!!! Jednak ci zależy!- Śmiała się mimo naszej beznadziejnej sytuacji.
- Bardzo śmieszne Jun.- Warknąłem nadymając policzki. Jak ona tak może? Przecież to nie fair!
- Wiem.- Śmiała się radośnie, a po chwili spoważniała i spojrzała na mnie poważnie.
- Nie wziąłeś jej tu prawda?- Spytała surowo. Celowo unikałem jej wzroku, mimo wszystko życie jest mi jeszcze miłe.
- Masz namyśli tu, że tu, czy tu, że tam?- Spytałem utrzymując wzrok na ścianie przede mną.
- Tao Len! Odpowiadaj natychmiast!- Krzyknęła. Wzdrygnąłem się, jedyną osobą której się boje jest moja siostra, Anna przy niej to łagodny baranek!
- Sama chciała!- Krzyknąłem spanikowany. Meg nic nie zrobi, a ja mogę poważnie ucierpieć, a szczególnie moja duma.
- Czyś ty zgłupiał idioto?! Jak mogłeś ją tu przyciągnąć?!- Krzyczała chyba po raz pierwszy ciesze się, że wujek zawiesił tu tytanowe kajdany inaczej byłbym martwy.
- Sama za mną szła! a potem ten typek się zjawił...- Próbowałem wytłumaczyć, ale przerwała moje nerwowe i spanikowane bełkotanie.
- Jaki typek?- Spytała bardzo poważnie, co jej się zdarza rzadziej niż napady gniewu.
- Blondyn, czerwone oczy... Ubrany w stylu złego chłopca pomieszanego z motocyklistą?- Spytałem, kiwnęła głową, po czym jej źrenice się gwałtownie zważyły.
- Nie. Nie, nie! Co on jej zrobił?- Widziałem jak zaczyna panikować, co wcale nie pomaga mi się uspokoić.
- Zmusił ją do upadku ze schodów, później En mnie znokautował.- Powiedziałem trochę nie pewnie. Nie lubię, a wręcz nienawidzę przyznawać się do porażek to takie uwłaczające mojej godności. Jun spuściła głowę. Wiem, że to dziwne, ale słyszałem jej cichy szloch, jak łzy spływały jej po policzkach i spadały na kamienną ziemię.
- Kim jest ten gość?!- Krzyknąłem w końcu wściekły.
- Nie wiem! W szpitalu widziałam chłopaka o białych włosach i czerwonych oczach! Może są różni może ci sami. Nie wiem Len! Ja naprawdę nie wiem.- Zawodziła cicho. W tej chwili była bezsilna, wyczerpana i przestraszona. Sam nie byłem w lepszym stanie, po raz pierwszy tak się o kogoś bałem i co dziwniejsze nie byłem to ja, czy moja siostra, ale obca mi osoba. Nie rozumiem, czemu ten człowiek tak się dla mnie naraża, ale jeszcze bardziej dziwi mnie to, że mi się to podoba. W jednej chwili mam ochotę ją udusić ze złości, a w drugiej nigdy nie chciałabym pozwolić jej odejść. Nie wiem, co czuję. Nigdy wcześniej nie byłem tak zmylony. Zawsze odczuwałem dwie emocje gniew lub nienawiść.
- Ona wywraca mi życie do góry nogami.- Powiedział na głos i na moje szczęście Jun była zbyt zajęta płaczem, żeby to usłyszeć, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
      Minęło parę godzin, a już zacząłem się nudzić, dlaczego nie mogę usiedzieć na miejscu? Naprawdę nie wiem, po prostu muszę się stąd wydostać, zabrać z tego piekła Meg i Jun... sam muszę zmierzyć się z moim wujem. To jest mój obowiązek.
- Ja chce stąd tylko wyjść i uciec jak najdalej- Powiedziała Tao obserwując bacznie moją minę.
- Nie martw się wyciągnę nas stąd... a potem on za to zapłaci!- Powiedziałem chcąc zemsty.
- Odpuść sobie Len. Zobacz dokąd zaprowadziła cię twoja złość.- Mówiła Jun próbując mnie przekonać, że podążam złą drogę, ale chęć zemsty była zbyt wielka. Chciałem żeby En zapłacił za wszystko co nam zrobił.
- Nie spocznę do póki go nie wykończę!- Syknąłem przekonany, co do swej decyzji.
- Len proszę! Złość i gniew nie przynoszą nigdy nic dobrego, myślałam, że mówiłeś, że Yoh Asakura pomógł ci to zrozumieć.- Powiedziała próbując ukryć w głosie rozczarowanie.
- Bo pomógł, ale Yoh i Meg nauczyli mnie czegoś jeszcze, żeby się nigdy nie poddawać. Bason nas uwolni, a potem raz na zawsze przerwę ten łańcuch nienawiści.- Powiedziałem obserwując jak moja siostra delikatnie się uśmiecha. Po tym zasnąłem, a dni zaczęły mijać.
    Jestem pewny, że En coś knuje, ale najgorsze jest to, że ma Megami... a co jeśli coś się jej stanie? Jeśli Bason nie zdąży, co się z nią dzieje?!
  - Len, Len... Len!- Nawoływała mnie Jun.
- Zastanawiam się, jak tu załatwić wujka En.- Powiedziałem pół prawdę.
- Nie Len, po prostu ucieknijmy stąd. Nie uda ci się go pokonać jest zbyt silny!.... Mówię ci Len uciekajmy stąd.
- Ale możemy nigdy się stąd nie wydostać!
- A może... gdybyśmy... powiemy mu, że zmieniliśmy zdanie, a potem...
- Nigdy!- Przerwałem jej ostro.
- Nie powiemy tego poważnie, będziemy blefować! Wtedy nas wypuści my uciekniemy, a, a potem...- Mówiła podekscytowana.
- I co? Znalazł by nas.- Powiedziałem widząc nie jedną lukę w tym planie.
- Może tak, a może nie. Możemy znaleźć takie miejsce, gdzie....- Przerwałem jej szarpiąc łańcuchami.
- Musimy stawić mu czoła! Musi być jakiś sposób żeby odciąć mu źródło mocy, musimy w to włożyć nasze serca.- Mówiłem
- No Lenny posłuchaj siebie.- Powiedziała z tym swoim uśmieszkiem.
- Co takiego?- Spytałem zirytowany.
- Włożyć w to nasze serca, musi być jakiś sposób zdaje mi się, czy mówisz jak Yoh Asakura?- Zadała pytanie retorycznie i zaczęła się śmiać.
- Co ty wygadujesz?!- Krzyknąłem oburzony.
- Nic, nic!- Śmiała się wesoło. Szkoda tylko, że jej było tutaj tak wesoło! Megami była w poważnych tarapatach, a tutaj dni mijały i nic o niej nie wiem! Nawet zacząłem bredzić jak ten idiota ze słuchawkami!
- Proszę bądź w porządku.- Szepnąłem patrząc na kraty, moja siostra również spoważniała i spojrzała w to samo miejsce, co ja.
    Minęło kilka godzin, a od strony drzwi zaczęły dobiegać odgłosy walki. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Zamawiał ktoś pączki?- Wyszczerzył się szatyn, kiedy dwaj mięśniacy zombie po zniszczeniu krat zmienili się w proch. Uwolnił nas i wtedy zaczęła się walka na śmierć i życie. Jun została w środku, a my wyszliśmy. Oczywiście po trzech metrach zaczęliśmy się sprzeczać, ale naszą dyskusje przerwał krzyk mojej siostry. Bez zastanowienia wróciłem do niej gotów do ataku, po raz pierwszy czułem się... szczęśliwy, że Bason jest obok. Wbrew pozorom z rodziny to druga osoba do której rzeczywiście jestem przywiązany.
   W celi stał przetransformowany Lee Pai Long, oczywiście go pokonałem... z drobną pomocą tego idioty Yoh, ale to szczegół, o który nikt nie dba. Po tej akcji ruszyliśmy do reszty, co tu przylazła i oczywiście nie chciała wrócić. Ducha Shaolin pokonała moja siostra i nie słuchając, że ma uciekać z Meg ruszyła z nami sali Tangen. Co tam dużo opowiadać oczywiście pokonałem mojego stryja!( Trzymaj się prawdy Len! dop. Meg) Reszta też pomogła, ale walkę przerwał mój dziadek Ching i matka Ran.

- Przestańcie obydwaj! Jeśli zginiecie będzie to wielki cios dla rodziny Tao.- Przemówił Ching, opuściłem broń, co nie znaczy, że uważam to za koniec. Staruszek jest mądry i dość żwawy jak na swój wiek. Jest jedyną osobą w rodzinie, której zdanie każdy szanuje.
- Lenny twoja koleżanka leży u ciebie...- Zaczęła Ran uśmiechając się wesoło. Tak moja matka jest zupełnie inna niż inni Tao, choć uważam, że jest równie niebezpieczna.
- Panienka zniknęła!- Krzyknęła jedna z pokojówek wbiegając do komnaty zdyszana.
- Coś ty jej zrobił?!!- Wrzasnąłem wskazując na bruneta ostrzem halabardy.
- Ja? Nic nie zrobiłem, choć myślałem, że wsadziłem ją do lochu.- Burczał pod nosem En. Oczywiście dostał od mojego dziadka po głowie, choć według mnie zasłużył na coś gorszego.
- Położyłam ją do pokoju mojego syna, w końcu po raz pierwszy przyprowadził do domu dziewczynę.- Warknęła fioletowłosa piorunując stryja wzrokiem.
- Gdzie ona jest teraz?!- Krzyknęła spanikowana Jun przerywając kłótnię starszym, jak na zawołanie przez drzwi weszła blondynka. Chwiejąc się przeszła parę kroków, ale upadła na kolana i zaczęła się dusić. Rzuciłem wszystko i nie zwracając uwagi na nikogo mocno ją przytuliłem.
- Oddychaj. Spokojnie, jestem tu. Oddychaj Megi.- Słyszałem jak powoli się uspokaja i zaczyna ciężko oddychać. Zemdlała, a ja trzymałem ją i się trzęsłem. Bałem się, po raz pierwszy w życiu poczułem strach.
-Lee zabierz ją do sypialni Lena.- Poprosiła Jun swego stróża. Zombi wziął niebieskooką do wyznaczonego celu, a reszta z nas udała się na obiad. Oczywiście ci głupcy rzucili się na jedzenie, jakby od miesięcy nic nie jedli. Matka wmusiła mi coś, ale jak tylko zaczęła się rozmowa zmyłem się. Jestem odpowiedzialny za tą księżniczkę i nie mogę się bawić, kiedy ona może umrzeć, bo powtórzy się jej atak paniki.

  *Megami*

       Obudziłam się w ciemnym pokoju, który był w kolorach czerwieni, czerni i ewentualnie złota. Podniosłam się powoli do siadu. Cały pokój wirował, a ja czułam, że mroczki tworzą mi się przed oczami. Sięgnęłam po szklankę stojąca na stoliku nocnym i wypiłam ją duszkiem. Czułam się wypompowana. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale na pewno ktoś musiał wiedzieć. Powoli wyszłam z sypialni i ruszyłam w losowym kierunku. Omijałam wszelkie rodzaje schodów, chodziłam po piętrach, ale nikogo nie znalazłam. Czułam jak każda żyła pulsuje w moim ciele, strach, ciemność i samotność. To zaczęłam odczuwać, kiedy nic nie mogłam sobie przypomnieć. Gdzie jestem? Kim ja jestem? Co ja tu robię? Skąd pochodzę? Ile ma lat? Nic pustka. Kiedy już straciłam wszelką nadzieję upadłam na kolana. Trzęsłam się ze strachu, nie mogłam złapać oddechu, czułam się słaba, płuca zaczęły mnie palić. Wszystko stawało się czarne i straciłam przytomność. Tym razem było ciemno kiedy obudziłam się po raz drugi. Chciałam usiąść, a coś, a raczej ktoś mi na to nie pozwolił. Zamrugała kilkukrotnie, ale postać wciąż była nie wyraźna.
- Leż i nie ruszaj się. Musisz odpocząć.- Mówił chłopak o rozmazanych fioletowych włosach i błyszczących oczach.
- Kim jesteś?- Spytałam obserwując niewyraźną postać fioletowłosego.
- Meg, nie wygłupiaj się. To nie jest zabawne.- Mówił lekko spanikowany fioletowłosy.
- Kim jesteś? Czemu nie mogę cię zobaczyć?- Spytałam na granicy łez.
- Mamo. MATKO!!!!!!!- Wydarł się wybiegając z pokoju. Zamknęłam oczy, bardzo powoli zaczęły napływać mi wspomnienia. Potem poczułam jak płuca znów zaczynają mnie palić, pamięć mi wróciła, a wraz nią moja trzeźwość. Otworzyłam oczy kaszląc i łapczywie łapiąc powietrze.
- Megami! Oddychaj spokojnie, już dobrze. Jestem tutaj... to ja Jun pamiętasz mnie?- Spytała zielonowłosa delikatnie ocierając spływające łzy.
- Co się stało? Gdzie ja jestem?.... Jun kim ja jestem?- Nastolatka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Powiedz mi wszystko, co pamiętasz.- Powiedziała poważnie.
- Ach no to na wzgórzu śmierci znalazł mnie Len, byłam w szpitalu moje koleżanki odeszły na misje, wspólne treningi, zakupy, walki... Przyjechałam z Lenem do jego posiadłości, walczyłam z En, później Zeref spowodował, że spadłam ze schodów.- Powiedziałam wszystko w dużym skrócie.
- Skąd jesteś? Masz rodzinę?- Spytała z troską. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Nie wiem... Rodzina? Ty jesteś moją siostrą Jun. Sama tak powiedziałaś.- Spojrzałam na nią zmylona.
- Aaa....- Jęknęła drapiąc się po ramieniu z nerwowym chichotem.
- Nie jesteś prawdziwą siostrą, ale powiedziałaś, że mam cię traktować jako taką.- Widziałam jak wzdycha z ulgą.
    Do pokoju wszedł Tao i reszta ekipy szczerząc się jakby wygrali na loterii.
- Hej jak się czujesz blondi?- Spytał złotooki nie ukazując przy tym zbyt wielu emocji.
- Boleśnie.- Mruknęłam nadymając lekko policzki.
- To znak, że żyjesz.- Uśmiechnął się Trey.
- A ty chcesz poczuć, że żyjesz?- Spytałem sucho sięgając po szpadę, ale fioletowłosy mnie ubiegł i uderzając śnieżynkę w głowę zabrał mi miecz.
- Leż i odpoczywaj.- Rozkazał chłodno, burcząc pod nosem, że rekwiruje mi miecz.
- Len! Tak nie wolno! Oddaj mi broń!- Krzyknęłam zrywając się z łóżka. Nie powinnam tego robić, świat znów zaczął mi wirować przed oczami i pan kamienne serce uratował mnie przed bliskim spotkaniem z podłogą.
- Czego nie zrozumiałaś w zdaniu LEŻ I ODPOCZYWAJ?- Spytał zirytowany.
- Że muszę leżeć i nie mam z tego korzyści.- Burknęłam i zaczęłam kaszleć. Wszyscy stanęli na baczność, a Len od razu uklęknął ze mną na podłodze i mocni mnie objął.
- Oddychaj. Spokojnie.- Mówił łamiącym się głosem.
- Przynieście wody i leki!!- Rozkazała Jun wypychając prawie wszystkich z pokoju.
- Już lepiej.- Powiedziałam czując, jak uścisk szamana tylko się wzmocnił.
- Lenny możesz mnie dusić w łóżku, ale tutaj jest za zimno.- Stwierdziłam i na potwierdzenie zaczęłam kichać. Po chwili przyszła jakaś kobieta w białym kitlu i wyposażeniem lekarskim znajdującym się w brązowej torbie, którą dźwigał Rio.
- Dobrze. Jak się nazywasz dziecinko?- Spytała spojrzałam na nią oburzona, a Len próbował stłumić śmiech słowo kluczowe próbował.
- Megami Takahashi. Lat 15, wzrost 167 centymetrów, waga 52 kilo. Teraz jej pomóż.- Zażądała Jun piorunując blond włosom kobietę z krótkimi obciętymi włosami do ramion w średnim wieku o ciemnych niebieskich oczach.

- Doskonale. Po pierwsze dużo jedz, po drugie co ci dolega i po trzecie twoja grupa krwi?- Spojrzałam na kobietę, która miała być lekarzem, ale szczerze w to wątpię.
- Po prostu ją zbadaj!!- Krzyknął zniecierpliwiony Chińczyk ledwo powstrzymując się od zmienienia blondynki w pył. Zajrzała mi go gardła, osłuchała mnie, porobiła kilka notatek, zmierzyła temperaturę po czym spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
- Z początku miałaś atak paniki, pilnujcie, żeby za żadne skarby świata nie doprowadzić jej do tego stanu ponownie, całe szczęście mistrz Len cię znalazł i zdołał uspokoić. Obecnie moja droga masz anginę i to całkiem nie złą. Dwa tygodnie w łóżku, jedz ładnie leki i znów wrócisz do starej siebie.- Lekarka wyszła z bagażem, a za nią Jun.
- Wiesz jak nas nastraszyłaś?!! Myślałem, że tam zdechniesz!- Krzyczał Usui wymachując przy tym energicznie rękoma w różne strony.
- Zamknij się niebieska czapko!- Warknął Len wyciągając z pod łóżka dodatkowe koce.
- Krótko majtek ma uczucia?- Zadrwił niebieskowłosy szaman z północy.
- Przynajmniej działa jak mężczyzna, a nie rozpieszczony bachor.- Powiedziałam w pól przytomna.
- Ty go lubisz?!- Krzyknęli wszyscy zszokowani.
- Gdybym go nie lubiła to bym z nim nie mieszkała.- Syknęłam tracąc cierpliwość do tych idiotów.
- Aaa!- Pisnęli i zostali wygonieni przez guan dao złotookiego. Okrył mnie kocami i wyszedł. Chwile później pojawił się z herbatami.
- Masz dużo pić. Przyjdę później... muszę z kimś porozmawiać.- Powiedział i wyszedł otoczony mroczną aurą. Cóż gdybym nie była chora i zmęczona to bym się tym przejęła, ale cóż nie mój problem.



wtorek, 9 września 2014

10. Poznaj Ena Tao

   Koń zatrzymał się na wysokiej skale z której doskonale było widać mroczną posiadłość rodu Tao. Rozglądałam się na wszystkie strony. Len wydawał się bardzo opanowany, ale Bason wręcz przeciwnie.
- Mistrzu. To bardzo zły pomysł.- Mówił duch lewitując obok swego pana.
- Po raz pierwszy zgadzam się z tym hełmofonem. Megami zawracajcie i to natychmiast to się skończy bardzo źle... Czy wy mnie słuchacie?!- Krzyknęła ściszonym głosem Sakura machając mi ręką przed oczami.
- Wybacz, ale to jest niesamowite.- Powiedziałam dokładnie przyglądając się chińskiemu zamku. Ogromny budynek z czerwonymi ścianami, zielonym dachem. Większość elementów była koloru ciemno i zabrudzonego złota. Kamienny plac, był z obu stron otoczony przez około ośmio-metrowe kolumny. Co prawda nad rezydencją unosiła się aura podobna do tej jaka panowała w strasznym domu, ale mimo tego dom rodu Tao był godny podziwu.
- Owszem, jak zginiesz to zgnijesz w lochach normalnie pięknie.- Przytaknęła sarkastycznie białowłosa. Była zdenerwowana i zmartwiona. Nie ufnie patrzyła na Tao, który siedział za mną i obserwował teren niczym jastrząb. Jestem pełna podziwu, że widzi tak wyraźnie w takim mroku z takiej odległości. Jego wzrok chyba podrasowali gdy był dzieckiem, słuch, węch i resztę zmysłów również ma bardzo wyostrzone, a raczej bardziej niż przeciętny szaman nie wspominając już nawet o człowieku.
- Wuj przygotował dla nas ciepłe powitanie.- Powiedział złotooki szykując swoją halabardę.
- Nie atakuj. Chociaż w tym jednym mi zaufaj i dopóki nie dojdziemy do twojego wujka walcz jak najmniej... Jasne?- Spytałam udając obojętną. Ta bliskość była dla mnie zbyt duża i naprawdę chciałabym już zejść i oddalić się o jakieś kilkanaście metrów.
- Ty księżniczko zostajesz tutaj.- Powiedział i ściągnął mnie z konia.
- Zostajesz i się nie ruszasz, aż do mojego powrotu.- Rozkazał poważnym i mocnym głosem. Skinęłam głową na odczepnego i czekałam aż zniknie w posiadłości.
- Ty wiesz, że nie da rady ze swoim wujaszkiem prawda?- Spytała srebrnooka dość retorycznie i bez zbędnych słów wykonałam kontrolę ducha. Nie mogę pozwolić, by En skapnął się, że mam moc powietrza, w tedy na pewno zrobi się groźnie w końcu to nie kreskówka, że zaraz wstanę i nic mi nie będzie.
    Szłam pomiędzy trupami, które po raz drugi znów były trupami. Okropność, zapach i widok rozszarpanych i rozdartych kończyn zapożyczonych z pewnie jakiegoś cmentarzyska przyprawiał mnie o mdłości. Zapukałam grzecznie, a ciemne złotawe wrota same się otworzyły. Weszłam przez drzwi sięgających prawie trzy metry jeżeli nie więcej na szerokość dobrych czterech metrów. W posiadłości panował mrok i tylko mój miecz otoczony foriyoku oświetlał mi drogę.
- Sakura przypomnij mi dlaczego tu jesteśmy?- Spytałam podskakując na każdy najmniejszy dźwięk.
- Tchórz.- Burknął duch, kiedy wchodziłyśmy na schody. Oczywiście przez drzwi od sali Tangen wypadł Len, a na przeciwko pojawił się jakiś stwór bez głowy. Miałam ochotę wrzeszczeć i uciekać, ale strach mnie sparaliżował. Już po chwili cyklop spojrzał na mnie i wtedy zauważyłam jego maciupką główkę, ale oczu znów nie miał.
- A kim jest nasz nowy gość?- Spytał nad wyraz rozbawiony. Szkoda, że mój humor się wybrał na wakacje, bo razem byśmy sobie po ironizowali.
- Co ja ci mówiłem?!- Wrzasnął fioletowłosy raptownie odzyskując siły.
- On nie ma oczu!- Pisnęłam jedyne co byłam wstanie z siebie wydusić. Obaj spojrzeli na mnie jakby mi dwie głowy wyrosły.
- Oczywiście, że mam! Skąd wzięłaś pomysł, że nie mam oczu?!- Spytał brunet odwracając się do mnie w... zaraz czy on nosi kilt? Przecież jesteśmy w Chinach na litość niebios!
- Nosisz spódniczkę.- Powiedziałam chłodno ignorując jego pytanie. Len zaczął kaszleć próbując ukryć śmiech i wychodziło mu to całkiem nieźle.
- To nie spódniczka! To spodnie od męskiego kimona!- Krzyczał oburzony.
- Jejku nie wypieraj się tak bo ci jeszcze uwierzę. Spódniczka to spódniczka nie ma się czego wstydzić, że wolisz te klimaty.- Powiedział z całkowitym spokojem no i proszę mój humor wrócił z wypoczęty z Hawai i teraz mogę zacząć walczyć.
- Co?! Oczy ty mówisz dzieciaku?!- Krzyczał wściekły, jeszcze trochę i wyprowadzę go z równowagi. Len siedział oparty o ścianę i śmiał się w najlepsze, łzy bólu spływały mu po policzkach. Był poobijany i pozbawiony prawie całego foriyoku. Nie dziwię się, że ma ciężki charakter z takim wujkiem za ojca sama nie wiem czy bym w ogóle dożyła piętnastki.
- No wiesz, facet w spódniczce bez żony i dzieci wychowujący bratanków, a nie wybacz torujący ich. .... tak to naprawdę oryginalne proszę pana.- Zakpiłam. Młodszy szaman przestał się śmiać, a spojrzał na mnie w strachu. Poprosił o coś swego ducha, a ten wyparował, zapewne moja obecność zmusiła go do podjęcia radykalnych środków, w których musiał zignorować swoją dumę i zacząć działać.
- Nie mieszaj się w moje sprawy smarkaczu!- Wrzasnął tracąc kontrole nad gniewem. Zaczął atakować na ślepo, a o to przez cały czas mi chodziło. Gniewny szaman to martwy szaman. Właśnie tego chciałam nauczyć Tao i chyba to zajmie mi lata, żeby wykorzenić jego nawyk do atakowania w złości.
   Zwinnie unikałam i atakowałam mojego przeciwnika, ale nawet ja nie potrafiłam go zranić wystarczająco mocno, żeby wrócił do swej prawdziwej formy. Stanęłam na piętrze kilka centymetrów od schodów. Wtedy poczułam jak coś mnie ciągnie w dół był to blondyn o czerwonych oczach... od razu rozpoznałam te oczy to musiał być Zeref, ale w dlaczego nagle teraz się pokazał i o co chodzi z tym nowym wyglądem? Nie rozumiałam co tu robi, ani czemu mnie śledził, ale rozumiałam jedno, jego moc siła mogą przypominać moją, ale ma znacznie więcej doświadczenia niż ja. Ostatnie co pamiętam to schody, później mój świat stał się czarny.

*Len*

    Próbowałem się podnieść, krzyczałem żeby przestała. Błagałem stryja, żeby przestał, ale wpadł w szał. Nie słuchaj nikogo, ani niczego. Megami walczyła dość nietypowo, jakby każdy jej ruch czy też kontratak zależał od ruchu przeciwnika. Wylądowała kilka centymetrów od pierwszego schodka wtedy zjawił się chłopak około dziewiętnastu lat. Ciągnął wyczerpaną blondynkę w swoja stronę, patrzyłem z przerażeniem ja spada ze schodów i już się nie podnosi.
- Coś ty narobił?! Kim jesteś?!- Krzyczałem wściekły, ale blondyn o krwistych czerwonych tylko przyłożył palec do ust i zniknął.
- Idź spać dzieciaku.- Warknął mój wujek i poczułem silny buł w płucach. Wgniótł mnie w ścianę,a kiedy uderzyłem o podłogę straciłem przytomność.

sobota, 6 września 2014

9. Nowy poziom

Obudziłam się w swoim pokoju. W pół przytomna poszłam do łazienki się wykąpać. Wysuszyłam włosy i wróciłam do pokoju się przebrać. Było koło ósmej i jak zwykle miałam pół godziny żeby zdążyć do szkoły. W minutę znalazłam się w kuchni, gdzie czekał Tao. Rzucił mi dwie zapakowane kanapki i poszedł do salonu wylegiwać się na kanapie. Gdybym nie miała fioła na punkcie punktualności to bym się nim przejęła.
- Wychodzę!- Krzyknęłam ubierając czerwony płaszcz przeciw deszczowy do kolan i białe  kalosze centymetr za kolana.
- Zrób dobre notatki!- Krzyknął za mną z kanapy. Leń jeden. Kierowca już na mnie czekał i w przeciągu 15 minut byłam w budynku zwanym przez niektórych więzieniem lub piekłem. Poszłam do szatni zostawić płaszcz i kalosze. Ubrałam buty szkolne i skierowałam się do klasy, gdzie miałam mieć matematykę. Żegnaj świecie! Zajęłam swoje miejsce i czekałam aż to piekło się wreszcie skończy. Matematyczna, której imienia nie warto znać zadała nam 50 zadań na LEKCJĘ i kolejne 50 do DOMU. Przeklinając ją w myślach robiłam te zadania, na szczęście odkryłam, że z tych 100, 90 mam już zrobione, zrobiłam dziesięć, które należały do mojej pracy domowej i zaczęłam przepisywać resztę. Skończyłam razem z dzwonkiem, ale ręka mnie bolała tak mocno, że zastanawiałam się czemu mi jeszcze nie odpadła. Później cztery lekcje przyrodnicze. Biologia minęła szybko ponieważ oglądaliśmy film o poczęciu ludzkiego gatunku. Na geografii dwie grupy przedstawiały projekt, który dzięki Bogu ja i Len już prezentowaliśmy i miałam spokój. Chemia, jak chemia nasz nauczyciel miał dzisiaj z nami praktykę, więc ręka zdążyła mi odpocząć. Na fizyce mieliśmy zastępstwo z panią bibliotekarką, która postanowiła zrobić na lekcje poezji francuskiej. Podczas lekcji japońskiego pisaliśmy wypracowanie na temat „pokoju na świcie” , a lekcja angielsko była odwołana, więc miałam czas, aby pójść do klubu tenisowego i trochę poćwiczyć, a właściwie to się uczyć w niego grać.
   Wróciłam wieczorem, całkowicie padnięta. Nie wiedziałam, że tenis ziemny to tak ciężki sport. Poszłam do kuchni by zastać zabrudzony stół, pełny zlew, nie opróżniona zmywarkę i pustą lodówkę.
- Len, ty sobie chyba ze mnie kpisz!!- Wrzasnęłam idąc do łazienki umyć się i zmienić mundurek na coś bardziej domowego.
- To teraz zamówić kolację i śniadanie.- Mówiłam do siebie wykręcając numer do recepcji.
-( Dzień dobry w czym mogę służyć.)
- Dobry wieczór proszę pani. Chciałabym proszę, zamówić kolację i śniadanie dla dwóch osób na godzinę dziewiętnastą i siódmą rano.
-( Oczywiście, pani Tao. Czy coś jeszcze?)
- Nie dziękuję pani. Do widzenia
- ( Proszę bardzo.)- Odpowiedziała rozłączając się. Teraz tylko posprzątać całą kuchnię. Kolacja zdążyła mi wystygnąć za nim wszystko zmyłam i pochowałam. Czasem się zastanawiam, czy jestem jego przyjaciółką czy darmową pokojówką. Około dwudziestej zjadłam i poszłam do pokoju, aby przeczytać lekturę pod tytułem „ Romeo i Julia”. Skończyłam ciągu dwóch godzin i zaliczając szybkie mycie ubrałam pidżamę. Spakowałam się na jutro i poszłam spać.
    Następny dzień i trzy kolejne minęły podobnie, tylko miałam więcej zadane. Len trenował i walczył jeszcze raz. Kiedy wrócił  w czwartek w środku nocy był wściekły jak osa. Oczywiście dowiedziałam się, że przegrał, a do tego uratował cztery litery Asakurze, co go wyprowadziło z równowagi ponieważ chciał go zniszczyć. Wyżywał się na mnie przez dobre trzy dni. Cokolwiek bym nie zrobiła lub zrobiła, zawsze było źle. Wydarł się na mnie za to, że siedziałam w fotelu i czytałam książkę, podałam mu obiad pod nos, zrobiłam zakupy, odrobiłam za niego lekcję, żeby nauczycieli nie pozabijał. Dzisiaj znów miał walkę, ale tym razem z Yoh. Jak to się skończyło remisem. Dlaczego? Otóż Tao ma tendencje do nie kontrolowania swojego gniewu. Asakura się ze mnę przywitał i gratulował wstępu do turnieju. Len się wściekł i próbował go zabić, ale cud nad cudami, że obaj mieli remis i przeszli bez gadania.
- Zapraszam do mnie! Uczcimy to!!- Krzyczał szatyn ciągnąc złotookiego za ramię. Po raz pierwszy cieszyłam się, że temu idiocie skończyło się foriyoku, ale spojrzałam na nich mrużąc lekko oczy. Normalnie by zemdleli, gdyby wyczerpali CAŁE foriyoku, ale tutaj kłócą się i nie wykazują żadnych oznak zmęczenia.

- Megi! Idziesz??- Krzyczał szaman z pomarańczowymi słuchawkami.
- Nie mów do niej Megi!!!- Wrzeszczał fioletowłosy uderzając brązowookiego w głowę tak mocno, że guza mu nabił.
- To jak mam mówić??- Płakał patrząc na mnie jakbym miała mu  pomóc.
- Megami! Ona nie jest twoją koleżanką!- Krzyczał Chiński wojownik wymachując nad szatynem swoją halabardą.
- Ale każdy ma jakiś NIK. Megami jest Meg. Prawda przyjaciółko??- Wyszczerzył się w moim kierunku Asakura zdobywając jeszcze jednego guza.
- Ona nie jest twoją przyjaciółką!- Krzyczał wściekły Tao.
- Jesteś o nią zazdrosny?- Spytał mały blondynek chcąc podrażnić ich nowego przyjaciela.
- Nie jestem zazdrosny!- A na dowód wysłał dzieciaka swoim legendarnym kopnięciem w kosmos.
- Morty lata!!- Śmiał się Yoh, przejechałam sobie ręką po twarzy i trzymając oby delikwentów za tył koszul zabrałam ich do domu Asakury i jakimś cudem wiedziałam gdzie jest. Dziwne, ale cóż kogo to obchodzi? Len poszedł się przebrać w swój mundurek przy okazji mi również kazał grożąc, że zapieczętuje Sakurę w jakimś śmietniku. Tak, więc w bólach przebrałam się w czarną spódniczkę do połowy uda, białe podkolanówki, białą koszulę z luźno zawiązanym zielonym krawatem i żółtą marynarką. Włosy związałam w koński ogon białą wstążką i usiadłam do stołu z chłopakami. Nie było tak źle jak myślałam. Tao i Usui pokłócili się o kostkę mydła. Morty, który wrócił z kosmosu wyskoczył z jakimś kowbojem, Yoh próbował uspokoić swoich przyjaciół, ale skończył robiąc za młynek.
- Irytują mnie.- Rzekła ostro Anna patrząc na mnie jakby to była moja wina.
- Są zabawni!- Śmiała się Pilika.
- Przepraszam Anno.- Przepraszała Tamara, za nie wiadomo co.
- Niech się wyszaleją.- Powiedziałam pijąc herbatę, której Lenny nie pił ponieważ miał swoje mleko. Chyba całą lodówkę im opróżnił z tego białego płynu.
- To wanny śmierdziele!!!- Wrzasnęła blondynka wykupując wszystkich z salonu. Nie wiem, co tam robili, ale słyszałam śmiechy, krzyki, odgłosy bójki i głośne rozmowy. Kiedy wyszli byli w strojach od karate i szczerze to nie wiedziałam skąd Tao miał ze sobą bagaż pełny ubrań na zmianę. Oczywiście po jakże wyczerpującej kąpieli znów byli głodni, jedli i jedli. Len jako jedyny zjadł najmniej z męskiej ekipy, która z pełnymi brzuchami poszła spać do pokoju Asakury.
  Siedziałam na murku i czekałam na tego gbura, który żegnał się z Asakurą. Byłabym kłamcą jeśli powiedziałabym, że nie uroniłam ani jeden łzy wzruszenia. Wyjeżdżając natknął się na mnie i patrzył ze zdziwieniem.
- Miałaś spać.- Powiedział schodząc z konia w tej pelerynie. Czemu on musi wyglądać jak pajac, kiedy ja staram się być poważna.
- A ty miałeś zostać. Gdzie się książę wybiera?- Spytałam nie mogąc się opanować.
- Nie twój interes. Wracaj do domu.- Powiedział odwracając się do mnie plecami.
- Nie mogę przecież idioto!!- Krzyknęłam wściekła. Jakoś przeszła mi ochota pomagania mu w czymkolwiek.
- Niby dlaczego?- Syknął odwracając się do mnie przodem z poirytowanym wyrazem twarzy.
- Bo nie ma tu mojego domu.- Odpowiedziałam. Miałam to gdzieś. Jutro pójdę z chłopakami ratować temu zarozumialcowi tyłek.
- Tam dom twój gdzie serce twoje.- Powiedział patrząc na mnie spokojnie. Od kiedy on się taki romantyczny zrobił?
- A gdzie moje serce?- Spytałam wciąż zła na jego arogancką postawę.
- Przecież mówiłem, że ze mną. Ty naprawdę mnie w ogóle nie słuchasz.- Mruknął oburzony.
- Czyli jedziemy do twojego wujka?- Spytałam obserwując siodło. Jak ja tam wejdę??
- Co?? Co masz namyśli przez „my”??! Ty zostajesz tutaj!- Podniósł nieznacznie na mnie głos, ale go zignorowałam.
- Czemu ten koń musi być taki wielki?- Jęknęłam.
- Czy ty mnie słuchasz? Megi to zbyt niebezpieczne! Zabraniam ci.- Oznajmił wyniośle. Poklepałam konia po szyi ten parsknął i położył się na ziemi. Z wielkim uśmiechem na niego weszłam i znów poklepałam go po szyi. Wstał i otrzepał się ze mną na grzbiecie.
- To jedziemy?- Spytałam wesoło. Ze mną się nie zadziera. To zemsta za te jego napady furii, niech głupi się teraz martwi.
- Jesteś uparta.- Syknął zwinnie wsiadając na to wielkiego białego ogiera. Siedział za mną i nim zdążyłam poprosić o wolna jazdę ruszyliśmy pełnym galopem.
- Przypomnij mi, że mam cię zabić.- Pisnęłam, kiedy skakaliśmy nad jakimś płotkiem.
- Chciałaś jechać.- Zaśmiał się złośliwie ignorując fakt, że prawie porwałam jego spodnie. Czemu nie możemy tam już być?!!