piątek, 12 września 2014

11. Jesteśmy w lochu

     Obudziłem się w lochu. Wszystko mnie bolało, a zwłaszcza plecy, płuca i nadgarstki. Rozejrzałem się po "pokoju", do którego tak dawno nie zawitałem. Jedyne słowo jakie przychodziło mi do głowy to żałosne. Podniosłem nieznacznie głowę i rozejrzałem się po moim więzieniu. Do ściany była przykuta Jun, ale nigdzie nie widziałem Megami. Mimo bólu zacząłem szarpać łańcuchami w nadziei, że się poluzują i będę wolny. Właściwie już wcale nie obchodziło mnie, co będzie ze mną, ale nikt prócz mnie nie będzie obrażał tej księżniczki to moja działka!
- Po prostu się przyznaj, że ją lubisz.- Mruknęła moja siostra podnosząc głowę na tyle wysoko, że mogła spojrzeć mi w oczy.
- O czym ty mówisz?- Syknąłem zirytowany. Ja wcale jej nie lubię! To tylko mała, hormonalna nastolatka o pięknych niebieskich oczach i...
- Tak braciszku. Wiesz doskonale o czym ja mówię.- Uśmiechnęła się chytrze. Niech ją!
- Chyba jednak się mylisz.- Uparcie brnąłem dalej. Nigdy się nie przyznam, że ta blondi mi się podoba.
- Jasne... Patrz niosą ją tu!- Krzyknęła automatycznie zacząłem się szarpać próbując dostrzec tą irytującą nastolatkę. Przestałem, kiedy usłyszałem śmiech doshi.
- Phi hahaha!!! Jednak ci zależy!- Śmiała się mimo naszej beznadziejnej sytuacji.
- Bardzo śmieszne Jun.- Warknąłem nadymając policzki. Jak ona tak może? Przecież to nie fair!
- Wiem.- Śmiała się radośnie, a po chwili spoważniała i spojrzała na mnie poważnie.
- Nie wziąłeś jej tu prawda?- Spytała surowo. Celowo unikałem jej wzroku, mimo wszystko życie jest mi jeszcze miłe.
- Masz namyśli tu, że tu, czy tu, że tam?- Spytałem utrzymując wzrok na ścianie przede mną.
- Tao Len! Odpowiadaj natychmiast!- Krzyknęła. Wzdrygnąłem się, jedyną osobą której się boje jest moja siostra, Anna przy niej to łagodny baranek!
- Sama chciała!- Krzyknąłem spanikowany. Meg nic nie zrobi, a ja mogę poważnie ucierpieć, a szczególnie moja duma.
- Czyś ty zgłupiał idioto?! Jak mogłeś ją tu przyciągnąć?!- Krzyczała chyba po raz pierwszy ciesze się, że wujek zawiesił tu tytanowe kajdany inaczej byłbym martwy.
- Sama za mną szła! a potem ten typek się zjawił...- Próbowałem wytłumaczyć, ale przerwała moje nerwowe i spanikowane bełkotanie.
- Jaki typek?- Spytała bardzo poważnie, co jej się zdarza rzadziej niż napady gniewu.
- Blondyn, czerwone oczy... Ubrany w stylu złego chłopca pomieszanego z motocyklistą?- Spytałem, kiwnęła głową, po czym jej źrenice się gwałtownie zważyły.
- Nie. Nie, nie! Co on jej zrobił?- Widziałem jak zaczyna panikować, co wcale nie pomaga mi się uspokoić.
- Zmusił ją do upadku ze schodów, później En mnie znokautował.- Powiedziałem trochę nie pewnie. Nie lubię, a wręcz nienawidzę przyznawać się do porażek to takie uwłaczające mojej godności. Jun spuściła głowę. Wiem, że to dziwne, ale słyszałem jej cichy szloch, jak łzy spływały jej po policzkach i spadały na kamienną ziemię.
- Kim jest ten gość?!- Krzyknąłem w końcu wściekły.
- Nie wiem! W szpitalu widziałam chłopaka o białych włosach i czerwonych oczach! Może są różni może ci sami. Nie wiem Len! Ja naprawdę nie wiem.- Zawodziła cicho. W tej chwili była bezsilna, wyczerpana i przestraszona. Sam nie byłem w lepszym stanie, po raz pierwszy tak się o kogoś bałem i co dziwniejsze nie byłem to ja, czy moja siostra, ale obca mi osoba. Nie rozumiem, czemu ten człowiek tak się dla mnie naraża, ale jeszcze bardziej dziwi mnie to, że mi się to podoba. W jednej chwili mam ochotę ją udusić ze złości, a w drugiej nigdy nie chciałabym pozwolić jej odejść. Nie wiem, co czuję. Nigdy wcześniej nie byłem tak zmylony. Zawsze odczuwałem dwie emocje gniew lub nienawiść.
- Ona wywraca mi życie do góry nogami.- Powiedział na głos i na moje szczęście Jun była zbyt zajęta płaczem, żeby to usłyszeć, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
      Minęło parę godzin, a już zacząłem się nudzić, dlaczego nie mogę usiedzieć na miejscu? Naprawdę nie wiem, po prostu muszę się stąd wydostać, zabrać z tego piekła Meg i Jun... sam muszę zmierzyć się z moim wujem. To jest mój obowiązek.
- Ja chce stąd tylko wyjść i uciec jak najdalej- Powiedziała Tao obserwując bacznie moją minę.
- Nie martw się wyciągnę nas stąd... a potem on za to zapłaci!- Powiedziałem chcąc zemsty.
- Odpuść sobie Len. Zobacz dokąd zaprowadziła cię twoja złość.- Mówiła Jun próbując mnie przekonać, że podążam złą drogę, ale chęć zemsty była zbyt wielka. Chciałem żeby En zapłacił za wszystko co nam zrobił.
- Nie spocznę do póki go nie wykończę!- Syknąłem przekonany, co do swej decyzji.
- Len proszę! Złość i gniew nie przynoszą nigdy nic dobrego, myślałam, że mówiłeś, że Yoh Asakura pomógł ci to zrozumieć.- Powiedziała próbując ukryć w głosie rozczarowanie.
- Bo pomógł, ale Yoh i Meg nauczyli mnie czegoś jeszcze, żeby się nigdy nie poddawać. Bason nas uwolni, a potem raz na zawsze przerwę ten łańcuch nienawiści.- Powiedziałem obserwując jak moja siostra delikatnie się uśmiecha. Po tym zasnąłem, a dni zaczęły mijać.
    Jestem pewny, że En coś knuje, ale najgorsze jest to, że ma Megami... a co jeśli coś się jej stanie? Jeśli Bason nie zdąży, co się z nią dzieje?!
  - Len, Len... Len!- Nawoływała mnie Jun.
- Zastanawiam się, jak tu załatwić wujka En.- Powiedziałem pół prawdę.
- Nie Len, po prostu ucieknijmy stąd. Nie uda ci się go pokonać jest zbyt silny!.... Mówię ci Len uciekajmy stąd.
- Ale możemy nigdy się stąd nie wydostać!
- A może... gdybyśmy... powiemy mu, że zmieniliśmy zdanie, a potem...
- Nigdy!- Przerwałem jej ostro.
- Nie powiemy tego poważnie, będziemy blefować! Wtedy nas wypuści my uciekniemy, a, a potem...- Mówiła podekscytowana.
- I co? Znalazł by nas.- Powiedziałem widząc nie jedną lukę w tym planie.
- Może tak, a może nie. Możemy znaleźć takie miejsce, gdzie....- Przerwałem jej szarpiąc łańcuchami.
- Musimy stawić mu czoła! Musi być jakiś sposób żeby odciąć mu źródło mocy, musimy w to włożyć nasze serca.- Mówiłem
- No Lenny posłuchaj siebie.- Powiedziała z tym swoim uśmieszkiem.
- Co takiego?- Spytałem zirytowany.
- Włożyć w to nasze serca, musi być jakiś sposób zdaje mi się, czy mówisz jak Yoh Asakura?- Zadała pytanie retorycznie i zaczęła się śmiać.
- Co ty wygadujesz?!- Krzyknąłem oburzony.
- Nic, nic!- Śmiała się wesoło. Szkoda tylko, że jej było tutaj tak wesoło! Megami była w poważnych tarapatach, a tutaj dni mijały i nic o niej nie wiem! Nawet zacząłem bredzić jak ten idiota ze słuchawkami!
- Proszę bądź w porządku.- Szepnąłem patrząc na kraty, moja siostra również spoważniała i spojrzała w to samo miejsce, co ja.
    Minęło kilka godzin, a od strony drzwi zaczęły dobiegać odgłosy walki. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Zamawiał ktoś pączki?- Wyszczerzył się szatyn, kiedy dwaj mięśniacy zombie po zniszczeniu krat zmienili się w proch. Uwolnił nas i wtedy zaczęła się walka na śmierć i życie. Jun została w środku, a my wyszliśmy. Oczywiście po trzech metrach zaczęliśmy się sprzeczać, ale naszą dyskusje przerwał krzyk mojej siostry. Bez zastanowienia wróciłem do niej gotów do ataku, po raz pierwszy czułem się... szczęśliwy, że Bason jest obok. Wbrew pozorom z rodziny to druga osoba do której rzeczywiście jestem przywiązany.
   W celi stał przetransformowany Lee Pai Long, oczywiście go pokonałem... z drobną pomocą tego idioty Yoh, ale to szczegół, o który nikt nie dba. Po tej akcji ruszyliśmy do reszty, co tu przylazła i oczywiście nie chciała wrócić. Ducha Shaolin pokonała moja siostra i nie słuchając, że ma uciekać z Meg ruszyła z nami sali Tangen. Co tam dużo opowiadać oczywiście pokonałem mojego stryja!( Trzymaj się prawdy Len! dop. Meg) Reszta też pomogła, ale walkę przerwał mój dziadek Ching i matka Ran.

- Przestańcie obydwaj! Jeśli zginiecie będzie to wielki cios dla rodziny Tao.- Przemówił Ching, opuściłem broń, co nie znaczy, że uważam to za koniec. Staruszek jest mądry i dość żwawy jak na swój wiek. Jest jedyną osobą w rodzinie, której zdanie każdy szanuje.
- Lenny twoja koleżanka leży u ciebie...- Zaczęła Ran uśmiechając się wesoło. Tak moja matka jest zupełnie inna niż inni Tao, choć uważam, że jest równie niebezpieczna.
- Panienka zniknęła!- Krzyknęła jedna z pokojówek wbiegając do komnaty zdyszana.
- Coś ty jej zrobił?!!- Wrzasnąłem wskazując na bruneta ostrzem halabardy.
- Ja? Nic nie zrobiłem, choć myślałem, że wsadziłem ją do lochu.- Burczał pod nosem En. Oczywiście dostał od mojego dziadka po głowie, choć według mnie zasłużył na coś gorszego.
- Położyłam ją do pokoju mojego syna, w końcu po raz pierwszy przyprowadził do domu dziewczynę.- Warknęła fioletowłosa piorunując stryja wzrokiem.
- Gdzie ona jest teraz?!- Krzyknęła spanikowana Jun przerywając kłótnię starszym, jak na zawołanie przez drzwi weszła blondynka. Chwiejąc się przeszła parę kroków, ale upadła na kolana i zaczęła się dusić. Rzuciłem wszystko i nie zwracając uwagi na nikogo mocno ją przytuliłem.
- Oddychaj. Spokojnie, jestem tu. Oddychaj Megi.- Słyszałem jak powoli się uspokaja i zaczyna ciężko oddychać. Zemdlała, a ja trzymałem ją i się trzęsłem. Bałem się, po raz pierwszy w życiu poczułem strach.
-Lee zabierz ją do sypialni Lena.- Poprosiła Jun swego stróża. Zombi wziął niebieskooką do wyznaczonego celu, a reszta z nas udała się na obiad. Oczywiście ci głupcy rzucili się na jedzenie, jakby od miesięcy nic nie jedli. Matka wmusiła mi coś, ale jak tylko zaczęła się rozmowa zmyłem się. Jestem odpowiedzialny za tą księżniczkę i nie mogę się bawić, kiedy ona może umrzeć, bo powtórzy się jej atak paniki.

  *Megami*

       Obudziłam się w ciemnym pokoju, który był w kolorach czerwieni, czerni i ewentualnie złota. Podniosłam się powoli do siadu. Cały pokój wirował, a ja czułam, że mroczki tworzą mi się przed oczami. Sięgnęłam po szklankę stojąca na stoliku nocnym i wypiłam ją duszkiem. Czułam się wypompowana. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale na pewno ktoś musiał wiedzieć. Powoli wyszłam z sypialni i ruszyłam w losowym kierunku. Omijałam wszelkie rodzaje schodów, chodziłam po piętrach, ale nikogo nie znalazłam. Czułam jak każda żyła pulsuje w moim ciele, strach, ciemność i samotność. To zaczęłam odczuwać, kiedy nic nie mogłam sobie przypomnieć. Gdzie jestem? Kim ja jestem? Co ja tu robię? Skąd pochodzę? Ile ma lat? Nic pustka. Kiedy już straciłam wszelką nadzieję upadłam na kolana. Trzęsłam się ze strachu, nie mogłam złapać oddechu, czułam się słaba, płuca zaczęły mnie palić. Wszystko stawało się czarne i straciłam przytomność. Tym razem było ciemno kiedy obudziłam się po raz drugi. Chciałam usiąść, a coś, a raczej ktoś mi na to nie pozwolił. Zamrugała kilkukrotnie, ale postać wciąż była nie wyraźna.
- Leż i nie ruszaj się. Musisz odpocząć.- Mówił chłopak o rozmazanych fioletowych włosach i błyszczących oczach.
- Kim jesteś?- Spytałam obserwując niewyraźną postać fioletowłosego.
- Meg, nie wygłupiaj się. To nie jest zabawne.- Mówił lekko spanikowany fioletowłosy.
- Kim jesteś? Czemu nie mogę cię zobaczyć?- Spytałam na granicy łez.
- Mamo. MATKO!!!!!!!- Wydarł się wybiegając z pokoju. Zamknęłam oczy, bardzo powoli zaczęły napływać mi wspomnienia. Potem poczułam jak płuca znów zaczynają mnie palić, pamięć mi wróciła, a wraz nią moja trzeźwość. Otworzyłam oczy kaszląc i łapczywie łapiąc powietrze.
- Megami! Oddychaj spokojnie, już dobrze. Jestem tutaj... to ja Jun pamiętasz mnie?- Spytała zielonowłosa delikatnie ocierając spływające łzy.
- Co się stało? Gdzie ja jestem?.... Jun kim ja jestem?- Nastolatka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Powiedz mi wszystko, co pamiętasz.- Powiedziała poważnie.
- Ach no to na wzgórzu śmierci znalazł mnie Len, byłam w szpitalu moje koleżanki odeszły na misje, wspólne treningi, zakupy, walki... Przyjechałam z Lenem do jego posiadłości, walczyłam z En, później Zeref spowodował, że spadłam ze schodów.- Powiedziałam wszystko w dużym skrócie.
- Skąd jesteś? Masz rodzinę?- Spytała z troską. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Nie wiem... Rodzina? Ty jesteś moją siostrą Jun. Sama tak powiedziałaś.- Spojrzałam na nią zmylona.
- Aaa....- Jęknęła drapiąc się po ramieniu z nerwowym chichotem.
- Nie jesteś prawdziwą siostrą, ale powiedziałaś, że mam cię traktować jako taką.- Widziałam jak wzdycha z ulgą.
    Do pokoju wszedł Tao i reszta ekipy szczerząc się jakby wygrali na loterii.
- Hej jak się czujesz blondi?- Spytał złotooki nie ukazując przy tym zbyt wielu emocji.
- Boleśnie.- Mruknęłam nadymając lekko policzki.
- To znak, że żyjesz.- Uśmiechnął się Trey.
