Ewa
Ostatnie co pamiętam, to walka z Treyem i nagle znalazłam się tutaj. Na wierzchołku jakiejś góry! Do tego pokrytego kilkumetrowym śniegiem! Jest zimno, ciemno, mgliście, wietrznie i do tego nie wiem, co ja tu robię! Kształtując schody ze skał powoli zaczęłam schodzić w dół. Nie rozumiem. Trenowałam z Treyem na północy w jego wiosce. Szczerze to nawet nie chcę wiedzieć jak się tam znalazłam. Rada jego plemienia wybrała go, aby reprezentował ich w turnieju i uratował drobiażdżki. No dobrze, świetnie, ale czemu ten kretyn musiał mnie zostawić w środku Tokio?! Nie dość, że ten kretyn mi zniknął, to jeszcze nie mogłam odnaleźć mojej kumpeli... Swoją drogą wydawało by się, że byłam jakby w dwóch miejscach jednocześnie. Ach mniejsza mam to gdzieś muszę się stąd wydostać a później znaleźć Meg i Sarah.
- Uważaj. Patrz pod nogi Ewa.- Pouczał mnie Mufasa i jak na złość poślizgnęłam się na jednym ze schodów i jak na zjeżdżali zjechałam na sam dół wpadając na coś.
Sarah
Ocknęłam się w rzece, a dokładniej mówiąc w rwącym potoku. Jak ja się w nim znalazłam i jakim cudem przeżyłam tego wolę nie wiedzieć. Strach i adrenalina to były dwie sprzeczne i za razem jedyne emocje jakie odczuwałam wyraźnie. Instynktownie użyłam swego daru, aby wyjść z tej lodowatej wody i w mgnieniu oka się osuszyć. Rozglądałam się po otoczeniu, a raczej polanie. Co u licha polana robi w takim miejscu?! Do tego, czemu za mną rozciąga się pasmo gór, a tu jest dobre trzydzieści stopni Celsjusza na plusie.
- Panienko Sarah, czy panienka nie uważa, że kogoś brakuje?- Spytała spokojnie Ariel przyglądając mi się uważnie.
- ... Jocko! Gdzie ten idiota się podział?!- Krzyknęłam rozglądając się wokół, ale nic nie zobaczyłam. Miałam dziwne uczucie, że ktoś znajomy jest w pobliżu, ale nie dane mi było zastanowić się nad tym dłużej ponieważ ta osoba wpadła na mnie rozkładając mnie na łopatki zaś sama miała miękkie lądowanie.
- Ała! Złaź ze mnie!- Piszczałam spychając bordowłosą ze swoich pleców. Mój duch zaczął mi je uleczać jednym z zaklęć jakich się nauczyłam. Wbrew pozorom mistrz McDaniela, jest niezwykle mądry. Wiele się od niego nauczyłam i muszę przyznać, że żałuje, że nie byłam wstanie mu pomóc.
- Ewa? Sarah?- Spojrzałam na blondynkę, która była na skraju łez widząc nas. No super nie dość, że nagle sobie znikam to jeszcze mam tu zjazd kumpeli.
Megami
Leciałam z chłopakami samolotem, kiedy nagle rozległ się przerażająco niski dźwięk. Czułam, że głowa, zaczyna mi pulsować. Sycząc wstałam z fotela i ruszyłam na środek tej piekielnej maszyny. Słyszałam głody szamanów, krzyczeli o czymś i panikowali, ale mój obraz się zamazał, kiedy zobaczyłam twarz Tao i po tym pustka. Obudziłam się na jakiejś latającej wyspie i szczerze to nie wywarło na aż takiego wrażenia jak to, że cały krajobraz składał się z takich wysp.
- Gdzie my jesteśmy?- Spytała Sakura wyraźnie zaniepokojona nagłą zmianą naszego położenia.
- Nie wiem, ale lepiej znajdźmy jakąś drogę.- Powiedziałam używający powietrza, aby się przemieszczać pomiędzy wyspami. Raptem natkę nałam się na ogromną platformę. Wylądowałam i szłam szukając jakiś oznak życia, ale nic nie znalazłam oprócz roślin roślin i jeszcze raz roślin! Zaczynałam tracić nadzieje, lecz moją uwagę przykuł jęk bólu. Zaczęłam biec i po kilki minutach sprintu zobaczyłam moje dwie przyjaciółki.
- Ewa? Sarah?- Spytałam nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zauważyłam, że odcinam im dopływ powietrza.
- Dusisz nas!- Piszczała szatynka. Odsunęłam się od nich wycierając wierzchniej dłoni łzy.
- Przepraszam. Jestem po prostu szczęśliwa, że was widzę. Myślałam, że już więcej was nie zobaczę.- Płakałam, ale tym razem się pilnowałam i to one zgniatały mnie w uścisku śmierci podzielając moje wzruszenie.
- Dziewczyny, nie chcę wam przerywać chwili, ale...- Zaczął delikatnie lew, niestety przerwała mu białowłosa niezwykle zirytowana.
- Tak to bardzo wzruszające, ale gdzie my jesteśmy?!- Krzyknęła wpatrując się w nas jakbyśmy mieli znać odpowiedzieć na to pytanie.
- Tam jest latarnia... Może ktoś tam mieszka?- Zaproponowała syrena próbując uciszyć spór w zarodku. Biedaczka chyba nie wiedziała z kim ma do czynienia.
- Nie czuję tu żadnych ludzi, niby skąd pewność, że to nie pułapka albo coś!- Warczała srebrnooka cudem nie dusząc swej przyjaciółki, która dla bezpieczeństwa ukryła się za swoją panią.
- Warto spróbować.- Prychnął Mufasa, a raczej kichnął prowadząc nas do wyspy.
Cudem dotarliśmy na wyspę, która jak się później okazało była ruchoma weszliśmy do domku, który stał obok latarni. Nie duża drewniana chatka od dawna nie odwiedzana. Dach pokryty słomą, a okiennice skrzypiały popychane przez delikatny wiatr. Nie pewnie zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Sarah się zdenerwowała i wparowała do środka, aby zastać zielonooką szatynkę, która podziwiała wnętrze.
- Liliana?!- Krzyknęłyśmy jednocześnie. Chwila moment skąd one ją znają?
- Dawno się nie widziałyśmy, co?- Uśmiechnęła się wesoło szatynka pokazując nam te swoje duże i jasne zielone oczy. Ubrana była w czarne spodnie, sweter, białą koszule z ciemnym niebieskim krawatem w jaśniejsze paski ułożone w poprzek i ciemne granatowe trampki. Włosy nosiła rozpuszczone i sięgały jej do pasa.
Liliana
Obudziły mnie promienie słońca. Nienawidzę wstawać a zwłaszcza o tak wczesnej porze dnia. Ludzie to dopiero popołudnie! Właśnie, a pro po ludzi, gdzie ten Zik się podział? Obiecał, że zabierze mnie na wielki obiad i co? Jak on śmiał mnie wystawić?! Niech ja go tylko dopadnę zobaczy, co to znaczy zadzierać z dziewczyną władającą ogniem haha!!!
- Lili, czy nie uważasz, że powinnaś się zacząć przejmować tym, że nie wiemy gdzie jesteśmy?- Spytała sucho Ally stojąc tuż obok mnie węsząc w powietrzu.
- Niby dlaczego? Nie warto się martwić takimi rzeczami ważniejsze jest, gdzie tu jest jedzenie?- Zaczęłam się rozglądać i moim bystrym oczkiem zauważyłam, że w pobliżu był domek, co oznacza, że tam musiało być jedzenie!
- Idziemy Ally! Czas na obiad!- Śmiałam się biegnąc do chatki. Nie zwracałam uwagi na fakt, że powinno się ją oddać do renowacji lub, że to taki staroć, że aż głowa boli. Najważniejszy był fakt, że przeszukałam całym dom, a wiele nie musiałam chodzić i nie znalazłam niczego, co by się nadawało do jedzenia.
- Nie! Jesteśmy skończone!- Płakałam nie mogąc znaleźć żadnej żywności. Na szczęście mój duch przyniósł z lasku jakieś jagody, cóż to nie to samo co mięso, ale to wciąż jedzenie. Wzdychając zaczęłam jeść to zielsko. Byłam wegetariankom przez dwa lata i nie mogę zrozumieć, czemu w ogóle nią byłam. Musiałam być świrem.
- A teraz niby jesteś normalna?- Spytała wilczyca liżąc swoje przednie łapy.
- Na pewno.- Burknęłam i w nędzy szukałam jakiegoś jedzenie, kiedy nagle do domu wpadła trójka wariatek z którymi walczyłam i tylko z jedną przegrałam. Cóż ogień i poweitrze to naturalni sprzymierzeńcy jak i wrogowie. Wodę i ziemię znacznie łatwiej było mi upokorzyć i pokonać.
- Liliana!!- Wrzasnęły jednocześnie. Posłałam im szeroki uśmiech.
- Dawno się nie widziałyśmy, co?- Spytałam odstawiając miskę, w której powinny być cukierki.
- Do diabła ile nas tu jeszcze jest?!- Krzyknęła Bruk łapiąc się za swoje brązowe loki.
- Bo ja wiem.- Burknęłam siadając na prawie spróchniałym krześle, które było zbyt przerażone by się pode mną złamać.
- Dobrze, mamy wodę, ogień, ziemię i powietrze. Nie uważacie, że to dziwne?- Spytała Ariel unosząc się w postaci czerwonej kulki nad lewym ramieniem swojej szamanki.
- Podejrzane.- Przyznała Wars, choć ja je całkowicie olałam. O co im chodzi z tymi żywiołami?!
- Musimy działać wspólnie żeby się stad wydostać.- Powiedziała Takahashi bardzo władczym głosem, a przy tym Tao była taka nieśmiała. ~Ble! I kto mówi, że miłość jest piękna?!~
- Spasuje.- Syknęłam zirytowana, że ta cała Meg mi tak kogoś przypomina, a nie wiem kogo! To frustrujące!
- Wiem, gdzie można znaleźć mięso.- Powiedziała białowłosa Chińska wojowniczka.
- To kiedy wyruszamy?- Uśmiechnęłam się wesoło. Już nie mogę się doczekać mojego obiadu!
- Przekupstwo cię zgubi.- Burknął lew, ale został zignorowany przez śmiech dziewczyn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz