Weszłam do apartamentu i od razu poszłam do
swojego pokoju. Dziś miałam za dużo wrażeń, w tej chwili chciałam żeby wreszcie
nastało jutro. Przykryłam się kocem i wkopałam w masę poduszek. Słyszałam kroki
przy drzwiach, ale nic więcej. Nie wiedziałam kiedy zasnęłam wyczerpana
dzisiejsza nocą. Następnego dnia wstałam późno poszłam się wykąpać całkowicie
zapominając o Jun. Wychodząc z łazienki wróciłam się do pokoju, aby się ubrać w
świeże rzeczy. Czarna tunika, białe spodnie dość dobrze ze sobą współgrały, ale
chciałam dodać do tego pasek, wtedy zauważyłam, że na biurku leży niebieskie
pudełko ozdobione różową wstążką. Do niej przyczepiona była karteczka na której
zostało napisane:
„ Dla Megi od Jun
Naszykowałam ci małą niespodziankę jestem pewna, że będziesz wyglądała w tym uroczo
och i gratulacje. Trzymam za was kciuki!”
Otworzyłam mój prezent. Był w nim biały
podkoszulek na grubych ramiączkach z kołnierzem pod brodę z wyhaftowanym na plecach
złoto-srebrnym smokiem i czarne krótkie spodenki do mniej niż połowy uda. Była
tam również biała frotka i gruba srebrna jak księżyc opaska do włosów. Zaczęłam
szperać w szafie i znalazłam do mojego stroju czarne wygodne tenisówki za
kostkę z białymi sznurowadłami. Nagle po pokoju rozległ się wysoki dźwięk,
prawie wyskoczyłam ze skóry kiedy usłyszałam ten jazgot. Mój wzrok powędrował
na stolik nocny, gdzie znajdował się mój dzwonek wyroczni.
„ Walka 21:40
Miejsce: Wieża Tower
Przeciwnik: Liliana „
Skądś kojarzę to imię, ale u diabła nie wiem skąd!
Zignorowałam to przeczucie i poszłam do kuchni zjeść coś. Len siedział przy
stole i bawił się pustą butelką.
- Cześć. Pewnie
już jadłeś co?- Spytałam wyciągając z lodówki jajka, szynkę, szczypiorek i
masło. Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym zaprzeczył ruchem głowy.
- To zjemy
jajecznicę.- Oświadczyłam krojąc osiem plastrów szynki i wrzucając je na
patelnie, gdzie masło było już roztopione.
- Meg?- Spytał
niepewnie kiedy skończyłam myć szczypior i zaczęłam go również drobno kroić.
- Mów, ja cię
słucham.- Powiedziałam nie rozumiejąc czemu nie kontynuuje swej wypowiedzi.
- Czego się tak
boisz?- Spytał. Zamarłam na chwilę, ale szybko się otrząsnęłam i wrzucając
szczypior na patelnię spojrzałam na niego z niewinnym uśmiechem.
- O czym ty
mówisz?- Spytałam grając głupią.
- Nie ze mną te
numery. Od wczoraj bujasz w obłokach i nic mi nie mówisz.- Warknął zirytowany.
- A co mam ci
mówić?- Spytałam sucho wracając do robienia jajecznicy.
- Wszystko! Co
cię martwi, smuci, rozwesela. Wszystko Megami.- Podszedł do mnie i położył mi
dłoń na lewym ramieniu.
- A rozjaśniając
twój humor, to nie mam żadnej narzeczonej.- Powiedział siadając na blat i
przyglądając się z bezpiecznej odległości jak smażę.
- Dlaczego ma mi to rozjaśnić humor?- Spytałam
patrząc na niego kątem oka. Jestem pewna, że miał w rodzinie lisa i demona!
- Po pierwsze.
Nie będziesz miała rywalki w miłości.- Powiedział pokazując palec wskazujący.
Prychnęłam, ale to zignorował i ciągnął dalej.
- Po drugie. Nie
będę musiał wybierać między tobą, a rodziną.- Dołożył drugi palec, a jego
spojrzenie znacznie złagodniało.
- I oczywiście
po trzecie. Od dzisiaj oficjalnie jesteś na mnie skazana.- Oświadczył
uśmiechając się demonicznie.
- Niby skąd
takie przypuszczenie?- Spytałam sucho nakładając śniadanie na talerze. Złotooki
zabrał mi patelnie z rąk i włożył pustą do zlewu z przebiegłym wyrazem twarzy.
- Wiesz skoro
żyjemy razem to jest to dość oczywiste, że jesteśmy razem co z tym idzie, że
jesteś na mnie skazana. Rany Meg, a myślałem, że jesteś bystra.- Mruknął jakby
był tym stwierdzeniem urażony i z nową butelka mleka zasiadł do stołu.
- Nie
przypominam sobie żebym była z tobą na randce.- Powiedziałam chłodno próbując
ukryć lekko zaróżowione policzki. Nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji.
Szczerze, to nie wiem nawet kto by był.
- A wczoraj?? Ty
myślisz, że idę patrzeć w gwiazdy codziennie?- Spytał oburzony, zakrztusiłam się
jedzeniem słysząc jego oświadczenie.
- Wczoraj?? Ty sobie
chyba ze mnie kpisz.- Jeżeli wczoraj to była randka to oficjalnie moja pierwsza
najgorsza randka jaką miałam w swoim krótkim życiu.
- A ty niby co
byś chciała?- Spytał zirytowany.
- Och nie wiem.
Romantyczna kolacja przy świecach, piknik pod gwiazdami, spacer w parku przy
świetle księżyca, albo kino.- Wymieniałam wszystko to, co było romantyczne.
- To nudne i
męczące.- Oznajmił sucho.
- Len cokolwiek
byleby podczas niej nie było żadnej walki. Wczoraj było tragicznie. Najpierw
patrzenie w niebo super, ale walka i nasza rozmowa. Trzy czwarte tego wypadu
było masakrą.- Oznajmiłam z pustym wyrazem twarzy.
- Tak mi
dziękujesz, za utrzymywanie cię?- Warknął wściekły, że nadepnęłam na jego dumę.
- Przepraszam.
Nie wiedziałam że jestem dla ciebie tylko zabawką.- Włożyłam talerz do zlewu i
pobiegłam do swojego pokoju zamykając się szczelnie i barykadując drzwi. Nie
minęło piętnaście minut mojego użalania się nad sobą, a usłyszałam pukanie do
drzwi.
- Meg. Proszę
otwórz.- Mówił trudnym głosem jakby był zmuszony używać tak spokojnego tonu.
- Nie! Zostaw
mnie w spokoju!
- Megami!!
Przestań się obrażać i wpuść mnie wreszcie!
- Nie mam
ochoty!- Słyszałam jak otwiera drzwi, ale kredens barykadował mu przejście.
- Megi. Przestań
zachowywać się jak dziecko i porozmawiajmy jak dorośli!
- Nie mamy o
czym rozmawiać!
- Owszem mamy.
Teraz proszę przesuń ten kredens, abym mógł wejść.- Poprosił spokojnie, ale
czułam, że jest na granicy wytrzymałości.
- Zostaw mnie!-
Powtórzyłam chowając twarz w poduszkach. Słyszałam jak liczy do dziesięciu i
bierze parę głębokich wdechów po czym odchodzi. Spojrzałam na kredens, który
wciąż barykadował drzwi po czym wróciłam
do użalania się nad sobą i swoim nastrojem.
Kilka godzi później obudziły mnie czyjeś
głosy. Jeden był głęboki i należał do mężczyzny, a drugi należał do kobiety był dojrzały i lekko podniesiony.
- Idźcie stąd za
nim się obudzi! Już tak mam po dziurki w
nosie jej zmiennych nastrojów.- Krzyczała szeptem kobieta.
- Przesadzasz!
Powinnaś być oddana swojej pani i ją wspierać!- Oburzał się mężczyzna, mimo że
głosy wydawały mi si stłumione były bardzo znajome.
- Może oboje zniknięcie?
Wasze kłótnie mogą ją tylko obudzić.- Syknęła trzecia postać. Powoli otworzyłam
oczy, ale czułam tylko, jak ktoś okrężnymi ruchami pociera mi dolną część
pleców. Moja mama zawsze mi tak robiła, kiedy byłam w dole lub kiedy bolał mnie
brzuch, ale nie robiła tego teraz. Ta ręka była inna, nie była surowa jak
mojego ojca, ani delikatna jak mojej matki. Miałam uczucie, jakby ta osoba bała
się mnie dotknąć, a jednocześnie chciała pomóc.
- Obudziła się i
tak.- Syknął mój duch pojawiając się tuż przed moja twarzą. Gdybym nie czuła
się tak dobrze, to pewnie zrobiłabym jej krzywdę o ile duchowi można zrobić
krzywdę.
- Panienkę boli
brzuch, mogłabyś okazać Panience więcej współczucia.- Syknął Bason korzystając
z okazji, że może sobie pogadać i ponarzekać.
- To dlatego
jesteś taka przygnębiona?- Spytała Sakura robiąc minę myśliciela.
- Nie. Saki,
gdyby bolał mnie brzuch nie ruszyłabym się z tego miejsca choćby się nawet
waliło i paliło.- Powiedziałam poważnie.
- To wtedy czemu
jesteś taka nastrojowo skoro to nie ten czas?- Spytała i gdyby żyła to bym ją
poćwiartowała.
- A czemu ty
jesteś taka wścibska?- Spytałam krzywiąc się, że Tao zaprzestał masażu.
- Taki mój urok
królewno, z resztą budź się ubieraj i jedz. Musisz nabrać sił bo takie z ciebie
chuchro, że byle wiaterek cię zwieje z ulicy.- Powiedziała znikając.
- Słyszałeś ją
Bason?! Jak ona może tak mówić?!- Krzyczałam podrywając się do siadu całkowicie
zapominając o kłótni ze złotookim i o fakcie, że on wciąż tu jest.
- Nie wiem
panienko. Panienka jest doskonałym przykładem zdrowej, pięknej i mądrej
kobiety. Prawda mistrzu?- Spytał i się ulotnił pozostawiając swego mistrza na
pastwę mojego gniewu lub zakłopotania.
- Co? Aaa, tak
myślę.- Odpowiedział celowo próbując ukryć twarz.
- Tak myślisz?-
Spytałam chłodno przypominając sobie nasza kłótnię.
- Eee, nie
znaczy tak! Znaczy to prawda co powiedział!- Wykrzyczał spanikowany. Coś mi
mówi, że rozmawiał z Jun.
- Mniejsza. Co
na obiad?- Spytałam wychodząc z pokoju. Dziwne, myślałam, że zabarykadowałam drzwi,
cóż musiało mi się wydawać. Tao szedł za mną opowiadając, a raczej tłumacząc co
będziemy jedli. Dobrze, ze była trzecia po południu, bo do szóstej jadłam ten
zakichany obiad tymi nieudolnymi patykami.
Po obiedzie poszłam się przebrać, czyli kolejna godzina z głowy, a
później jechaliśmy na miejsce bitwy. Oczywiście musieliśmy trafić na korek, a w
między czasie dowiedziałam się, że szaman będzie mi towarzyszył przy każdą
walce jeśli tylko będzie miał wolne. Dzisiaj akurat miał również walkę, ale ze
mną jednak najpierw walka z tą całą Lilianą.
Było za dwadzieścia i jej nie było. Simba
chciał ogłosić, że zwyciężyłam walkowerem, ale powiedziałam, że zaczekam.
Było piętnaście po dwudziestej drugiej i moja
przeciwniczka raczyła się zjawić.
- Z powodu
spóźnienia Megami Takahashi powinna zostać zwycięzcą, ale z powodu prośby walka
się odbędzie jednak Rada uznała, że jeżeli Megami zwycięży tą walkę
automatycznie przechodzi do turnieju, jednak walki z nią nadal będę się
odbywały. Dobrze Liliana… Liliana kontra Megi! Walka start!!- Wrzasnął Simba, a
na wierzy Tower wyświetlił się wielki czasomierz odmierzający dziesięć minut.
Naprzeciwko mnie stała szatynka w rozpuszczonych włosach sięgających jej do
pasa o zielonych oczach w mundurku szkolnym. Obok niej stał potężny biało-szary
wilk z dwoma ogonami, który szczerzył kły, a jego zielone ślepia zdawały się świecić. Nie wykonałyśmy
nawet kontroli ducha, kiedy zaczęłyśmy walczyć swoimi żywiołami powietrze kontra
ogień. Była silna, szybka i zwinna jakby nie była człowiekiem! Nasze duchy
unosiły się w tak zwanych naszych bazach, gdzie żadna nie mogła zaatakować z
godnie z naszą wymyśloną zasadą. Moje ataki nosiły nazwy wiatrów, zaś jej
brzmiały jak np.:” Ryk smoka, pióro feniksa, wrota Tartaru, piekielny ogień…”Moje
jak już wspominałam nosiły nazwy wiatrów jak np.:” Halny wiatr, arktyczny
wiatr, tornado, bryza itp.”
Byłyśmy na wyczerpaniu moje umiejętności i
jej talenty nawzajem się eliminowały, kiedy postanowiłam wykorzystać atak,
który powinien ją mieść.
- Sakura do
miecza!- Krzyknęłam Wyskakując wysoko w powietrze.
- Ally do
bransoletki!- Również wykonała kontrolę ducha, ale stała w miejscu patrząc na
mnie i czekając. Właśnie tu popełniła swój błąd.
- Cztery
kierunki cztery wiatry. Zbierzcie się w jednym miejscu. Tajemnica, zniszczenie,
zaginięcie. Trójkąt Bermudzki!- Krzyknęłam rysując w powietrzy trójkąt i wskazując
mieczem na szatynkę. Ogromna trąba powietrzna zdmuchnęła ją z pola walki. Kiedy
opadłam na ziemię czas dobiegł końca.
- Wygrywa Megami
Takahashi!- Krzyknął Simba i pokazując kciuk w górę odleciał na swoich duchach.
- Teraz zacznie
się walka pomiędzy Lenem Tao, a Megami Takahashi!!- Wrzasnął Chrom, spojrzałam
na niego z politowaniem.
- Ty sobie chyba
ze kpisz.- Warknęłam wstając z ziemi, niestety byłam zbyt zmęczona żeby mu
skopać ten zarozumiały tyłek. Zachwiałam się i cudem złapał mnie złotooki.
- Cóż Tao Len
wygrywa walkowerem. Na razie.- I również zniknął. Czy oni myślą, że to
zabawne?!
- Meg? Wszystko
gra?- Spytał patrząc na mnie nie pewnie.
-
Pewnie ja już jestem w turnieju, ty tylko musisz wygrać jeszcze jeden raz i
również będziesz.- Powiedziałam znów próbując wstać, ale nie skończyło się to
dla mnie za kolorowo. Zemdlałam i Tao musiał mnie zanieść do apartamentu, choć
z tego wszystkiego było tyle dobrego, że za równo obaj dzisiaj wygraliśmy.
Jestem tylko ciekawa, co będzie dalej.
Przeczytałam wszystkie rozdziały, które pojawiły się do tej pory i muszę powiedzieć, że jest świetnie. Miło, przyjemnie się czyta i w ogóle. Fajna fabuła i klimat. Oby tak dalej... opowiadanie jest niesamowite.
OdpowiedzUsuńI muszę ci podziękować, za to że zgodziłaś się ze mną pisać. Jesteś świetną pisarką... oby tak dalej i trzymaj poziom.
Pozdrawiam
Dziękuje bardzo za komplement, które z resztą jest wzajemny ;-) a pisanie z tobą to przyjemność. Podziwiam również twoje blogi i muszę przyznać, że są całkiem nie złe.
UsuńMam nadzieje, że nasza współpraca będzie równie owocna, co najowocniejszy rok w tym wieku ;-)