- A ty chcesz poczuć, że żyjesz?- Spytałem sucho sięgając po szpadę, ale fioletowłosy mnie ubiegł i uderzając śnieżynkę w głowę zabrał mi miecz.
- Leż i odpoczywaj.- Rozkazał chłodno, burcząc pod nosem, że rekwiruje mi miecz.
- Len! Tak nie wolno! Oddaj mi broń!- Krzyknęłam zrywając się z łóżka. Nie powinnam tego robić, świat znów zaczął mi wirować przed oczami i pan kamienne serce uratował mnie przed bliskim spotkaniem z podłogą.
- Czego nie zrozumiałaś w zdaniu LEŻ I ODPOCZYWAJ?- Spytał zirytowany.
- Że muszę leżeć i nie mam z tego korzyści.- Burknęłam i zaczęłam kaszleć. Wszyscy stanęli na baczność, a Len od razu uklęknął ze mną na podłodze i mocni mnie objął.
- Oddychaj. Spokojnie.- Mówił łamiącym się głosem.
- Przynieście wody i leki!!- Rozkazała Jun wypychając prawie wszystkich z pokoju.
- Już lepiej.- Powiedziałam czując, jak uścisk szamana tylko się wzmocnił.
- Lenny możesz mnie dusić w łóżku, ale tutaj jest za zimno.- Stwierdziłam i na potwierdzenie zaczęłam kichać. Po chwili przyszła jakaś kobieta w białym kitlu i wyposażeniem lekarskim znajdującym się w brązowej torbie, którą dźwigał Rio.
- Dobrze. Jak się nazywasz dziecinko?- Spytała spojrzałam na nią oburzona, a Len próbował stłumić śmiech słowo kluczowe próbował.
- Megami Takahashi. Lat 15, wzrost 167 centymetrów, waga 52 kilo. Teraz jej pomóż.- Zażądała Jun piorunując blond włosom kobietę z krótkimi obciętymi włosami do ramion w średnim wieku o ciemnych niebieskich oczach.

- Doskonale. Po pierwsze dużo jedz, po drugie co ci dolega i po trzecie twoja grupa krwi?- Spojrzałam na kobietę, która miała być lekarzem, ale szczerze w to wątpię.
- Po prostu ją zbadaj!!- Krzyknął zniecierpliwiony Chińczyk ledwo powstrzymując się od zmienienia blondynki w pył. Zajrzała mi go gardła, osłuchała mnie, porobiła kilka notatek, zmierzyła temperaturę po czym spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
- Z początku miałaś atak paniki, pilnujcie, żeby za żadne skarby świata nie doprowadzić jej do tego stanu ponownie, całe szczęście mistrz Len cię znalazł i zdołał uspokoić. Obecnie moja droga masz anginę i to całkiem nie złą. Dwa tygodnie w łóżku, jedz ładnie leki i znów wrócisz do starej siebie.- Lekarka wyszła z bagażem, a za nią Jun.
- Wiesz jak nas nastraszyłaś?!! Myślałem, że tam zdechniesz!- Krzyczał Usui wymachując przy tym energicznie rękoma w różne strony.
- Zamknij się niebieska czapko!- Warknął Len wyciągając z pod łóżka dodatkowe koce.
- Krótko majtek ma uczucia?- Zadrwił niebieskowłosy szaman z północy.
- Przynajmniej działa jak mężczyzna, a nie rozpieszczony bachor.- Powiedziałam w pól przytomna.
- Ty go lubisz?!- Krzyknęli wszyscy zszokowani.
- Gdybym go nie lubiła to bym z nim nie mieszkała.- Syknęłam tracąc cierpliwość do tych idiotów.
- Aaa!- Pisnęli i zostali wygonieni przez guan dao złotookiego. Okrył mnie kocami i wyszedł. Chwile później pojawił się z herbatami.
- Masz dużo pić. Przyjdę później... muszę z kimś porozmawiać.- Powiedział i wyszedł otoczony mroczną aurą. Cóż gdybym nie była chora i zmęczona to bym się tym przejęła, ale cóż nie mój problem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz